Od kilku lat mamy do czynienia z pewnego rodzaju cudem, jeśli chodzi o pensje najlepiej zarabiających Polaków na etacie. Zgodnie ze statystykami GUS co roku średnie pensje rosną (wyjątkiem jeśli chodzi o realny wzrost był 2022 r.), tymczasem etatowców o najwyższych zarobkach ubywa. Wynika to ze statystyk ZUS, które pokazują, ile osób w danym roku przekracza próg tzw. trzydziestokrotności. Od 2021 r., gdy było ich najwięcej, bo 411 tys., ich liczba systematycznie spada. Jak wynika z najnowszych danych ZUS za zeszły rok, takich osób było 341,9 tys. To o 30 tys. mniej niż rok wcześniej i ponad 60 tys. mniej niż w 2022 r.
Czym jest próg trzydziestokrotności? Oficjalnie to roczna podstawa wymiaru składek na ubezpieczenie społeczne i jest równa trzydziestokrotności prognozowanego przeciętnego wynagrodzenia na dany rok. Po przekroczeniu tego progu od pensji przestają być pobierane składki emerytalna i rentowa.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Gdzie znikają?
Jak można wyjaśnić sytuację kurczenia się liczby osób, przekraczających próg trzydziestokrotności? Po pierwsze, że najwyższe pensje etatowców nie rosną tak szybko jak przeciętne wynagrodzenia, więc nie nadążają za progiem. - To może dotyczyć raczej osób ze sfery publicznej, ich wynagrodzenia nie rosną tak szybko, więc ich liczba może spadać - słyszmy nieoficjalnie w ZUS.
Ale zdaniem naszego rozmówcy to dotyczy tylko części przypadków. - Jeśli chodzi z kolei np. o menadżerów na etatach, to pewnie rośnie liczba tych, którzy zmieniają formę swojej umowy - dodaje. Podobnie uważają dwaj ekonomiści, z którymi rozmawiamy. - Najbardziej prawdopodobna odpowiedź na pytanie, co się z nimi dzieje, to że przynajmniej w części mamy do czynienia z optymalizacją podatkową - podkreśla Sławomir Dudek z Instytutu Finansów Publicznych. Chodzi o to, że takie osoby, zamiast oddawać fiskusowi bardzo dużo w postaci podatków i składek, przechodzą na jednoosobową działalność gospodarczą i płacą podatek liniowy lub ryczałt, by oddawać sporo mniej.
Dla najlepiej zarabiających osób pracujących na etacie przejście na jednoosobową działalność staje się coraz bardziej atrakcyjną alternatywą. Brak waloryzacji progów podatkowych powoduje, że dla tej grupy na etacie rośnie krańcowa stawka podatkowa, co może skłaniać ich do ucieczki na inne formy opodatkowania - podkreśla Łukasz Kozłowski, główny ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich.
Skąd się wziął problem
Taki ruch napędza obecna konstrukcja systemu podatkowego i składkowego. By wytłumaczyć, skąd się wzięła, należy wytłumaczyć, skąd z kolei wziął się pomysł na próg trzydziestokrotności. Jej celem, w momencie wprowadzenia nowego systemu emerytalnego w 1999 r., było zmniejszenie rozpiętości wypłacanych emerytur.
Ponieważ system jest oparty na zasadzie "ile odłożysz, tyle dostaniesz", to wprowadzenie ograniczenia w maksymalnej składce automatycznie korygowało w dół przyszłą emeryturę, choć emerytury z takich składek i tak będą wysokie. Jednocześnie ten limit umieszczono w okolicach II progu podatkowego. Miało to prowadzić do sytuacji, w której w momencie gdy ubezpieczony przestaje opłacać składki na swoje świadczenia, jako podatnik zaczyna płacić więcej na państwo. Tak działało to przez kilka pierwszych lat, kiedy jeszcze waloryzowane były progi podatkowe. Ale potem, od 2003 roku, ówczesny rząd Leszka Millera zamroził progi podatkowe, a próg trzydziestokrotności rósł.
Jeszcze w 2007 r., gdy swoją pierwszą reformę podatkową wprowadził PiS, limit trzydziestokrotności znalazł się poniżej nowego progu podatkowego, który wtedy określono na 85 528 zł. Jednak ponieważ pensje rosły, a próg podatkowy nie, to trzydziestokrotność znów szybko go przegoniła. Gdy PiS w 2022 r. wprowadzał swój Polski Ład, wówczas próg podatkowy dla wyższej stawki ustawił na poziomie 120 tys. zł, a trzydziestokrotność wyniosła już 177 tys. zł. W tym roku jej wysokość to 260 tys. 190 zł.
Ukryty próg podatkowy
- To jest błąd w logice systemu dodatkowego. Najpierw jest niska krańcowa stawka podatkowa w I progu, potem w przedziale między progiem a 30-krotnością jest ona najwyższa, po czym, gdy dochód przekracza ten limit, znowu spada - komentuje Łukasz Kozłowski.
Błąd w logice bardzo dobrze widać na przykładzie. Np. ktoś na etacie zarabiający 30 tys. zł miesięcznie, jeśli przekroczy drugi próg podatkowy, to łącznie w ciągu miesiąca zapłaci 14,3 tys. zł. podatków i składek, czyli prawie 48 proc. zarobków. Jednak w momencie gdy przebije próg trzydziestokrotności, to przestanie płacić składki emerytalne i rentowe. Wtedy jego obciążenia spadną i w ciągu miesiąca zapłaci 2 tys. zł mniej, a łączna suma jego obciążeń wyniesie 41 proc.
Jak widać różnica między progiem podatkowym, a trzydziestokrotnością tworzy dodatkowy przedział podatkowy, w którym podatnik oddaje blisko połowę zarobków jako składki i daniny. Różnica między progiem podatkowym 120 tys. zł a trzydziestokrotnością to w tym roku 140 tys. zł. I w tym przedziale opodatkowanie i oskładkowanie dochodów jest najwyższe.
Nic dziwnego, że pokusa, żeby uciec do innych form opodatkowania jest duża. W przypadku podatku liniowego obciążenie dochodów na tym pułapie to jedna czwarta łącznego PIT i składki zdrowotnej, a jest jeszcze niższe w przypadku podatku ryczałtowego. Nie mówiąc już o innych bonusach związanych z tego typu opodatkowaniem, jak możliwość odliczania VAT czy także odliczania kosztów w przypadku podatku liniowego. Nie powinno zatem dziwić, że od lat jesteśmy świadkami migracji najlepiej zarabiających Polaków do tych form opodatkowania.
Jeśli chodzi o ostateczną odpowiedź na pytanie, w jakim stopniu spadek liczby etatowców przekraczających próg trzydziestokrotności to efekt tego, że zarobki części dobrze zarabiających nie nadążają za wzrostem limitu, a na ile to migracja do innych form, będziemy musieli poczekać do rocznego rozliczenia PIT. Przynajmniej tak wynika z odpowiedzi na nasze zapytanie, jakiej udzielił nam resort finansów.
Grzegorz Osiecki, Tomasz Żółciak, dziennikarze money.pl