Koniec roku zbliża się nieubłaganie. Okres ten zawsze kojarzy się z zabawą sylwestrową. W ostatnich latach jednak nie tylko z nią: to także czas, w którym do Polaków przychodzą pisma o podwyżce opłat i podatków. Rosną m.in. podatek od nieruchomości, jak również koszty eksploatacyjne mieszkania.
Wzrost o kilkaset złotych w dwa lata
Na te ostatnie zwrócił nam uwagę jeden z mieszkańców z Warszawy. Przysłał nam zdjęcia dokumentów, które otrzymał od spółdzielni. Wynika z nich, że za mieszkanie i miejsce postojowe od 1 marca 2024 r. będzie płacić prawie 1100 zł miesięcznie. Jeszcze dwa lata temu jego opłaty wynosiły łącznie niecałe 700 zł. Do tego w ostatnim czasie musiał też dopłacić ok. 1 tys. zł za ogrzewanie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Opłaty dzielą się na zależne i niezależne od spółdzielni. W pierwszej kategorii są m.in. fundusz remontowy, koszty użytkowania i eksploatacji wspólnego mienia, konserwacja i remonty mienia spółdzielni. W drugiej – głównie opłaty za media.
Ludzie mają dość ciągłych podwyżek. Zastanawiają się, kiedy zatrzymają się one w końcu na jednym, stałym poziomie. Kiedy to się skończy? – pyta nasz czytelnik.
Co ma czynsz do płacy minimalnej?
W udostępnionym money.pl piśmie spółdzielnia tłumaczy mieszkańcom, skąd wzięły się podwyżki. Wskazuje m.in. na… podwyżkę płacy minimalnej, na co zwrócił naszą uwagę czytelnik. Przypomnijmy, od 1 stycznia wzrośnie ona z 3,6 tys. zł brutto do 4242 zł brutto. W lipcu natomiast Polaków czeka kolejna podwyżka – do 4,3 tys. zł.
Jak zatem wyższa płaca minimalna wpływa na rosnące koszty mieszkań? W rozmowie z money.pl tłumaczy to Tomasz Mądry z zespołu zrównoważonego rozwoju w Polskim Instytucie Ekonomicznym (PIE).
Weźmy pod uwagę np. wywóz odpadów. Osoby się tym zajmujące często zarabiają pensję minimalną lub niewiele ponad nią. Przyszłoroczny wzrost 'podbije' koszty pracy firm wywożących odpady, co automatycznie przełoży się na wzrost ceny usługi wywozu. Na końcu zapłacą za to indywidualni konsumenci – mówi Tomasz Mądry.
Kryzys energetyczny też wpływa na opłaty
Nasz rozmówca podkreśla, że na opłaty wpływa inny, być może nawet istotniejszy czynnik: kryzys energetyczny. Choć ceny prądu zostały w 2023 r. zamrożone na określonym poziomie, to podwyżek nie udało się w pełni uniknąć. Co gorsza, duża grupa odbiorców prądu nie odczuje też faktu, że ceny prądu w 2023 roku jednak malały.
W tym roku, pomimo że hurtowe ceny prądu w ujęciu rokrocznym zmalały o ok. 40 proc., to rachunki mieszkańców przeważnie i tak nie pójdą w dół. Bo kontrakty długoterminowe były podpisywane, gdy ceny były wysokie – tłumaczy Mądry.
W ostatnich dniach prezes Urzędu Regulacji Energetyki (URE) zatwierdził taryfy na prąd w 2024 r. czterech dostawców: PGE Obrót, Tauron Sprzedaż, Enea i Energa Obrót.
Będą one niższe o ok. 31 proc. względem taryf w 2023 r. Ceny za 1 MWh spadną z 1076,7 zł do 739,3 zł. To nadal jednak kwota wyższa niż ta zagwarantowana w tzw. tarczach mrożących ceny (412 zł za 1 MWh, a po przekroczeniu limitu zużycia – 693 zł).
Obniżenie opłat w 2024 r. wciąż możliwe
Jednak ci, którzy otrzymali już pismo o podwyżkach, nie powinni tracić nadziei. Rząd Donalda Tuska zdecydował się przedłużyć mechanizm mrożenia cen energii i będzie on obowiązywać do końca czerwca 2024 r. na dotychczasowych zasadach. Minister finansów Andrzej Domański nie wykluczył, że przepisy te z czasem zostaną "rozciągnięte" na drugą połowę przyszłego roku.
To oznacza, że do mieszkańców przyjdzie pismo z aktualizacją opłat. Z analogiczną sytuacją mieliśmy już zresztą do czynienia na przełomie 2022 r. i 2023 r., kiedy to ówczesny rząd Prawa i Sprawiedliwości zdecydował się wprowadzić tzw. tarczę osłonową.
Niektórzy dostali zapowiedzi wzrostu cen energii miesiąc czy dwa miesiące temu. Choćby u mnie tak było. Wiele jednak w tej kwestii zależy od samych spółdzielni – jak one będą to wszystko procedować. Jednak wydaje mi się, że ceny energii, o których dziś informują zarządcy nieruchomości, nie są ostateczne – mówi Tomasz Mądry.
Opłaty za mieszkania spadać raczej nie będą
Wróćmy jednak do pytania, które postawił nasz czytelnik: czy Polacy mogą liczyć na wyhamowanie tendencji rosnących opłat za mieszkania? Nie mamy tu dobrych wiadomości. Wciąż bowiem nad Wisłą utrzymuje się podwyższona inflacja, która stale wpływa na wzrost kosztów większości produktów i usług.
W listopadzie tzw. inflacja konsumencka wyniosła 6,6 proc. To wynik daleki od dwucyfrowego wskaźnika, który mogliśmy zaobserwować przed rokiem (wtedy zbliżał się do 20 proc.). Wciąż jednak utrzymuje się ona na poziomie wyższym niż cel inflacyjny Narodowego Banku Polskiego (2,5 proc. z możliwością odchyłu o 1 proc. w górę lub w dół). I nie zanosi się, by w 2024 r. się do niego zbliżyła.
Na pytanie, czy wzrost opłat za mieszkanie w końcu wyhamuje, ekspert PIE odpowiada krótko: nie wydaje mu się to możliwe. – Polski Instytut Ekonomiczny prognozuje, że średnioroczny wskaźnik wzrostu cen będzie wynosić ok. 5 proc. w 2024 r. Do tego dochodzą wspomniane kontrakty długoterminowe, podpisane w momencie, gdy ceny prądu były zawyżone. One nie napawają optymizmem – przyznaje.
Jeśli przeanalizować skalę podwyżek z ostatnich lat, to wydaje mi się, że procentowo przyszłoroczne wzrosty powinny być niższe niż w 2021 i w 2022 r. Jednak i tak to będą ceny, które dotkną konsumentów, bo kwotowo będą one wyższe – tłumaczy nasz rozmówca.
Czy jest zatem jeszcze jakiś sposób na to, by ulżyć portfelom Polaków, oprócz zamrożenia cen energii? – To trudne zadanie. Być może należy się przyjrzeć rozwiązaniom zastosowanym w innych państwach. Np. Szwajcaria mrozi ceny w jeszcze większym stopniu. Na razie jednak to tylko gdybanie – podsumowuje Tomasz Mądry.
Krystian Rosiński, dziennikarz i wydawca money.pl