- To olbrzymia instytucja, tym [zapraszaniem dziennikarzy na konferencję], zajmują się odpowiednie służby - tak prezes NBP odniósł się do informacji o niepuszczeniu dziennikarzy na spotkanie po posiedzeniu RPP. Dodał jednak, że "zawsze można dostawić parę krzeseł" na sali. Prezes NBP nie chciał jednak szerzej się wypowiadać na ten temat.
Wypowiedział się jednak pracownik biura prasowego NBP, który uznał całą sprawę za "nieporozumienie". - Wnioski o akredytacje są przyjmowane przynajmniej na dwa dni przed konferencją. Zasady mogą być mniej znane tym, którzy rzadziej bywają na naszych konferencjach, ale obowiązują już od dwóch lat. Jest to związane z kwestiami bezpieczeństwa - powiedział.
Czytaj też: Konferencja NBP nie dla wszystkich. Nie weszli dziennikarze "Gazety Wyborczej" oraz money.pl
- Nie poszliśmy na konferencję. Jak dostaliśmy informację, że nie możemy wejść, to przecież nie miało to żadnego sensu - mówi money.pl Wojciech Czuchnowski z "GW".
- Co ciekawe, najpierw dostaliśmy w mailu informację o tej konferencji od NBP, a dopiero potem przyszła informacja, że nie będziemy mogli wejść. Mówienie przez NBP o akredytacjach to jakieś głupoty - dodał Czuchnowski.
Prezes NBP został zapytany przez tych reporterów, którym udało się jednak wejść, czy nie wpuszcza niektórych dziennikarzy ze strachu. Adam Glapiński odpowiedział, że "nie ma żadnych trupów w szafie" i że "nie ma nic do ukrycia". Dodał też, że jego zdaniem NBP znajduje się pod "nieuzasadnioną presją".
Wcześniej NBP zwrócił się do redakcji "GW" oraz "Newsweeka" o usunięcie kilku artykułów prasowych, które opisywały bank w kontekście afery KNF.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl