Kasowy PIT będzie fakultatywną formą rozliczeń, którą podatnik będzie wybierał, składając oświadczenie naczelnikowi urzędu skarbowego.
Dzięki tym rozwiązaniom przedsiębiorcy ci będą płacić podatek dochodowy od osób fizycznych dopiero po faktycznym otrzymaniu zapłaty za wydany towar albo wykonaną usługę oraz potrącać koszty uzyskania przychodów w dacie zapłaty za otrzymany towar lub wykonaną usługę.
Kasowy PIT. Eksperci sceptyczni
Po upływie 2 lat, licząc od dnia wystawienia faktury będą obowiązani rozpoznać przychód z działalności gospodarczej, nawet jeżeli nie otrzymają od kontrahentów zapłaty za wydany towar lub wykonaną usługę.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kasowy PIT będą mogli wybrać przedsiębiorcy wykonujący działalność wyłącznie samodzielnie, jeżeli ich przychody z tej działalności w poprzednim roku podatkowym nie przekroczyły kwoty odpowiadającej równowartości 250 tys. euro (przeliczone na złote według średniego kursu euro ogłaszanego przez NBP na pierwszy dzień roboczy października roku poprzedzającego rok podatkowy) oraz przedsiębiorcy, którzy rozpoczynają prowadzenie działalności gospodarczej.
"Wprowadzenie kryterium kwalifikującego do skorzystania z kasowego PIT w wysokości do 250 tys. euro przychodów z działalności w poprzednim roku podatkowym jest podyktowane faktem, że rozwiązanie to jest adresowane do małych firm, prowadzących działalność w niewielkich rozmiarach. To małe firmy najbardziej dotyka problem zatorów płatniczych jako najsłabszych podmiotów na rynku" - napisano w OSR do projektu.
- Proponowane przez rząd przepisy są bardzo skomplikowane i przyniosą firmom dużo nowych obowiązków. Obawiam się, że chętnych do kasowych rozliczeń będzie niewielu, jeśli w ogóle – mówi dla "Rzeczpospolitej" Sylwia Rzepka, ekspert Stowarzyszenia Księgowych w Polsce i współwłaścicielka biura rachunkowego.
- Jak przedsiębiorcy zobaczą, ile ich czeka biurokracji, to szybko im się kasowego PIT odechce – dodaje dla "RZ" Piotr Juszczyk, doradca podatkowy w inFakcie.