Damian Szymański, money.pl: Nadchodzą kłopoty dla rządu?
Wojciech Śliż, były dyrektor Departamentu Podatku VAT w Ministerstwie Finansów, obecnie partner kancelarii Kochański & Partners: Niewątpliwie stoimy przed kilkoma wyzwaniami, które obecnie nie są dostatecznie eksponowane w dyskusji publicznej. Mówiąc bez ogródek, poprzednia administracja rządowa pozostawiła po sobie pewien rodzaj kukułczego jaja, z którym obecny rząd musi się teraz zmierzyć, jak np. Krajowy System e-Faktur.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
To zacznijmy od początku. Ekipa Donalda Tuska zakłada plan wzrostu VAT-u o blisko 25 proc. W tym roku resort finansów planuje pozyskać od Polaków 62,4 mld zł więcej niż w 2023 r. Ten plan jest w ogóle realny?
Jest on na pewno bardzo ambitny. Musimy zastanowić się, skąd MF wzięło takie wyliczenia. Wiemy, że prognozowany wzrost PKB powinien osiągnąć 3 proc. PKB w ujęciu realnym, natomiast w ujęciu nominalnym, czyli uwzględniającym inflację - 9,5 proc. Bardzo upraszczając, o tyle automatycznie mogą więc wzrosnąć dochody z tego podatku. Zostaje nam więc do wyjaśnienia, w jaki sposób rząd chce uzyskać wzrost o pozostałe 15 proc.
I?
Moim zdaniem mamy do czynienia z kilkoma czynnikami. Po pierwsze, pamiętajmy, że odnosimy się w tym przypadku do 2023 r., kiedy obowiązywała tarcza energetyczna oraz żywnościowa ze stawkami zerowymi na produkty spożywcze. Taka prognoza wpływów sugeruje nam, że MF niekoniecznie spodziewa się przedłużania tych tarcz.
Zerowy VAT na żywność ma być utrzymany na pewno do końca marca. A później się zobaczy.
I pewnie zgodnie ze sztuką tworzenia ustawy budżetowej urzędnicy MF właśnie taki horyzont czasowy przyjęli. Podobnie jak ponad trzykrotne zmniejszenie środków na tarcze energetyczne. Upraszczając, możemy powiedzieć, iż z tego tytułu będzie wynikała zwyżka dochodów z VAT o kolejne 4-5 proc. procent. Ale nie to jest najciekawsze. Rząd bowiem musiał założyć również jakiś dodatkowy efekt uszczelnienia systemu podatkowego, który dodaje nam kilka brakujących procent do przychodów z VAT-u.
Tak było jeszcze do niedawna. Tym postawieniem kropki nad "i" w uszczelnieniu, jak informował nas resort, miały być e-faktury, ale ich ostatecznie w tym roku nie będzie.
Rozwiązanie to zaproponowane zostało przez poprzedni rząd i musiało być uwzględnione w ustawie budżetowej. No i tu zaczyna się problem. Czy mamy jakieś nowe rozwiązania systemowe, które pozwolą na dalszy wzrost przychodów z VAT zamiast e-faktury? Pytanie jest tym bardziej zasadne, iż moim zdaniem Krajowy System e-Faktur (KSeF - przyp.red.), nawet gdyby został wprowadzony, nie byłby istotnym narzędziem uszczelniającym.
Nie byłby?
Pamiętajmy, że mówimy o technologicznym rozwiązaniu, które dotknie każdą firmę w kraju i które polega na włączeniu MF jako obowiązkowego pośrednika przekazującego faktury pomiędzy podatnikami. Jako pośrednik MF uzyska wiedzę, której dotychczas nie posiadało, czyli co konkretnie i za ile jest kupowane i sprzedawane przez konkretnego podatnika. Taka wiedza na pewno będzie ułatwiała służbom skarbowym pracę analityczną związaną z oceną zasadności ponoszenia konkretnych wydatków dla celów podatków dochodowych, ale czy przyczyni się do zwiększenia wpływów z podatku VAT? Jestem, delikatnie mówiąc, mało przekonany. Poprzedni rząd zakładał, że realnie przyniesie to niecały 1 mld dodatkowych wpływów. Trzeba też brać pod uwagę, że różne rozwiązania, które wprowadzone zostały na przestrzeni lat, przyniosły skutek i luka VAT stopniała z dwudziestu kilku procent do zaledwie 5-6 proc. Niektórzy uważają, że obecnie jest już ona na poziomie naturalnym, co oznacza, że pola do uszczelnienia się wyczerpały.
To po co w takim razie ministerstwo chce wprowadzić KSeF?
Jest to na pewno domknięcie systemu pozyskiwania informacji od podatników. Bo co teraz mamy? Mamy pliki JPK, które dają nam szczegółową informację o fakturowanych wartościach i kwotach VAT po stronie sprzedawcy i nabywcy. Mamy split payment, który zabezpiecza operacje na wrażliwych towarach i daje wysoką gwarancję bezpieczeństwa przy odliczeniu podatku. Mamy STIR, czyli narzędzie sprawdzające, czy sposób zapłaty między podatnikami jest naturalny i nie budzi podejrzeń. Jedyną rzeczą, której nie posiadamy, to informacja, czego dotyczyła dana faktura. Co dokładnie sprzedano. I w tym momencie pojawia się zasadnicze pytanie systemowe. Czy my, pilnując wpływów z VAT-u, potrzebujemy wiedzieć, co jest sprzedawane na tej fakturze?
Według pana resort potrzebuje tej informacji?
Moim zdaniem nie jest ona niezbędna do celów kontroli poprawności rozliczeń VAT. W trakcie prac legislacyjnych prowadzonych przez poprzedni rząd pojawiał się oczywiście argument o konieczności posiadania przez MF informacji o fakturze już w momencie jej wystawienia. Jednak nie uwzględniał on faktu, iż zobowiązanie podatkowe w VAT ukształtuje się dopiero w momencie złożenia deklaracji. Jaka jest zatem przewaga KSeF nad JPK? Sprowadza się ona do przekazania MF informacji o szczegółowej treści faktury, w tym cenach poszczególnych towarów czy usług. Czy jest ona niezbędna dla szczelności systemu VAT? Moim zdaniem nie. A w takiej sytuacji musimy zawsze sobie zadać pytanie, jak daleko pozwolimy różnym organom zaglądać do informacji przekazywanych w ramach obrotu gospodarczego.
Czyli chce pan powiedzieć, że doszliśmy do ściany?
Nie. Zakładam, iż nowy rząd może liczyć na poprawienie efektywności działania Krajowej Administracji Skarbowej. Ale nie będzie to dobra informacja dla przedsiębiorców.
Co pan ma na myśli?
Po prostu nie mamy w tym zakresie najlepszego doświadczenia. Zazwyczaj, kiedy wymagano od służb skarbowych wzmożonego, sztucznego, działania, dochodziło do przekroczenia pewnych granic, kontrowersyjnych zachowań itd. Ja bym się takiej sytuacji bardzo obawiał, szczególnie jeśli zwiększono by liczbę kontroli. Gdy akcentowany był nacisk na rozpoczęcie procesu kontrolnego, a urzędnicy nie byli rozliczani z efektów, tylko z liczby wszczętych postępowań, pojawiali się także niesłusznie pokrzywdzeni przedsiębiorcy. Wiele kontrowersji może wzbudzić także dotknięcie uszczelnieniem tzw. szarej strefy.
A mamy ją jeszcze w Polsce?
Oczywiście. Jest ona widoczna przede wszystkim w mikrobiznesie, w którym, nazwijmy to delikatnie, paragony nie bardzo się przyjęły. To może być restauracja, która wystawia rachunki kelnerskie zamiast paragonów. To może być na przykład zakład naprawczy. Pamiętam, jak kilka lat temu (w listopadzie 2017 r. - przyp.red.) wybuchła afera, kiedy mechanik, chcąc pomóc na szybko, wymienił żarówki w lampach samochodowych i nie nabił tego na kasę fiskalną. Okazało się, że była to prowokacja urzędników skarbowych. W sferze moralnej było to zupełnie niedopuszczalne, jednak się wydarzyło i było wynikiem presji wywieranej na urzędnikach. Nie wiem, czy znajdzie się rząd, który byłby zdolny zapłacić polityczną cenę za takie działania KAS.
Nie brzmi to dobrze.
Nie brzmi. Dlatego uważam, że rząd premiera Donalda Tuska powinien przedstawić konkretny zestaw działań uszczelniających, mających na celu zniwelowanie skutków niedociągnięć poprzedniej administracji, zwłaszcza w kontekście kukułczego jaja w systemie podatkowym. Przedstawienie jasno określonego planu i konsekwentne jego wdrażanie będzie kluczowe, aby umocnić zaufanie społeczeństwa oraz uzasadnić prognozowany 25-procentowy wzrost przychodów z VAT w bieżącym roku.
Damian Szymański, wiceszef i dziennikarz money.pl