O trudnej walce z przemytem podróbek z Azji pisze poniedziałkowy "Dziennik Gazeta Prawna". Czytamy w nim m.in. o procederze przetransportowania towarów, w które zaangażowany jest szereg pośredników.
Gazeta zwraca uwagę na procedurę 4200, która umożliwia sprowadzenie lewych towarów nad Wisłę spoza Unii Europejskiej (bez konieczności opłacenia VAT-u), jeżeli zapłacono za nie cło.
Arkadiusz Łaba, dyrektor departamentu nadzoru nad kontrolami w Ministerstwie Finansów, tłumaczy dziennikowi, że jeżeli towar znalazł się w jednym z europejskich portów i został oclony, to na jakiś czas znika z radarów fiskusa.
W tym okresie trafia on do Polski za sprawą łańcucha firm-słupów. Oszuści wykorzystują pośredników oraz legalnie działające firmy kurierskie - które, co trzeba od razu podkreślić, nie są niczemu winne. Po prostu wykonują swoje zadania, a do przesyłek klientów zaglądać nie będą.
Dodać do tego należy szyfrowanie danych. Jeżeli celnikom uda się odzyskać dokumenty któregoś ze sprzedawców lub pośredników, to i tak w praktyce nie ma możliwości rozbicia całej siatki - pozostałym jej uczestnikom pozwala to rozpłynąć się we mgle.
Funkcjonariuszom w tropieniu fałszywek mają pomagać jednolity plik kontrolny oraz STIR, czyli system do monitoringu rachunków. Łaba tłumaczy "DGP", że dzięki temu fiskusowi łatwiej jest wyłapać podejrzane transakcje u przedsiębiorców.
Tekstylia z Chin, Wietnamu, Turcji oraz Bangladeszu są tanie nie tylko dlatego, że sprzedawca omija na ich sprzedaży VAT. Do ich produkcji często wykorzystywane są tworzywa wątpliwej jakości, które mogą szkodzić zdrowiu nabywcy.
- Przykład obuwia, odzieży, zabawek, które zabezpieczamy, pokazuje, że zawierają one szkodliwe środki chemiczne jak chrom sześciowartościowy czy substancje CMR. Mają silnie rakotwórczy wpływ oraz mogą prowadzić do bezpłodności - przestrzega przedstawiciel MF, cytowany przez "DGP".