Trzy miesiące minęły od wejścia w życie podatku cukrowego, który wywindował ceny napojów słodzonych do niespotykanych wcześniej rozmiarów. Według agencji badawczej CMR od początku roku ceny wzrosły od 8 proc. w przypadku napojów energetycznych, do nawet 45 proc. w przypadku napojów sprzedawanych pod markami własnymi sieci handlowych.
- Żadna firma nie była w stanie udźwignąć kosztów tego podatku i zamortyzować go poprzez np. zmniejszenie swoich kosztów i niepodnoszenie ceny. W związku z tym mamy na rynku średni wzrost ceny napojów na poziomie ok. 30 proc. - szacuje Andrzej Gartner, dyrektor generalny Polskiej Federacji Producentów Żywności.
Podkreśla od razu, że o cenach napojów decyduje też rodzaj kanału dystrybucji, producent i rodzaj samego produktu. Jak zatem wygląda wzrost w praktyce?
- W przypadku spółki Hoop podatek cukrowy właściwie wywrócił jej funkcjonowanie do góry nogami. Weźmy przykład dwulitrowej butelki Hoop Coli. Podatek cukrowy w jej przypadku wynosi 1,70 zł od butelki. Spadki sprzedaży tego produktu są znaczące, czego się spodziewaliśmy, biorąc pod uwagę wysokość opłaty cukrowej - opowiada Janusz Rubas, prezes Hoop Polska.
Przed opłatą za dwulitrową Hoop Colę klient płacił przeciętnie 4 zł. Obecnie - 6,70 zł. Oznacza to zatem wzrost ceny o niemal 70 proc.
- Wysokość podatku od wspomnianej dwulitrowej butelki Hoop Coli wynosi mniej więcej tyle, ile sama cena sprzedaży produktu z naszej firmy. Nie można było tego amortyzować w żaden sposób, bo koszt jest niebotyczny - wskazuje Rubas.
Wpływ mniejszy od zakładanego
Rząd szacował, że z podatku cukrowego rocznie wpływać będzie 3,2 mld zł. 96,5 proc. wpływów trafić ma na konta Narodowego Funduszu Zdrowia, natomiast reszta - do budżetu państwa.
Pierwsze przelewy od firm jednak znacznie odbiegają od oczekiwań autorów ustawy. W styczniu producenci zapłacili 75,96 mln zł. Gdyby wpływy utrzymały się na podobnym poziomie do końca roku, to opłata cukrowa przyniosłaby finalnie ok. 911,5 mln złotych. To znacznie mniej, niż zakładał rząd.
Czytaj więcej: Producenci słodkich napojów dorzucili do budżetu 75,96 mln zł. To dane tylko za pierwszy miesiąc
- Styczeń nie jest do końca miarodajny. W styczniu firmy zanotowały duży spadek obrotów, co może być spowodowane drastyczną podwyżką cen. Z drugiej strony powodem mogą być też zapasy jeszcze z grudnia, bo dosyć dużo mówiło się o tym, że ceny wzrosną i część firm wskazywało, że tego typu zapasy na rynku detalicznym powstały - mówi Andrzej Gartner.
- Natomiast gdyby przyjąć, że kwota płacona przez firmy z tytułu tej daniny będzie co miesiąc na podobnym poziomie, no to rząd przeszacował wpływy przynajmniej o 60 proc. - dodaje dyrektor PFPŻ.
- Z drugiej strony rząd mówił, że nie chodzi o pieniądze, ale o zdrowie, więc nie powinien martwić mniejszymi wpływami z podatku - ironizuje nasz rozmówca.
Zwraca też uwagę, że chociaż mniejsze firmy zapłacą podatek w mniejszej wysokości, to jednak one również mają problemy związane z pandemią, np. zablokowane produkty na rynku czy niezebrane należności. Nie miały też okazji przygotować rezerw finansowych, ponieważ rząd nie wysłuchał stanowiska branży i nie wydłużył vacatio legis podatku o przynajmniej rok.
Do tego w 2020 roku doszły znacząco wyższe koszty zabezpieczenia ciągłości produkcji i bezpieczeństwa pracowników. Dlatego też prezes PFPŻ kreśli dwa scenariusze, skąd przedsiębiorstwa mają wziąć pieniądze na spłatę nowej daniny.
- Oba złe. Albo firma weźmie kredyt, albo zacznie po prostu zwalniać pracowników i wyprzedawać majątek. Wiadomo, do czego to prowadzi. Jedno jest pewne, że w najgorszej sytuacji znalazły się małe i średnie przedsiębiorstwa, które mogą nie przetrwać najbliższych 6 miesięcy z tym podatkiem - prognozuje.
Ekspert przypomina też, że mniej więcej średni obrót pieniądza w tej branży to jest ok. 60 dni. Tyle czasu zajmuje przedsiębiorcom ściągnięcie należności za sprzedany towar. Podatek natomiast trzeba płacić co miesiąc.
Problemem jest także lockdown, który "zamroził" np. branżę hotelarsko-gastronomiczną. Andrzej Gartner wskazuje, że spadek sprzedaży w przypadku tej gałęzi to 80 proc.
Polska Federacja Producentów Żywności otrzymuje już sygnały z rynku o pierwszych zwolnieniach pracowników, które są próbą zneutralizowania wpływu daniny na budżet firm. A o redukcji etatów myślą już kolejne przedsiębiorstwa.
Dowiedz się: Nowe podatki, opłaty i obowiązki w 2021 roku. Podwyżkę zobaczysz już w sobotę w sklepie
Firmy zmieniają strategie
Jak przekonuje Gartner, wpływ podatku na kondycję firm będzie można realnie ocenić za kilka miesięcy. Dziś jednak można już zauważyć, że walczą one o klientów, a tym samym zyski różnymi sposobami.
- Część po prostu podniosła ceny i została przy swoim asortymencie. Inne przedsiębiorstwa natomiast postanowiły, chociażby, dokonać zmiany w recepturze, czyli zwiększyć ilość soku w napoju powyżej 20 proc. A to znacząco zmniejsza wysokość podatku. Jeszcze inną strategią jest zmniejszenie objętości opakowania - zwraca uwagę ekspert.
Hoop Polska łączy w zasadzie wszystkie te strategie.
- I tak już pracowaliśmy na niezbyt dużych marżach. Koszty nałożonej opłaty musieliśmy przerzucić na konsumenta, bo po prostu nie stać nas było, by wziąć ją na siebie. Aczkolwiek dzisiaj walczymy o obroty. Wchodzimy w agresywne promocje tylko z tego tytułu, by po prostu przetrwać - wyjaśnia Janusz Rubas.
- Z początkiem roku wprowadziliśmy napoje z 20-procentową zawartością soku i będziemy dalej szli w tym kierunku, a także w format 1,5 l coli klasycznej. Natomiast produkty z sokiem na pewno nie zastąpią naszego podstawowego produktu, jakim jest Hoop Cola 2 l - opowiada Janusz Rubas.
Przypomnijmy, rząd podkreśla, że celem wprowadzenia nowej daniny jest działanie prozdrowotne i przeciwdziałanie nadmiernemu spożywaniu cukru, które prowadzi do otyłości.
Andrzej Garter i Janusz Rubas punktują jednak luki w projekcie. Ten drugi zwraca uwagę, że podatek jest skonstruowany w taki sposób, że stawka podatku jest taka sama niezależnie od tego czy w napoju jest 5 g cukru, czy też jedna dziesiąta grama.
- Jeżeli przyjrzymy się podatkowi angielskiemu, to zaczyna się on praktycznie od 5 g cukru. W Polsce jest dokładnie odwrotnie. Zrobiono to po to, żeby jak największa liczba firm zapłaciła główną stawkę podatku - twierdzi.
Szef Hoop Polska zwraca uwagę na inny aspekt.
- Widziałem, że konkurencyjne produkty na stacjach benzynowych potrafią osiągnąć cenę 10-12 zł. Porównajmy to teraz z cenami piw z alkoholem. A teraz zastanówmy się, co z punktu widzenia przeciętnego konsumenta bardziej mu się "opłaci" wypić. Czy zatem państwo uzyskało to, co chciało? - pyta retorycznie prezes Hoop Polska.