- Powinno być tak, że im więcej zarabiamy, tym płacimy więcej - mówiła minister finansów w studio Money. To się liczy. Teresa Czerwińska dała tym samym jasno do zrozumienia, że szykuje się spore zamieszanie w podatkach. I to takie, które może dociążyć najbogatszych, a odciążyć najsłabiej zarabiających.
Już wiadomo, że to inicjatywa nie tylko resortu finansów, ale polityczne polecenie od premiera Morawieckiego. Wcześniej o zmianach mówił też wicepremier Jarosław Gowin. Kluczowy jest tu owy klin podatkowy.
Co to takiego? - W uproszczaniu to różnica między wynagrodzeniem brutto, czyli tym, co mam na pasku, a netto, czyli tym co dostanę na konto. To, co jest w środku, to różnego rodzaje obciążenia podatkowe i pozapodatkowe, które trzeba odprowadzić – wyjaśnia w rozmowie z money.pl dr Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek ekonomistka z Uniwersytetu Warszawskiego.
Pracownik podając swoje zarobki mówi o kwocie "na rękę", pracodawcę jego 2500 zł kosztuje jednak dużo więcej. Aby mógł przelać taką kwotę na konto Kowalskiego musi odprowadzić jeszcze dokładnie 1713 zł i 16 groszy fiskusowi, NFZ-owi, ZUS-owi czy na fundusz pracy. Prawda, że sporo?
Już po opublikowaniu artykułu skontaktowało się z nami Ministerstwo Finansów. Jak tłumaczy, minister finansów miała na myśli nie tyle podwyżki, co obniżki dla najsłabiej zarabiających.
"Minister Teresa Czerwińska dyskutując o kwestii związanej z klinem podatkowym miała na myśli obniżenie obciążeń mniej zarabiających. W tej sytuacji doszło do nadinterpretacji słów Pani Minister w odniesieniu do podnoszonej w Pana tekście kwestii „dociążenia najbogatszych". Nie ma takich planów." - napisało nam biuro prasowe.
Podatki bardziej obciążają biednych
Klin podatkowy najbardziej dotyka osoby o niskich zarobkach. Dlaczego? Spójrzmy na wyliczenia. - Jeśli zarabia się 2250 zł brutto, czyli pobiera się minimalne wynagrodzenie, to na rękę otrzymuje się około 1630 zł. Różnica, czyli 620 zł poszło na tych pięć obciążeń. To stanowi 27,5 proc. wynagrodzenia brutto pracownika – wylicza dr Starczewska-Krzysztoszek.
Przy tak niskich zarobkach, odprowadzone 620 zł jest bardzo dużym obciążeniem dla portfela. To, co nam zostaje, po odciągnięciu wszelkich obciążeń, okazuje się bardzo skromnym budżetem, którym przecież trzeba dysponować do końca miesiąca. Inaczej już wygląda sprawa przy średnim wynagrodzeniu.
Czym obciążona jest twoja pensja?
- ubezpieczenie emerytalne - 9,76 proc. po stronie pracownika + 9,76 proc. po stronie pracodawcy
- ubezpieczenie rentowe - 1,5 proc. po stronie pracownika + 6,5 proc. po stronie pracodawcy
- ubezpieczanie chorobowe - 2,45 proc.
- ubezpieczenie zdrowotne NFZ - 1,25 proc. (zależy od wykonywanego zawodu)
- podatek dochodowy - 18 proc., 32 proc.
- Fundusz Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych
- Fundusz Pracy
- Ze średnim zarobkiem 5 tys. zł brutto, na rękę otrzymamy około 3 546 zł. Różnego rodzaju daniny zabierają więc 1454 zł. Ten ubytek stanowi nieco więcej, bo 29 proc. wynagrodzenia brutto. Jednak dochód rozporządzalny, czyli to, czym ostatecznie dysponujemy, jest ponad 2-krotnie wyższy niż przy minimalnym wynagrodzeniu – zauważa ekspertka UW.
Najlepiej wychodzą na tym osoby zamożne. Jak wylicza dr Starczewska-Krzysztoszek, gdy dochody przekraczają 30-krotność przeciętnego wynagrodzenia brutto, to przestajemy płacić składki emerytalne od tej nadwyżki. - Tym samym obciążenie podatkami i różnymi składkami osoby zarabiającej miesięcznie np. 13 tys. zł brutto wyniesie nie 27,5 czy 29 proc., a 22 proc. (2850 zł). Dochód rozporządzalny to ponad 10 tys. zł - wskazuje.
"Polski klin podatkowy bije przede wszystkim w pracowników z dołu drabiny wynagrodzeń. Przesądza o tym niewielka liczba progów podatkowych, karykaturalnie niski poziom kwoty wolnej od podatku oraz ustanowienie pułapu maksymalnej kwoty składek „na ZUS” do odprowadzenia w ciągu roku, co jest bardzo istotnym przywilejem fiskalnym dla osób o ponadprzeciętnych wynagrodzeniach" - pisał niedawno Jan Cipiur z serwisu NBP Obserwator Finansowy. Problem ilustrował też tabelką pokazującą problem polskiego systemu podatkowego.
Reasumując, osoby z najniższym dochodem opodatkowanie odczuwają jako większe niż te o bardzo wysokich pensjach. - Koncept jest więc taki, aby doprowadzić do sytuacji, w której mniej zarabiający byliby mniej obciążani różnego rodzaju daninami, a tym samym ich wynagrodzenie netto, to co otrzymują "na rękę", byłoby wyższe – wyjaśnia ekonomistka.
Możliwości jest wiele
Jak będą wyglądały dokładnie zmiany? Tego nie wiadomo. Minister Czerwińska sugerowała, że raczej nie dotkną składek na NFZ, ZUS czy fundusze pracy. De facto oznacza więc to po prostu zmiany w PIT - podwyższenie podatków dla bogatych, obniżenie dla biednych.
- Najważniejsze jest zmniejszenie klina dla osób o niskich dochodach – podkreśla w rozmowie z money.pl Jeremi Mordasewicz, doradca zarządu i ekspert Konfederacji Lewiatan.
Obciążenie pracy podatkiem mamy podobne jak w przebogatej Norwegii:
Pozostaje pytanie, jak to zrobić? Manewrowanie składkami jest skomplikowane i wywołuje dodatkowo emocje - podkreśla ekspertka UW. Dlaczego?
Jak wyjaśnia, składka emerytalna to nasz kapitał. - Z tego nie można zabrać. Jej zmniejszenie po stronie pracownika musiałoby oznaczać albo dodatkowe obciążenie pracodawcy albo dopłatę z budżetu państwa - zaznacza. W przypadku ubezpieczeń rentowych, tu można byłoby zastanowić się, czy fundusz rentowy nie ma nadwyżek i czy nie można by ich wykorzystać do obniżenia składek osób nisko zarabiających i ewentualnie podnieść dla więcej zarabiających. Rodzi się wówczas pytanie, co z konstytucyjną równością wobec prawa.
Kwota wolna od podatku rozwiązaniem?
Zdaniem dr Starczewska-Krzysztoszek najprostszym i skutecznym sposobem, byłoby znaczące podniesienie kwoty wolnej od podatku - dzisiaj jest to 8 tys. zł - i jej sukcesywne obniżanie dla dobrze zarabiających. - Wówczas zarabiający więcej będą płacić więcej, bo będą mieli wyższą podstawę opodatkowania, a ci zarabiający mniej, odpowiednio mniej. W efekcie więcej zostanie im w kieszeni - tłumaczy.
Inaczej widzi to Jeremi Mordasewicz, ekspert Konfederacji Lewiatan. - Z punktu widzenia budżetu skutki zwiększenie kwoty wolnej od podatku są większe, niż np. w przypadku zadziałania na kosztach uzyskania przychodu. Bo te dotyczą osób pracujących, a nie wszystkich obywateli - podkreśla.
Jak zaznacza, celem reformy podatkowej powinno być zaktywizowanie do pracy. Bo to dopiero pozwoli skutecznie stymulować gospodarkę. - Dziś koszty uzyskania przychodu z pracy są absurdalnie niskie. Trzeba je podnieść i jednocześnie obniżyć obciążenia podatkowe najmniej zarabiających - mówi. To, jego zdaniem, dałoby dwa korzystne rezultaty: po pierwsze zwiększyło motywację do pracy, a po drugie, zwiększyło mobilność pracowników.
- Mamy dużo biernych zawodowo. Jeśli chcemy ich zaktywizować musimy zwiększyć korzyści z pracy. A jeśli tak, to powinnyśmy zmniejszyć obciążenie podatkami pracujących - wyjaśnia Mordasewicz.
Wydaje się, że właśnie w tym kierunku idzie ministerstwo finansów. - Jeśli chcemy stymulować aktywność gospodarczą, przedsiębiorczość, to powinniśmy spojrzeć na koszty pracy - powiedziała Czerwińska w wywiadzie dla money.pl. - I w tym kosztach pracy, oprócz składek na ubezpieczenia społeczne mamy obciążenia również właśnie podatkowe - podatek dochodowy".
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl