Nauczyciele i policjanci otrzymali niższe pensje, rząd musi szykować wyrównanie. Księgowi dwoją się troją, by połapać się w nowym systemie, a przedsiębiorcy nie mają pojęcia, w jakiej są podatkowej rzeczywistości. Tak prezentuje się "Polski Ład" po kilku dniach od wejścia w życie. O nim w programie "Money. To się liczy" mówił Maciej Witucki z Konfederacji Lewiatan.
Damian Szymański, money.pl: Na początku roku wszedł "Polski Ład" i trochę nam się porobiło…
Maciej Witucki, prezydent Konfederacji Lewiatan: Chciałoby się powiedzieć: "a nie mówiłem?". No i mamy bałagan, a teraz musimy ten pasztet jakoś zjeść. Będą teraz podejmowane próby zawracania czy łatania tego rozporządzeniami, choć w ogóle to budzi wątpliwości, czy ustawy można łatać przy pomocy rozporządzeń. Są głosy, że jest to niekonstytucyjne.
Ta sytuacja będzie się tylko pogłębiała. Pierwsze objawy były już 15 maja, gdy ten pomysł padł, kolejne w lipcu, gdy ustawa się pojawiła, a potem w sierpniu, gdy były kolejne poprawki, a następnie zaczął się legislacyjny ekspres sejmowo-senacki.
Rząd wysyła informacje, że to historyczna i pokoleniowa zmiana dla milionów Polaków na dziesiątki lat. Ja mam nadzieję, że zmiana pod tytułem "Polski Ład" nie przetrwa nawet kilku lat – powiedział w "Money. To się liczy" Maciej Witucki, prezydent Konfederacji Lewiatan.
To podatkowy Frankenstein, któremu dodano nowe wypustki i puszczono na rynek. Bez debaty, bez dyskusji, a przede wszystkim bez porządnego opisania. Miało być tak dużo, tak szybko, a wyszło niestety słabo.
No więc pytanie, czy rzeczywiście zrobiono wystarczająco dużo w 2021 roku? Bo rozmawiamy w poniedziałek 10 stycznia, a jeszcze w sobotę do północy trwał chat z księgowymi z Ministerstwa Finansów. W niedzielę dokładnie to samo, czyli tak naprawdę te spotkania dopiero teraz następują, kiedy już mleko się rozlało.
Tu nie było szans. Biorąc pod uwagę, że chciano zrobić tak dużo, że miała to być historyczna reforma, a tak naprawdę zdeformowano jeszcze bardziej tego potwora podatkowego, którego mamy w Polsce. Tak naprawdę po "Polskim Ładzie" już nie ma innego wyjścia, jak napisanie nowej ustawy o PIT i CIT.
Co do osób fizycznych, tak naprawdę nie trzeba było aż tak bardzo podnosić kwoty wolnej od podatku, gdyby równolegle nie podnoszono składki zdrowotnej. Umarł chyba system opowiadania, że mamy składki, podatki i daniny. Komplikacji jest tak dużo, że trzeba to wywrócić, a nie opowiadać, że składka zdrowotna podniesie wydatki na koszty zdrowia, a podatki ich nie podniosą. To jest ten sam worek, z którego później rozdaje się pieniądze.
W pierwszym rzucie skutki "Polskiego Ładu" odczuli nauczyciele, policjanci, emeryci. Co z przedsiębiorcami? Czeka nas kolejna fala chaosu?
Zła wiadomość jest taka, że dla przedsiębiorców to będzie kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt miesięcy niepewności.
Co więcej, w ubiegłym roku, gdy ogłoszono te zmiany to w Ministerstwie Finansów były osoby, które publicznie co najmniej popełniły wykroczenie, zalecając przedsiębiorcom optymalizację podatkową. Ci urzędnicy mówili, że jeśli 19-procentowa stawka na podatku liniowym to dla kogoś za dużo, to może przenieść się na ryczałt. To jest optymalizacja, to jest doradzanie przedsiębiorcom przez urzędników państwowych, by przenieśli się na niższe podatki.
Mogą być tacy przedsiębiorcy, którzy zachęceni tymi medialnymi doniesieniami przejdą nie na 15-procentowy ryczałt, ale bardziej agresywnie na 8,5 proc., bo jakiś dyrektor departamentu czy wiceminister tak doradzał, co sprawi, że będziemy żyli w ogromnej niepewności. A później urzędy skarbowe, jak już się ogarną i dostaną wytyczne, to mogą zacząć polować. Wtedy zacznie się polowanie na agresywne 8,5 proc.
Chce Pan powiedzieć, że pod koniec roku może się okazać, że nagle skarbówka zacznie liczyć, ile kto jest dłużny i wówczas przedsiębiorcy będą bardzo negatywnie zaskoczeni?
Oczywiście że tak. Jeśli dzisiaj księgowa mówi, że trzeba wybrać, jaka stawka - 19, 15 czy 8,5 – to już brzmi jak pułapka na przedsiębiorcę. To są te setki tysięcy samozatrudnionych. Są małe i mikro firmy, które będą stały przed ryzykiem, że mogą się krótkoterminowo zoptymalizować, ale w zależności od woli polityczno-podatkowej mogą za kilkanaście miesięcy zostać trafieni jakimś domiarem podatkowym, a po drugie – odsetkami karnymi.
Brak wyjaśnienia kto i co może, powoduje bałagan – krótkoterminowo, a niepewność do końca życia, bo to jest zawsze do końca życia plus 5 lat, czy nie pojawi się odpowiedzialność karno-skarbowa.
Drobne rzeczy mogą się zdarzać, ale przed nami jeszcze długie rozmowy i odcinki tego felietonu pod tytułem "Polski Ład". Jako Konfederacja Lewiatan o tym mówiliśmy, musimy usiąść do stołu i rozmawiać na temat zupełnie nowego systemu, bo tego już dłużej nie da się ciągnąć. "Polski Ład" zabije polski system podatkowy.
To nie jest wielka reforma, to jest wielka nadbudówka pod system stojący na fundamentach, które nie działają.
Czyli jedyną receptą jest to, by zapomnieć o "Polskim Ładzie" i usiąść do stołu na nowo?
Rząd musi łatać te dziury, które się potworzyły, a na pewno nie ścigać ludzi, którzy będą przeskakiwali ze stawki na stawkę, bo stworzoną im takie możliwości. Pojawiają się deklaracje, że w pierwszych miesiącach skarbówka będzie łagodnie obchodziła się z przedsiębiorcami. Prosiłbym, by to nie były tylko słowa.
Inny ważny temat w naszej przestrzeni gospodarczo-społeczno-politycznej to problem inflacyjny. Wielu ekonomistów mówi, że presja płacowa może wpłynąć na inflację i na nakręcającą się, niebezpieczną spiralę płacowo-cenową.
Ta inflacja tak szybko nie ustąpi z naszego kraju, bo nawet Narodowy Bank Polski mówi, że jeszcze w tym roku będzie wysoka. Nawet jeśli ceny energii spadną po tym okresie zimowym, to z drugiej strony będziemy mieli presję płacową.
Natomiast firmy, w szczególności mali przedsiębiorcy, będą mieli komplikacje operacyjne, dodatkowe koszty. To tworzy taką mentalną blokadę. Pracownik też zdaje sobie sprawę, że pracodawca został dotknięty serią nowych pomysłów. To będzie moderowało wzrost wynagrodzeń, będzie powodowało pewien rodzaj współczucia między pracodawcami a pracownikami. Wszyscy chcielibyśmy kolejnych podwyżek, ale było podniesienie płacy minimalnej, był Polski Ład, pracodawcy dostali jeszcze innymi regulacjami.
By zakończyć bardziej optymistycznie, jaka jest największa nadzieja na ten rok? Taki największy pozytyw.
Myślę, że dobrym skutkiem tego kryzysu w energetyce jest przyspieszenie dyskusji o elektrowni atomowej. Wszyscy mamy pełną świadomość, że potrzebne nam są OZE, i tutaj też liczę na dobrą wiadomość, że może jednak otwarcie równej walki o te koncesje na Bałtyku, po to, żeby jak najszybciej powstały wiatraki, byśmy mieli bezpieczny prąd i tanią lub w miarę tanią energię dla Polaków.
Drugie to jest decyzja właśnie o elektrowniach jądrowych, a to się już wlecze od parunastu lat. Trend światowy się zmienił, energetyka jądrowa wraca do łask. To jest decyzja pokoleniowa, ale też wywrze presję na naszych dostawców gazu, czyli głównie Rosję, ale też Norwegię i USA. Ta wizja, że za kilkanaście lat będziemy niepodlegli energetycznie to może być dobra niespodzianka tego roku i da jakiś oddech inwestycyjny.
Jeśli takich decyzji nie będzie, to Polska będzie stopniowo traciła konkurencyjność, bo praca będzie u nas drożała, energia również. Być może będą duże decyzje energetyczne, ale trzeba je podjąć, by osiągnąć energetyczną niezależność.
Program "Money. To się liczy" można oglądać od poniedziałku do piątku o godz. 9:05 na wp.pl oraz na kanale YouTube: Wirtualna Polska News.