Tysiąc wyrazów z prostego komunikatu. Tyle wystarczyło, by Ministerstwo Finansów na ulice wyprowadziło inwestujących w kryptowaluty. Właśnie planują akcję informacyjną i protest pod gmachem resortu. Termin? W ciągu najbliższych tygodni.
Nie będzie palonych opon, nie będzie blokad drogi, nie będzie przepychanek z policją. Pojawią się za to setki tysięcy... deklaracji podatkowych. To pierwsza sytuacja w Polsce, gdy handlujący w zupełnie cyfrowym świecie wyjdą na ulice.
- Podatek nie może być karą - tłumaczy Rafał Zaorski, założyciel stowarzyszenia inwestorów Trading Jam Session. O planach na akcję poinformował w mediach społecznościowych.
Zdaniem stowarzyszenia, najnowszy pomysł Ministerstwa Finansów na opłacanie podatków PCC (od czynności cywilnoprawnych) od wszystkich transakcji na kryptowalutach, to niesprawiedliwa kara. Dlaczego? Każdy inwestor jest w stanie w ciągu dnia wykonać kilkadziesiąt operacji. Podatek od wszystkich w zasadzie zabija biznes. Już teraz nieoficjalnie mówi się o końcu kryptowalut w Polsce.
TJS załatwia w tej chwili zgodę na legalną akcję w okolicach budynku resortu finansów.
Pod oknami minister Teresy Czerwińskiej pojawią się inwestorzy, którzy będą uświadamiać, jak bardzo fiskus pociągnie drobnych inwestorów na dno. W wielu przypadkach podatki mogą kilkusetkrotnie przewyższać zyski z handlu kryptowalutami. Zresztą... podatki dobiją też tych, którzy na kryptowalutach stracili pieniądze.
- To ma być poważne, apolityczne wydarzenie. Nas traderów polityka nie interesuje, tylko przeszkadza w załatwieniu sprawy. Jako organizacja konsumencka będziemy bronić interesów naszej grupy - dodaje Zaorski.
- "Proszę społeczność bitcoin w Polsce o opanowanie emocji, szczególnie by nie doszło do przypadków samobójstw wśród licealistów i studentów" - napisał w mediach społecznościowych dr hab. Krzysztof Piech. Jest ekonomistą, ekspertem z branży kryptowalut.
- "Zostałem poproszony przez szefa jednej z giełd o podjęcie próby uspokojenia sytuacji. Dzwonią zdesperowani klienci grożąc samobójstwem. Kto weźmie wtedy za to odpowiedzialność?" - pyta. W tej chwili w wielu firmach z tej branży trwa gorączkowe analizowanie przepisów.
O co chodzi?
Lawinę zaczął jeden wpis Ministerstwa Finansów. Resort kilka dni temu przypomniał, jak rozliczać w deklaracjach podatkowych pieniądze zarobione na kryptowalutach. Ministerstwo przygotowało krótki poradnik i zszokowało większość inwestujących. Czym? Podatkami, które należy opłacić i sposobem ich obliczania.
Warto podkreślić - handlujący kryptowalutami nie są zaskoczeni, że muszą podatki w ogóle płacić. To było dla nich jasne od początku. Zakładali, że w większości dotknie ich tylko podatek dochodowy. Zresztą na to wskazywały dotychczasowe sugestie Ministerstwa Finansów.
Ale nowością dla nich jest, że każda transakcja kupna-sprzedaży obciążona powinna być podatkiem od czynności cywilnoprawnych. Podatek PCC w tym wypadku wynosi 1 proc. wartości transakcji. Ta kwestia pojawiła się dopiero teraz. Deklaracje PCC znają doskonale kupujący samochód - oni płacą 2 proc. wartości (od kwot powyżej 1 tys. zł).
Dlaczego 1 proc. podatek to taki problem? Sprawa ma dwa aspekty - praktyczny i finansowy. Zacznijmy od tej pierwszej.
Tony papieru w taczkach - tak będą wyglądać polskie Urzędy Skarbowe, jeżeli handlujący na kryptowalutach będą musieli składać deklaracje PCC od każdej transakcji. Jedna deklaracja to trzy strony dokumentu, choć do wypełnienia jest tylko kilkanaście pól. W efekcie najbardziej zaangażowani inwestorzy będą mieli do dostarczenia tysiące kartek.
Dlaczego tak jest? Bo tak wygląda specyfika inwestowania w kryptowaluty. To chyba jasne, że strategie są dwie: można często kupować i sprzedawać oraz powoli ciułać zysk lub raz kupić i trzymać kryptowalutę w nieskończoność.
Tak zwani daytraderzy wykonują dziennie przynajmniej kilkadziesiąt transakcji i starają się zarabiać na minimalnych różnicach kursowych. 100 transakcji dziennie da w skali miesiąca plik 9 tys. stron do dostarczenia urzędnikom. A to i tak przy założeniu, że nad transakcjami siedzi człowiek. Chyba nie trzeba nikogo przekonywać, że część graczy do transakcji wykorzystuje komputery. 100 transakcji dziennie robią tylko na jednej z pięćdziesięciu kryptowalut.
Ile stron dokumentów powinni złożyć? 450 tysięcy. To 4,5 m wieża z kartek. A bardziej obrazowo: po schodach z takiej sterty dokumentów można wskoczyć przez okno drugiego piętra w gmachu Ministerstwa Finansów.
Ale jest jeszcze drugi problem interpretacyjny, który już zgłaszają handlujący kryptowalutami. Komu sprzedajemy kryptowalutę na giełdzie? Tego przecież nie wiemy. Użytkownik nie ma wiedzy, czy druga strona jest płatnikiem VAT (wtedy nie ma obowiązku opłacenia PCC), czy jest również zwykłym traderem. Giełda walut połączyła po prostu kupującego ze sprzedającym, ale żaden z nich nie zna drugiej strony transakcji. Korzystna byłaby interpretacja, że to giełda jest stroną transakcji, a nie jej użytkownik. Tego jednak w dokumentach MF nie ma.
A to i tak wytłumaczenie mocno skrótowe. W rzeczywistości jedna transakcja może być rozbita na jeszcze więcej mniejszych. Liczba dokumentów rośnie wtedy lawinowo.
Podatek wyższy niż zysk?
Jest jeszcze drugi problem, na który wskazują organizatorzy protestu. To aspekt finansowy. Sam Zaorski przyznaje, że akcja ma zwrócić uwagę "na faktyczną skalę opodatkowania". - Nie 1 proc. jak media mówią, a 500 proc. i wiecej dla aktywnych inwestorów - wyjaśnia w sieci.
Najłatwiej to przedstawić na przykładzie. Jan jest amatorskimi inwestorem na kryptowalutach. Przyjął bardzo prostą taktykę: taniej kupię, drożej sprzedam. W poniedziałek rano kupił bitcoiny o wartości 10 tys. zł. Pół godziny później sprzedał je za 10 100 zł z zyskiem 100 zł. W ciągu dnia zrobił dziesięć takich transakcji, bo idealnie wyłapywał moment chwilowego wzrostu wartości kryptowalut. Zarobił 1 tys. zł.
A przynajmniej do tej pory sądził, że zarobił. Po komunikacie Ministerstwa Finansów takiej pewności już nie ma. W przypadku umowy sprzedaży obowiązek zapłacenia tego podatku - w wysokości 1 proc. wartości rynkowej nabywanego prawa majątkowego zbywanej kryptowaluty - dotyczy kupującego. Gdyby przyjąć taką interpretację, to Jan nie zarobił nic, a nawet dopłaci do interesu. Mając tę wiedzę dziś Jan najpewniej nie zainteresowałby się kryptowalutami.
Taką interpretację prezentują i osoby związane z kryptowalutami, i prawnicy, z którymi mieli się konsultować. Krzysztof Piech w swoich wpisach potwierdzał, że to wersja do której skłaniają się eksperci podatkowi.
Kupił za... | *Sprzedał za... * | 1 proc. podatku PCC | Zysk bez PCC |
---|---|---|---|
10000 | 10100 | 100 | 100 |
10100 | 10200 | 101 | 100 |
10200 | 10300 | 102 | 100 |
10300 | 10400 | 103 | 100 |
10400 | 10500 | 104 | 100 |
10500 | 10600 | 105 | 100 |
10600 | 10700 | 106 | 100 |
10700 | 10800 | 107 | 100 |
10800 | 10900 | 108 | 100 |
10900 | 11000 | 109 | 100 |
SUMA | 1045 zł | 1000 zł |
Ale łatwo sobie wyobrazić sytuację zdecydowanie bardziej bolesną. Młody student ma 1000 zł na inwestycje w kryptowaluty. Dla ułatwienia - kupuje zawsze po 1000 zł, sprzedaje zawsze po 1005 zł. Zysk wynosi więc 5 zł na każdej transakcji. W ciągu roku zrobił ich dokładnie 100. Zysk? 500 zł. Teraz załóżmy, że od każdej transackji kupna kryptowaluty musi opłacić 1 proc. podatku PCC. Efekt? 100 razy 10 zł podatku, daje 1000 zł. Podatek jest dwa razy większy niż zysk.
Inna opcja? Nasz student siedzi zdecydowanie częściej przed komputerem. I znów wychodzi na rynek po 1000 zł, wychodzi po 1005 zł. Zarabia więc 0,5 procent. W ciągu roku zrobił takich transakcji 2 tys. (to ledwie 5 transakcji kupna-sprzedaży dziennie). Zysk? 10 tys. zł (przed opodatkowaniem podatkiem dochodowym). Po uwzględnieniu PCC - fikus wystawi rachunek na 20 tys. zł.
Największy problem w tym układzie to rosnący podatek w zależności od liczby transakcji. W naszych przykładach inwestujący wyciągają 0,5 proc. A przecież w rzeczywistości część transakcji robiona jest nawet dla mniejszych zysków. Przykład? Jan ciągle wykłada 10 tys. zł na transakcję, ale na każdej zarabia tylko 1 zł. Dziennie robi 100 takich transakcji za pomocą automatu. Zyskuje zatem 100 zł w ciągu dnia, od tego do tej pory planował zapłacić PIT. Gdyby doliczyć mu PCC, to podatek wart jest... 10 tys. zł. Różnica? 9,9 tys. zł.
Kto nie będzie miał problemu? Ci, którzy kupili kryptowalutę tylko po to, by ją długo trzymać. Przykład: Andrzej kupił bitcoina po cenie 10 tys. zł. Sprzedał po cenie 60 tys. zł. Zarobił więc 50 tys. zł, od których ma do opłacenia podatek dochodowy. PCC w jego wypadku wyniesie 100 zł (1 proc. od wartości zakupu, w przypadku sprzedaży PCC płaci kupujący i to on składa deklarację). Ale takich osób na rynku jest naprawdę niewiele.
Dlaczego PCC zaskoczył? Do tej pory większość handlujących była przekonana, że sprzedaż kryptowalut jest z niego wyłączona. Tak jest np. w przypadku sprzedaży walut. I oczywiście - kryptowaluty nie mają w tej chwili identycznego statusu jak waluty obce, ale są wystarczająco blisko, by tak o nich sądzić. Już od dawna branża alarmowała, że brakuje jasnych przepisów dotyczących nowych technologii.
Ministerstwo Finansów będzie musiało się zająć sprawą zdecydowanie szybciej niż planowało. Jak już pisaliśmy w money.pl, rząd nie chce mieć nowego Amber Gold i rusza do walki z kryptowalutami. Na celowniku jest też rynek forex i inwestycje alternatywne - dowiedział się money.pl. Metody? Dosyć specyficzne. Na przykład zmuszanie mediów do publikacji bezpłatnych rządowych ogłoszeń. Więcej można przeczytać tutaj.
Wystarczy kilka minut, by poznać nastroje inwestorów. - Chodzi o to, by zniszczyć ludzi inwestujących w kryptowaluty - pisze na Twitterze Leszek. - To jest atak na nas - dodaje inna osoba.
https://www.money.pl/gospodarka/wiadomosci/artykul/przestepstwa-finansowe-na-celowniku-sluzb,190,0,2402238.html