Z jednej strony elektromobilność staje się koniecznością ze względu na wyzwania cywilizacyjne – zanieczyszczenie powietrza czy rosnąca gęstość zaludnienia miast – a z drugiej poważnym zagrożeniem dla całego sektora motoryzacyjnego. W ocenie Kazimierza Rajczyka, dyrektora zarządzającego sektorem energetycznym w ING tradycyjny przemysł próbuje opóźnić masową produkcję aut elektrycznych, by chronić miejsca pracy.
- Gdyby auta elektryczne nie stanowiły zagrożenia dla tradycyjnej branży automotive, to rozwijałby się znacznie szybciej. Przemysł stara się opóźnić rozwój elektromobilności, walcząc o miejsca pracy - mówi w rozmowie z money.pl Kazimierz Rajczyk i przypomina, że do produkcji „e-samochody” trzeba 70 proc. mniej ludzi niż tradycyjnego.
- Prezes jednego z koreańskich koncernów powiedział, że nie jesteśmy na to gotowi. Technologicznie tak, ale nie jesteśmy przygotowani, żeby wyłączyć fabryki silników i innych podzespołów - dodaje.
Równocześnie według Kazimierza Rajczyka, nie ma możliwości odwrócenia się od elektromobilności ze względów na wyzwania cywilizacyjne. - Ona staje się konieczna. Ludzie przemieszczają się ze wsi i mniejszych miejscowości do miast. Powstają gigantyczne aglomeracje, gdzie przestrzeń publiczna staje się dobrem rzadkim i cennym. Nie możemy patrzeć, jak tę przestrzeń zajmują samochody, które przez 95 proc. stoją - tłumaczy i wyjaśnia, że pokolenie osób "20 plus" nie oczekuje już posiadania auta na własność, ponieważ wartością dla nich staje się sama możliwość przemieszczania.
- Przyszłość widzę w taki sposób, że będziemy mogli kupić abonament na przemieszczanie się. (...) W ramach jednego abonamentu będziemy mogli korzystać z taksówek, transportu publicznego, elektrycznych skuterów, rowerów czy aut współdzielonych - wyjaśnia Kazimierz Rajczyk.
* Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl *