Airbus czy Bell są niemal gotowi na podniebną rewolucję. Jednak podniebne taksówki jeszcze muszą chwilę zaczekać. Nie tylko na przejście restrykcyjnych procedur bezpieczeństwa ale również na bardziej przyziemną kwestię: regulacje prawne.
- Tym którzy chcieliby latać autonomicznymi samochodami, proponuję małe ćwiczenie. Wyobraźcie sobie, że samochód który widzisz, może latać. Czy naprawdę w chwili, gdy uniesie się on nad ziemię, to krajowy urząd lotnictwa cywilnego powinien być organizacją, która od strony technicznej reguluje taki lot? – takim pytaniem Paul Rigby, prezes Consortiq, prowokuje futurystów, już widzących nieba nad miastami zapełnione dronami i latającymi taksówkami.
Rigby, którego firma zajmuje się m.in. tworzeniem oprogramowania do zarządzania lotami dronów to speaker na tegorocznymImpact mobility rEVolution'18. Na katowickim kongresie temat dronów i latających pojazdów, budowania modeli biznesowych i prawnych wokół mobilności w powietrzu będzie obecny na scenie, także za sprawą przedstawicieli świata polityki.
- Drony są jedną z tych branż, z tych obszarów, nad którą Ministerstwo Rozwoju pochyla się w sposób szczególny, widząc tutaj niezwykły wykorzystać ten niezwykły potencjał bezzałogowców. Zbudujemy nowe regulacje, nowe prawo, które umożliwi rozwój tej niszy, w którą polskie firmy wpisują się w znakomity sposób. Pomoże temu tzw. piaskownica regulacyjna, którą uruchomimy zapewne jeszcze w tym roku – stwierdziła niedawno Jadwiga Emilewicz, minister przedsiębiorczości i technologii, również obecna na wrześniowym kongresie.
Kongres dostaje skrzydeł
A podniebna nisza robi się całkiem spora - raport A. T. Kearney wskazuje, że światowy rynek bezzałogowych pojazdów latających wart był 11,9 mld USD w 2017 r. Wartość polskiego kawałka tego tortu to obecnie 75 mln USD, przy wzrostach rzędu 30-50 proc. rocznie. Działka samochodów latających wygląda jeszcze intratniej. Według analiz Frost&Sullivan, pierwsi gracze wejdą na rynek z gotowymi produktami już w 2022 r. zaś w 2026 r. ten rynek ma być wart aż 13,6 mld dolarów. Amerykański Kongres w końcu lipca wysłuchiwał piątki ekspertów od latających aut. Podczas gdy politycy chcą przyspieszyć prace nad regulacjami wspierającymi ten rynek a wizjonerzy pokazują pierwsze, latające i autonomiczne taksówki.
- Ten rynek da się uregulować, także od strony technicznej. Choć są to projekty infrastrukturalne warte setki milionów USD – ocenia Radosław Piesiewicz, prezes polskiego Advanced Protection Systems, opracowującego systemy zarządzania ruchem obiektów latających.
Chętnych do miana pionierów na niebie nie brakuje: UberAir (projekt Ubera i Boeinga), Vahana (Airbus), BellAir (Bell Helicopters) oraz TF-2 (Terrafugia, projekt wspierany przez m.in. Geely i Volvo) to nazwy modeli latających pojazdów, gotowych w niedalekiej przyszłości siać rewolucję w powietrzu.
- TF-2 będzie w stanie dolecieć pod drzwi biurowca w centrum miasta. Koszt jednego pojazdu to ok. 400 tysięcy USD. Ale za to 10-minutowy lot będzie kosztować jedynie około 30 USD - zapewnia Anna Mracek Dietrich, założycielka Terrafugii.
Oczy na Katowice
Dokąd jeszcze zmierza ekosystem oparty o cyfrową i elektryczną rewolucję w transporcie i motoryzacji? Co obecnie jest na szczycie fali porywających wizji i skrupulatnych prognoz, mających redefiniować najbliższą przyszłość? Jest miejsce, gdzie można zobaczyć cały obraz nadchodzących zmian. To do Katowic, 12 i 13 września zjadą wszyscy kluczowi gracze z ekosystemu budującego nowe oblicze mobilności. Impact mobility rEVolution'18 to największy w Polsce kongres poświęcony mobilności, przemysłowi transportowemu i zaawansowanym technologiom. 400 firm, 200 start-upów i 150 mówców z całego świata, wśród nich liderzy takich firm jak Volkswagen, Volvo, Nissan czy Airbus. Z pewnością nie zabraknie też wielkich nazwisk z polskiej sceny m.in. premiera Mateusza Morawieckiego, wicepremiera Jarosława Gowina oraz przedstawicieli największych polskich spółek np. PLL LOT, Orlen, JSW, Tauron czy Grupy Azoty. Cel? Nadać rewolucji właściwą
dynamikę.