Jak podaje gazeta, spółki działające poza granicami Polski miałyby stać się polskimi podatnikami, jeśli tylko miałyby w zarządach lub radach nadzorczych Polaków.
Spółki takie, niezależnie od tego, czy prowadzą działalność w Polsce, miałyby obowiązkowo składać u nas deklaracje podatkowe i rozliczać się z fiskusem.
Jak tłumaczy resort finansów, chodzi o uszczelnienie systemu podatkowego. Zdaniem ekspertów, pomysł jest absurdalny.
- Wyobraźmy sobie spółkę, która ma siedzibę w Paryżu i prowadzi działalność na terenie Francji i innych krajów Europy Zachodniej. Z Polską nie ma nic wspólnego oprócz np. członka zarządu, który jest Polakiem i mieszka na stałe w Polsce. Jeżeli ten pomysł wszedłby w życie, to do paryskiej spółki mógłby przyjść polski fiskus z pytaniem, dlaczego nie płaci podatku w Polsce - mówi "Pulsowi Biznesu" Agnieszka Wnuk, współprzewodnicząca komitetu finansowo-podatkowego Francusko-Polskiej Izby Gospodarczej.
- Taka spółka może oczywiście powołać się na umowę pomiędzy Polską i Francją w sprawie unikania podwójnego opodatkowania i wykazać, że jest faktycznie zarządzana we Francji. Naraża ją to jednak na niepotrzebne koszty i obciążenia administracyjne - dodaje.
Nawet jeśli takie przepisy faktycznie wejdą w życie, to ich egzekwowanie może się okazać niemożliwe. Polski fiskus nie ma narzędzi do tego, żeby wpływać na zagraniczne spółki, niemające z Polską nic wspólnego.
- Równie dobrze polski fiskus mógłby wymyślić opodatkowanie działek na Księżycu - komentuje w rozmowie z "Pulsem Biznesu" Sebastian Mikosz, były prezes PLL LOT.
Twierdzi też, że takie przepisy uderzą przede wszystkim w Polaków, którzy robią karierę w zagranicznych spółkach. Mogą oni tracić stanowiska albo możliwość awansu na wysokie stanowiska.