Okolice Lądka-Zdroju i Stronia Śląskiego są jednymi z tych, które wrześniowa powódź dotknęła najbardziej. To właśnie tu, we wsi Stojków, leży jednorodzinny dom pani Marii Łukaszewskiej. Jak opisuje "Gazeta Wyborcza", dom został kompletnie zalany, woda wdarła się nawet na pierwsze piętro. "Całkowicie przesiąkły nią ściany i strop pomiędzy parterem, a piętrem" - relacjonuje serwis internetowy "Wyborczej".
Zniszczeniu uległ też teren dookoła budynku: brama, ogrodzenie, dwie wiaty. Pani Maria szacuje, że koszt doprowadzenia domu do stanu sprzed powodzi może sięgnąć nawet 1,5 mln zł. Budynek był ubezpieczony w PZU na milion złotych.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ubezpieczenie na milion, PZU chce wypłacić 85 tys. zł
Z relacji kobiety wynika, że rzeczoznawcza, który przyjechał oszacować szkody, ocenił, że "milion z polisy nie wystarczy, żeby to wszystko tutaj pokryć". Nic jednak nie wskazuje na to, by kobieta mogła liczyć na takie pieniądze od ubezpieczyciela. PZU przysłał jej bowiem e-mail z decyzją, w którym napisał, że wypłaci niecałe 85 tys. zł odszkodowania.
- Dla mnie przerażające jest to, ilu ludzi, przez których przepłynęła powódź, powaliła ich na ziemię, dostaje z drugiego "liścia" od ubezpieczyciela. To jest oszałamiające. Proszę sobie wyobrazić ile osób to dobije - komentuje w "Wyborczej" pani Maria. I zapowiada, że będzie walczyła z ubezpieczycielem.
Jej sprawą pro bono zajmuje się kancelaria prawna z Poznania. Teraz kobieta kontaktuje się z PZU tylko za pośrednictwem pełnomocnika.
PZU zabiera głos
Poprosiliśmy PZU o komentarz do tych doniesień. Jak tłumaczy biuro prasowe ubezpieczyciela, kwoty, które są wymienione w artykule, to zaliczki i wstępne kwoty odszkodowania. Firma skontaktowała się z poszkodowaną, która nie uczestniczyła osobiście w oględzinach, by jeszcze raz wytłumaczyć status postępowania. W poniedziałek będzie na miejscu kolejna wizyta rzeczoznawcy, aby ostatecznie ocenić wartość odszkodowania.
"Nasza decyzja w sprawie wypłaty zaliczki nastąpiła już dwa dni po zgłoszeniu szkody – 14 września zaistnienie szkody, 17 września jej zgłoszenie, a już 19 września wypłata zaliczki. Tego samego dnia rzeczoznawca przeprowadził oględziny na miejscu zdarzenia w celu oszacowania wstępnej kwoty odszkodowania, co jest absolutnie niestandardowym i proklienckim działaniem" - przekonuje ubezpieczyciel.
Firma dodaje, że szczegóły postępowania są objęte tajemnicą ubezpieczeniową. Podkreśla jednak, że w sytuacjach, kiedy doszło do całkowitego zniszczenia budynków lub naruszenia ich konstrukcji, wypłacana jest całkowita suma odszkodowania. W innych okolicznościach, kiedy budynek został podtopiony czy zalany – wysokość strat poniesionych przez daną osobę określa rzeczoznawca (wycena np. kosztów osuszania, malowania, naprawy czy odszkodowania za ubezpieczony sprzęt domowy).
"Na terenach popowodziowych działa 700 pracowników PZU, specjalnie oddelegowanych na ten teren, którzy specjalizują się w likwidacji szkód i pracują kilkanaście godzin na dobę, by jak najszybciej rozwiązać problemy naszych klientów" - podkreśla ubezpieczyciel. "Niestety czasem zdarzenia tego typu mogą być pożywką do szerzenia fake newsów przez osoby trzecie, które są zainteresowane osiąganiem własnych korzyści" - dodaje.
"Jako ubezpieczyciel jesteśmy na miejscu kataklizmu od samego początku, wspierając klientów w tych trudnych chwilach i maksymalnie szybko wypłacając im należne odszkodowania" - zaznacza firma. I podkreśla, że od poniedziałku 16 września wysłała w teren mobilne biura, które "docierały wszędzie tam, gdzie opadająca woda umożliwiła dojazd". "Były już m.in. w mocno zniszczonych przez powódź Kłodzku, Lądku-Zdroju, Stroniu Śląskim. Dotarły także do Krosnowic, Trzebieszowic, Ołdrzychowic Kłodzkich i Głuchołaz, Bodzanowa i Nysy" - wylicza PZU.
"Do 29 września uruchomiliśmy już 150 mln zł odszkodowań i wydaliśmy decyzje odnośnie aż 70 proc. zgłoszonych przez klientów szkód powodziowych. Utworzyliśmy specjalny fundusz pomocowy na rzecz walki z powodzią w wysokości 26 mln zł" - dodaje firma.