Zawsze czekałem z tym na ostatnią chwilę. Raz nawet dosłownie biegłem na pocztę, byle tylko zdążyć dostać potwierdzenie nadania PIT-u. A teraz? Poczekałem do północy, włączyłem komputer i się rozliczyłem. De facto w mniej niż… 5 minut.
Jak to możliwe. Po raz pierwszy w historii w piątek ministerstwo finansów udostępniło Polakom ok. 20 mln wstępnie wypełnionych deklaracji podatkowych. Nie PIT-ów od pracodawców, ale już wstępnie przygotowanych deklaracji.
Najpierw zalogowałem się przez Profil Zaufany na stronie podatki.gov.pl. Zgodnie z tym, co obiecał resort finansów, strona ruszyła dosłownie minutę po północy. Dwa kliknięcia, wpisanie hasła i już mogę wypełniać e-PIT.
Formularz jest uproszczony do granic możliwości. Nie ma okienka numer 10, do którego z PIT-11 muszę wpisać sumę z ramek o numerach 35 i 36. Nie. Mam po prostu przygotowane całe rozliczenie. Przeraża mnie tylko kwota do zapłaty podatku – na czerwono świeci się 944 zł.
Pierwsza myśl? To niemożliwe. Zawsze mam nadpłatę. PIT był jednak przygotowany tylko dla mnie. Klikam więc wspólne rozliczenie z małżonką. Muszę wpisać jej PESEL – mam wykuty na pamięć. Dalej przychód za 2017. Ściągam sobie z poczty zeszłorocznego PIT-a i przepisuję. Trzecie hasło: przychód za 2018 rok. I tu pojawiają się problemy.
Żona jest na macierzyńskim, a jej PIT pracodawca ma w swoim intranecie. Ola oczywiście hasła nie pamięta. Próbuję jej standardowe - nie działają, a intranet na 5 minut się blokuje.
- Przecież mówiłam ci, że mam zapisane na swoim komputerze. A poza tym idź spać, a nie PIT po nocy rozliczasz - mówi przez sen. No cóż, jest parę minut po północy.
Loguję się u niej, sprawdzam w zapisanych hasłach. Udało się. PIT ściągnięty, przychód wpisany, a mi automatycznie humor się poprawia, bo kwota nadpłaty maleje o kilkaset złotych. Cały czas jednak muszę dopłacać.
E-PIT sam jednak mi podpowiada: „ulga na dzieci: masz prawo do ulgi? Wskaż je”. Rok wcześniej urodziło mi się dziecko, więc muszę je dopisać. Wklepuję jego PESEL, za ile miesięcy przysługuje mi ulga (10, bo młody jest z marca), pyk i już. Dopisuję jeszcze PESEL pierwszego dziecka, 12 miesięcy i gotowe.
Kwota niedopłaty zamienia się w kwotę nadpłaty. Znika czerwony kolor, pojawia się miłe i przyjemne 1936 zł. Wakacje uratowane. A może jakaś majówka? Od tego roku fiskus ma 45 dni na zwrot pieniędzy. Ponieważ będę jednym z pierwszych rozliczonych, to pewnie kasa przyjdzie nawet szybciej. W głowie już planuję wyjazd.
Przypominam sobie jeszcze, że przysługuje mi ulga dla krwiodawcy. W zeszłym roku wyjątkowo krew oddawałem jednak tylko raz, więc kwota zwrotu już się nie zmienia.
1 proc. ? Wpisaną miałem z automatu fundację, której pieniądze przekazałem rok wcześniej. W tym roku nic nie zmieniam. Upewniam się jeszcze, że wszystkie dane są poprawne. Klikam w "złóż PIT". System pyta mnie jeszcze raz, czy na pewno chcę złożyć zeznanie. Potwierdzam. I gotowe.
Samo wypełnianie nie trwało dłużej niż 5 minut, więcej zajęło mi znalezienie potrzebnych danych do zalogowania. Jest 30 minut po północy. Na koniec na stronie e-PIT pokazuje się jeszcze komunikat: „PIT w trakcie weryfikacji (status 302)”.
Myślę sobie wtedy, że pewnie jakaś pani Halinka przegląda właśnie mój PIT i szuka haków. Jednak po dosłownie 20 sekundach status zmienia się na "PIT poprawnie złożony".
Na koniec pobieram jeszcze z systemu UPO. To tzw. urzędowe potwierdzenie odbioru. Mając je, mam pewność, że moje dokumenty trafiły do skarbówki. Zamykam komputer. Idę spać spokojniejszy i bogatszy o 1936 zł. Lubię taką cyfryzację.
Masz newsa? Wyślij go do nas przez dziejesie.wp.pl