- Odpowiedzialność przed Trybunałem Stanu zależy przede wszystkim od decyzji politycznych - mówi money.pl dr Ryszard Balicki, konstytucjonalista z Uniwersytetu Wrocławskiego.
Jak podkreśla, skład trybunału jest bowiem wybierany przez parlamentarzystów na starcie kadencji. Co 4 lata skład może się więc zmieniać. Wyjątkiem jest przewodniczący, którym jest prezes Sądu Najwyższego.
Zresztą, postawienie polityków przed Trybunałem Stanu nie jest takie proste. Procedura trwa zazwyczaj dość długo i sam wniosek nie wystarczy.
- Najpierw musi powstać wniosek, który spełnia wymogi aktu oskarżenia - mówi money.pl konstytucjonalista prof. Marek Chmaj, który jest jednocześnie pełnomocnikiem Jacka Rostowskiego.
Później z wnioskiem muszą zapoznać się wszyscy politycy, których on dotyczy. Mogą również złożyć wyjaśnienia. Następnie wniosek trafia pod głosowanie Sejmu, który musi go przyjąć większością 3/5 głosów. Jeśli tego nie zrobi, postępowanie jest umarzane.
Jeśli jednak niższa izba parlamentu przegłosuje wniosek, to również w Trybunale Stanu są dwie instancje.
Więzienie? Możliwe, ale mało prawdopodobne
Trybunał Stanu co do zasady może wymierzyć karę przede wszystkim polityczną. - Może to być pozbawienie czynnego i biernego prawa wyborczego, zakaz zajmowania konkretnych stanowisk czy utrata odznaczeń państwowych - mówi nam dr Ryszard Balicki.
- Jeśli jednak Trybunał Stanu uzna, że dany czyn wypełnia znamiona przestępstwa, to może zastosować na przykład kary kodeksowe - dodaje prof. Marek Chmaj. A to oznaczałoby, że w teorii Trybunał może zasądzić karę nawet pozbawienia wolności.
To jednak w najnowszej historii Polski się nie zdarzyło, nawet w tej nieco bardziej odległej należało do rzadkości. - Trybunał Stanu zazwyczaj był straszakiem na przykład na ministrów przekształceń własnościowych - twierdzi dr Balicki.
Wyjątkiem była tzw. afera alkoholowa z 1997 roku. Wtedy prawa wyborcze stracili były minister współpracy gospodarczej z zagranicą Dominik Jastrzębski oraz były prezes Głównego Urzędu Ceł Jerzy Ćwiek. Pozostałe postępowania kończyły się umorzeniem.
Jak będzie tym razem? Nasi eksperci są zgodni: wniosek komisji ds. VAT należy traktować przede wszystkim przez pryzmat kampanii wyborczej.
- W tej kadencji i tak już nie da się przeprowadzić postępowania przed Trybunałem Stanu. Trzeba było to zrobić rok temu, to może udałoby się zdążyć - mówi prof. Marek Chmaj. I jak dodaje, nie wiadomo, kto będzie zasiadał w trybunale w kolejnej kadencji.
- Nie mamy raportu końcowego, mówimy tylko w oparciu o komunikat posła Horały. Bardziej traktowałbym to jako deklarację polityczną obozu rządzącego - dodaje dr Ryszard Balicki.
Konferencja Horały
Przypomnijmy, że w poniedziałek odbyło się posiedzenie komisji śledczej ds. VAT, podczas którego Marcin Horała z PiS przedstawił projekt raportu końcowego.
Przewodniczący powiedział m.in., że byli premierzy Donald Tusk i Ewa Kopacz powinni trafić przed Trybunał Stanu. Podobnie ministrowie finansów z czasów rządów PO-PSL - Jacek Rostowski i Mateusz Szczurek.
Horała przekonywał, że już w 2007 r. dostępne były opracowania i raporty, których autorzy alarmowali, że powiększa się luka w podatku VAT oraz wskazywali, w jaki sposób można z nią walczyć. - Niestety, rekomendacji nie zastosowano – powiedział Horała, wyczytując tytuły kolejnych dokumentów i analiz.
Jego zdaniem Donald Tusk powinien był posiadać wiedzę na temat nieszczelności systemu podatkowego oraz pogłębiającej się z roku na rok luki podatkowej.
- Donald Tusk jako szef rządu kierował do Sejmu projekty nowelizacji ustawy o VAT, które pod pozorem znoszenia zbędnych barier administracyjnych rozszczelniały system podatkowy, a następnie nie inicjował prac legislacyjnych nad środkami prawnymi, które w innych państwach Unii Europejskiej prowadziły do zahamowania przestępczości podatkowej - powiedział Horała.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl