Taksówkarzom nie przeszkadza Uber czy Taxify jako korporacja – pisze "Super Express". Chcą jednak by wszyscy na rynku działali na tych samych warunkach. - Niech zdają egzaminy, niech przechodzą badania – wylicza Artur Zaj, jeden ze stołecznych taksówkarzy w rozmowie z dziennikiem.
Nierówna konkurencja ich wykańcza. Mają dość. Jak przekonują, aby wykonywać ten zawód, muszą zainwestować duże pieniądze i płacić wyższe składki.
- Żeby zacząć pracę już na starcie musiałem wydać jakieś 5 tys. zł. Mam choćby 50 proc. wyższe OC, bo klient jest całkowicie objęty ochroną w mojej taksówce. Nielegalni przewoźnicy nie ponoszą kosztów, a rząd na to gwiżdże – przekonuje na łamach "SE" taksówkarz.
A przecież, jak twierdzą, traci przez to z budżetu wielkie pieniądze. Chodzi nawet o 1,5 mld zł rocznie. Mimo tego rząd ich zdaniem robi za mało, aby sytuację zmienić.
Dlatego też na 27 marca już zapowiedzieli pikietę pod ministerstwem infrastruktury. To jednak będzie jedynie preludium. Przedstawiciele korporacji i związków taksówkarskich zapowiadają gigantyczny protest w stolicy. Miasto ma zostać zablokowane.
Bunt taksówkarzy zbiega się z protestem nauczycieli, bowiem kierowcy wyznaczyli datę 8 kwietnia. Najprawdopodobniej protestować będą przez trzy dni – informuje "SE". Do stolicy mają zjechać kierowcy z całej Polski: z Krakowa, Wrocławia, Łodzi, Trójmiasta, Śląska.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl