Samorządy chcą dużej korekty "reformy Domańskiego", która głęboko ma zmienić system dochodów gmin, powiatów i województw. W tym celu przyjęli stanowisko, do treści którego dotarł money.pl.
Jest ono o tyle ważne, że podpisały się pod nim wszystkie korporacje samorządowe - zarówno te reprezentujące duże miasta, jak i małe gminy wiejskie czy nawet organizacje przez pozostałych samorządowców postrzegane jako samorządowe przybudówki PiS.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Reforma Domańskiego. Mówią jednym głosem
Mimo często rozbieżnych interesów poszczególnych kategorii samorządów - co władze centralne na przestrzeni lat starały się nieraz wykorzystywać, by osłabić pozycję negocjacyjną włodarzy - w tej sprawie samorządowcy mówią jednym głosem. Ich krytyczne stanowisko momentami uderza w fundament szykowanej przez resort finansów reformy.
A to oznaczać może potężny kłopot dla ministra finansów, który mimo zapewnień, że każdy samorząd coś zyska na szykowanej reformie, będzie musiał odpierać zarzuty, że robi coś wbrew woli sporej grupy samorządowców.
Samorządowcy podkreślają, że projekt powstaje w momencie, gdy samo MF szacuje ubytki w samorządowych budżetach wynikające z Polskiego Ładu na 30 mld zł rocznie.
A zdaniem autorów faktycznie są one znacznie wyższe, jeśli wziąć pod uwagę inflację i związane z tym podwyżki, tymczasem reforma ich finansów zakłada wpływy wyższe nie o 30 mld zł, a o 16 mld zł.
Wytykają błędy. Są kosztowne postulaty
W dalszej części stanowiska samorządowcy wytykają błędy projektowanej reformy i zgłaszają konkretne - i kosztowne - postulaty. I tak np. nie podoba im się ustalanie przyszłych dochodów gmin, powiatów i województw "na podstawie danych historycznych, które nie uwzględniają faktycznie ponoszonych i niezbędnych wydatków na realizację usług publicznych".
Zwracają także uwagę na odwiecznie niedoszacowane zadania z zakresu oświaty. Ich zdaniem tzw. potrzeby oświatowe, wyliczone zgodnie z projektem ustawy, są daleko mniejsze od realnych wydatków na oświatę.
Co więcej - potrzeby te w pierwszej kolejności są pokrywane z potencjału dochodowego poszczególnych jednostek samorządu terytorialnego, co zwalniało rządzących z konieczności zwiększania finansowania zadań oświatowych w budżecie państwa. Z tego względu postulujemy wprowadzenie rozwiązań gwarantujących, że z budżetu państwa na zadania oświatowe będzie przeznaczane co najmniej 3 proc. PKB planowanego w danym roku budżetowym - piszą samorządowcy w stanowisku.
Mowa więc o ogromnej kwocie, bo blisko 120 mld zł, a więc niewiele mniej niż to, co aktualnie wydajemy na obronność.
Wraca podnoszony od momentu, gdy MF pokazało swój projekt, postulat, by zwiększyć dochody dla miast na prawie powiatu. Autorzy zwracają uwagę, że mają zaplanowany niższy udział w PIT i CIT niż zsumowany wyniki gmin i powiatów. Obecnie jest to 8,6 proc. w PIT i 2,2 proc. w CIT, gdy organizacje samorządowe postulują, że powinien wynosić 9 proc. z tytułu PIT i 3,3 proc. z tytułu CIT.
Przy okazji szykowanej reformy samorządowcy chcą także poluzowania przepisów dotyczących możliwości zadłużania się - postulują zmianę art. 242 i 243 ustawy o finansach publicznych i przesunięcie obowiązujących obecnie reguł wydatkowych do końca 2029 roku.
"W szczególności postulujemy w zakresie art. 243 pozostawienie w rozliczeniu kwoty wolnej oraz kwoty ze sprzedaży ze składników majątkowych, a także możliwości niezachowania relacji z art. 243 w przypadku, gdy kwota długu nie przekroczy określonego progu dochodowego" - wskazują włodarze w przyjętym stanowisku.
Na już chcą 10 mld zł
Na koniec wnoszą o zapewnienie jeszcze w 2024 roku (zanim reforma wejdzie w życie) "dodatkowych środków finansowych", które "pozwolą na uratowanie większości JST zagrożonych brakiem możliwości realizacji usług publicznych oraz utratą płynności finansowej już w III kwartale br.". W tym celu wnoszą o przekazanie im kwoty w wysokości 10 mld zł.
Z naszych rozmów wynika, że o tym, czy rząd taką kwotę przekaże oraz w jakiej wysokości, wiadomo będzie najwcześniej na przełomie września i października.
- Na pewno jednak nie będzie to kwota dwucyfrowa - zastrzegał niedawno nasz rozmówca z rządu.
Reforma Domańskiego. Najważniejsze założenia
Reforma zaczęła być konsultowana wiosną, w lipcu zaś resort pokazał jej projekt i teraz czeka na uwagi. Intencją jest, by nowe zasady finansowania władz lokalnych weszły w życie z początkiem 2025 roku.
Reforma zakłada, że zamiast dotychczasowego udziału w dochodach z CIT i PIT samorządy dostaną udział w bazie podatkowej z tych danin na swoim terenie. Do tych wyliczeń mają też być doliczone przychody ryczałtowców. To oznacza, że wpływy JST będą bardziej stabilne, bo nie będą zależały, od zmiany stawek w podatkach jakie wprowadzi Sejm jak było w przypadku Polskiego Ładu.
Odniesienie wpływów do dochodów podatników, a nie dochodu z podatku, spowoduje, że nie będzie na nie wpływała kwota wolna czy stawki podatków. Dzięki temu samorządy nie będą, aż tak bardzo zależały od struktury dochodów jak dziś - np. w gminach w których wynagrodzenia są niższe dochody z PIT są relatywnie niższe niż w pozostałych, ponieważ "górka’ dochodów ponad kwotę wolną jest mniejsza.
Jednocześnie w nowy system ma być wpisany mechanizm wyrównawczy, zwiększający udział w dochodach z PIT i CIT w przypadku biedniejszych samorządów i zmniejszający w przypadku bogatszych. Kryterium ma być dochód na mieszkańca oraz potrzeby np. społeczne czy edukacyjne.
Czasu już wiele nie ma, bo projekt przyszłorocznego budżetu musi trafić do Sejmu najpóźniej z końcem września. Resort finansów jest jednak bardzo zdeterminowany, by reforma weszła w życie z początkiem przyszłego roku.
Chcemy to przegłosować, system jest teraz kompletnie rozregulowany, niektóre gminy nie mają na bieżące wydatki - podkreśla rozmówca z otoczenia premiera Donalda Tuska.
Jak zauważa, jednym z głównych architektów reformy jest wiceminister finansów Hanna Majszczyk, wieloletnia urzędniczka resortu, dobrze znana samorządowcom.
- Ona nie słynie ze szczodrości względem samorządów - przyznaje rządowy rozmówca. Inny, reprezentujący stronę samorządową, dodaje, że ze strony wiceminister usłyszeli ultimatum. - Sprowadza się do tego, że albo przyjmiemy te propozycje MF, albo zostaniemy z tym niewydolnym systemem, który mamy teraz - słyszymy.
Grzegorz Osiecki, Tomasz Żółciak, dziennikarze money.pl