Funkcjonariusze Centralnego Biura Antykorupcyjnego zatrzymali w czwartek byłego przewodniczącego Komisji Nadzoru Finansowego Andrzeja J. i sześciu podległych mu urzędników.
Według śledczych, "zatrzymani w związku z pełnionymi funkcjami w KNF w latach 2013-2014 nie dopełnili obowiązków w celu osiągnięcia korzyści majątkowej w wielkich rozmiarach na szkodę Bankowego Funduszu Gwarancyjnego i depozytariuszy". Chodzi o sprawę SKOK Wołomin, z której wyłudzono wielomilionowe kredyty na "słupy". Efektem afery było bankructwo instytucji.
W związku z ustawowymi gwarancjami ochrony depozytów klientów do 100 tys. euro, Bankowy Fundusz Gwarancyjny wypłacił około 2,2 mld zł. To pieniądze w pewnym sensie wszystkich klientów banków, bo pieniądze w BFG pochodzą ze składek banków, które oczywiście koszt ten wpisują w cenę swoich usług.
Warto podkreślić, że SKOK-i zostały objęte nadzorem KNF jesienią 2012 roku. Wcześniej spod niego były wyłączone.
- Moim zdaniem jest to akcja mająca na celu rozmycie afery KNF pod rządami PiS. Wskazanie, że jest to instytucja w której zawsze działo się coś nieprawidłowego - komentuje dla money.pl były premier Kazimierz Marcinkiewicz.
O co chodzi w aferze SKOK Wołomin?
Sąd Rejonowy dla m. st. Warszawy wydał postanowienie o ogłoszeniu upadłości SKOK Wołomin na początku lutego 2015 roku. Od grudnia 2014 działalność kasy była zawieszona przez KNF w związku z wnioskiem o upadłość.
SKOK Wołomin była drugą największą spółdzielczą kasą w Polsce. Pod koniec czerwca 2014 miała aktywa o wartości przekraczającej 3 mld zł. Portfel kredytowy wynosił około 2,4 mld zł, a depozyty ulokowane przez blisko 80 tys. klientów wyliczono na 2,7 mld zł.
Poszkodowanych w przypadku SKOK Wołomin jest kilkukrotnie więcej niż w Amber Gold.
Brak nadzoru KNF przed 2012 roku był furtką dla przestępców do wyprowadzania pieniędzy. Taki zarzut otrzymali m.in. członkowie zarządu wołomińskiego SKOK, którzy mieli działać w ten sposób od 2009 do końca 2013 roku.
Przestępczy proceder trwał, mimo że sprawozdania finansowe na bieżąco badali renomowani audytorzy. Przez lata nie zgłaszali jednak większych zastrzeżeń. Z czasem okazało się m.in., że zyski SKOK Wołomin fałszowano, podnosząc wyceny posiadanych nieruchomości. Branżowe media uwiarygadniały dodatkowo całą instytucję przyznając m.in. nagrodę najlepszego menedżera branży dla ówczesnego prezesa wołomińskiej kasy.
Śledztwo wykazało, że oszczędności ludzi wkładane na lokaty finansowały biznesmenów, którzy w zwykłym banku nie mogliby otrzymać kredytu ze względu na brak zdolności do ich spłaty. Kwoty szły w miliony. Gdy KNF objęła nadzorem SKOK-i, zabroniła im udzielania kredytów większych niż milion złotych. Potem zadziwiająco często udzielano finansowania na 999 tys. zł. Sumę tego typu kredytów wyliczono na grubo ponad miliard złotych.
Akta śledztwa dotyczącego SKOK Wołomin liczą ponad 500 tomów. Zarzuty postawiono blisko 900 osobom. Z ostatnich podsumowań wynika, że ponad 70 z nich siedzi w areszcie. Śledztwo dotyczące nieprawidłowości w SKOK Wołomin zostało wszczęte w 2011 roku w Warszawie na podstawie ponad 80 zawiadomień o nieprawidłowościach zgłoszonych do Generalnego Inspektora Informacji Finansowej.
"Czas najwyższy"
Działania CBA w sprawie byłego szefa KNF chwali Janusz Szewczak, poseł PiS i zastępca przewodniczącego komisji finansów publicznych.
- Czas najwyższy na rozliczenie działalności KNF za czasów Andrzeja J. Można wręcz narzekać, że stało się to tak późno - podkreśla poseł i główny ekonomista Kasy Krajowej SKOK.
Wskazuje, że gdy nadzór sprawował zatrzymany w czwartek szef KNF, zjawisk patologicznych w sektorze finansowym była cała masa. Przypomina aferę Amber Gold, problem polisolokat, w których ludzie utopili 50 mld zł, przyzwolenie na opcje dla przedsiębiorstw czy dopuszczenie do sprzedawania na szeroką skalę kredytów frankowych, które "przyczyniły się do wielu ludzkich tragedii".
- Nadzór finansowy za czasów Andrzeja J. był delikatnie mówiąc niewydolny. W przeszłości wielokrotnie kierowałem interpelacje i zwracałem uwagę na nieprawidłowości, które były ignorowane. SKOK Wołomin to tylko jeden z wielu tego przykładów - komentuje Janusz Szewczak.
"Dochodzimy do granicy obłędu"
Z drugiej strony są rynkowi obserwatorzy, którzy wcale tak jednoznacznie nie postrzegają obecnej sytuacji. Sugerują, że akcja z zatrzymaniem Andrzeja J. wygląda trochę jak przykrywka polityczna dla afery z Markiem Ch., który został nagrany przez biznesmena Leszka Czarneckiego. Polityczna odpowiedzialność za ostatniego szefa KNF spoczywa na PiS. Z kolei Andrzej J. był nominowany za czasów poprzedników z PO.
- Zarzuty niedopełnienia obowiązków wydają się być dosyć dyskusyjne. Sugeruje się, że KNF z opóźnieniem reagowała na wydarzenia wokół SKOK Wołomin, dopuszczając do bankructwa instytucji. Problem w tym, że komisja musi polegać na uczciwości podległych jej instytucji finansowych. Ocenia czy działalność prowadzona jest zgodnie z prawem na podstawie sprawozdań, które jak się później okazało, były fałszowane. Oczywiście można się zastanawiać czy zarząd SKOK-u nie powinien być wcześniej odsunięty, a zamiast niego powinien wejść komisarz. Nie jest to jednak tak jednoznaczne w ocenie jak choćby nagrana rozmowa Marka Ch. z Leszkiem Czarneckim - komentuje Dariusz Filar, ekonomista i były członek Rady Polityki Pieniężnej (lata 2004-2010).
Z medialnych doniesień wynika, że wśród zatrzymanych jest też Wojciech Kwaśniak, były zastępca przewodniczącego KNF, który wsławił się nadzorem nad SKOK-ami. Poza tym głośno było o jego pobiciu w 2014 roku. Sprawcą okazał się bandyta z Wołomina, powiązany ze SKOK.
- W moim przekonaniu jest to najlepszy fachowiec od nadzoru nad bankami. To on stworzy podstawy całego obecnego nadzoru nad rynkiem finansowym. Całe środowisko finansowe wierzy w jego kryształową uczciwość - podkreśla Filar. Dodaje, że dochodzimy w tej chwili do granicy obłędu i rujnujemy ostatnie autorytety.
Ekonomista pytany o to, czy KNF mógł zrobić więcej, by nie dopuścić do upadku SKOK-u Wołomin, stwierdza, że było podejmowanych wiele działań kontrolnych. Cały sektor SKOK był regularnie przedmiotem badań, z którego powstawały na bieżąco raporty.
Problem w tym, że komisja dostała uprawnienia do nadzoru nad nimi dopiero od końca 2012 roku. Ustalenia śledczych wskazują zaś, że do nieprawidłowości w SKOK Wołomin dochodziło już w 2009 roku.
- Śmiem twierdzić, że gdyby KNF pilnował SKOK-i wcześniej, afer z nimi związanych by nie było - sugeruje Dariusz Filar.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl