Jak przypomina gazeta, byłego szefa nadzoru afera zastała w delegacji w Singapurze. Po powrocie pojawił się w urzędzie, który opuścił ok. 12.30. Dopiero później wkroczyło tam CBA i zabezpieczyło dokumenty, urządzenia oraz nośniki elektroniczne.
Politycy opozycji i część komentatorów zwracają uwagę, że w mediach pojawiały się spekulacje, że służby pojawiły się w urzędzie zbyt późno.Z ustaleń DGP wynika, że Markowi Ch. podczas pobytu w urzędzie towarzyszyli pełnomocnik KNF ds. ochrony informacji, szefowa gabinetu i pracownicy sekretariatu.
Kamery monitoringu są zamontowane w korytarzu, który prowadzi do sekretariatu i gabinetu przewodniczącego. W dwóch ostatnich miejscach monitoringu nie ma, ale to na korytarzu znajduje się duża niszczarka dokumentów, którą kamery powinny objąć. Marek Ch. Nie podszedł do niej ani razu.
Afera wybuchła 13 listopada, gdy "Gazeta Wyborcza" opublikowała tekst "40 mln zł i nie będzie kłopotów".
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl