Podatek handlowy wprowadzono w 2016 roku, ale ostateczna decyzja zapadła we wtorek. Wtedy to Trybunał Sprawiedliwości UE uznał, że danina nie narusza unijnego prawa.
Tym samym Trybunał oddalił odwołanie Komisji Europejskiej w tej sprawie i utrzymał w mocy wcześniejszy wyrok Sądu UE.
Obowiązek zapłaty podatku został zawieszony do 31 grudnia 2020 roku. Rząd liczył na to, że do tego czasu TSUE upora się ze sprawą. Terminu nie przedłużono, więc teoretycznie fiskus mógłby domagać się od sieci handlowych zapłaty podatku wstecz.
Minister finansów Tadeusz Kościński rozwiał jednak wątpliwości i na antenie radiowej Jedynki zadeklarował, że sieci nie będą musiały płacić.
- Podjęliśmy decyzję, że nie będziemy pobierać podatku handlowego wstecz. To by było nie fair wobec przedsiębiorców. Nam chodzi o wyrównanie szans między przedsiębiorcami - powiedział Kościński.
Podstawą opodatkowania jest miesięczny przychód uzyskiwany przez wszystkich detalicznych sprzedawców towarów w wysokości przewyższającej 17 milionów złotych. Podatek obejmuje dwa przedziały: stawkę 0,8 proc. mającą zastosowanie do przychodów między 17 milionów, a 170 milionów zł i stawkę 1,4 proc. wobec przychodów przewyższających 170 milionów zł.
Money.pl szacuje, że Jeronimo Martins musi płacić po około 50 mln zł miesięcznie podatku handlowego za sieć Biedronka i kolejne kilka milionów złotych za sieć drogerii Hebe.
Lidl wykłada do 20 mln zł każdego miesiąca. Z kolei sieć Rossmann blisko 12 mln zł, a sklepy spod logo Euro RTV AGD około 8 mln zł. I tak co miesiąc.