Jarosław Kaczyński nazywał ubezpieczeniowe fundusze kapitałowe niewolą, Janusz Szewczak pułapką o wartości 50 mld zł, w którą wpadło 4 mln Polaków, tymczasem nie wszystkie produkty były toksycznymi polisolokatami. Na dodatek zmiana przepisów w tym roku spowodowała, że klienci są lepiej chronieni, opłaty likwidacyjne spadły ze niemal 100 proc. nawet do 0 w pierwszym roku, a niektóre z UFK dały zarobić w ciągu pół roku nawet 80 proc. Czy warto w nie inwestować?
Ubezpieczeniowe fundusze kapitałowe to produkty inwestycyjne opakowane jedynie w polisę ubezpieczeniową, dlatego powszechnie nazywane są polisolokatami. Wartość tych aktywów w Polsce to ok. 50 mld zł.
Jarosław Kaczyński jeszcze wiosną w wywiadzie dla tygodnika „wSieci” zapowiadał, że rozprawi się z tymi produktami. "Ludzi nie można oszukiwać, a państwo ma obowiązek ludzi przed lichwą i takim wyzyskiem bronić. I obiecuję, że bez względu na różne opory i płacze, zapewne także w naszym obozie, uwolnimy Polaków z tej niewoli" – mówił wówczas prezes PiS.
Wtórował mu Janusz Szewczak, niegdyś główny ekonomista SKOK, dzisiaj wiceprzewodniczący sejmowej Komisji Finansów Publicznych: "o ile w pułapce tzw. kredytów frankowych szacuje się, że znalazło się ok. 700 tys. osób na kwotę około 138 mld zł, o tyle w przypadku dojrzewającej do wybuchu afery polisolokat, czyli tzw. ubezpieczeń z funduszem kapitałowym, w pułapkę wpadło około 4 mln ludzi na około 50 mld zł".
Również Rzecznik Finansowy opublikował miażdżący raport, w który pisał, że UFK praktycznie nie dawały klientom szans na zarobek, a poziom ich skomplikowania był tak wysoki, że nie powinny być oferowane przeciętnemu konsumentowi.
Drugim problemem z UFK są opłaty likwidacyjne, które często sięgały nawet niemal 100 proc. wpłaconych pieniędzy, o czym część klientów nie była informowana.
To się jednak zmieniło. - Szum, który wokół nich narastał, działania Rzecznika Finansowego i UOKiK spowodowały, że ten rynek zaczął się mocno zmieniać. Kolejne produkty, które się pojawiały nie były już tak toksyczne. Zmieniły się też zasady sprzedażowe, na co mocno wpłynęła zmiana przepisów, więc nie możemy mówić, że w tej chwili cały ten rynek jest toksyczny – mówiła w rozmowie z money.pl Małgorzata Kwiatkowska z Dziennika Gazety Prawnej i forsal.pl, autorka raportu na temat UFK. - Polisy nadal się sprzedają, ale są o wiele bardziej korzystne w porównaniu do produktów przedawanych jeszcze 3-4 lata temu – dodała.
Co się zmieniło? - W tej chwili sprzedawca, oferując polisę inwestycyjną musi przedstawić klientowi ankietę, w której zbada jego znajomość rynku finansowego i świadomość ryzyka. Łatwiej też z takiej inwestycji opakowanej w polisę zrezygnować bez ponoszenia kosztów – podkreśla Kwiatkowska.
Jeszcze kilka lat temu opłata likwidacyjna wynosiła nawet niemal 100 proc. zainwestowanych środków, dziś te opłaty spadły do 0 w pierwszym roku, a potem nie przekraczają 4 proc.
Czy zatem warto inwestować w ubezpieczeniowe fundusze kapitałowe?
- W pierwszym półroczu tego roku średnia stopa zwrotu wszystkich UFK była kilka proc. na minusie. Ale pomiędzy poszczególnymi produktami są bardzo duże różnice. Są fundusze, które zarobiły nawet 60-80 proc. w ciągu sześciu miesięcy. To przede wszystkim fundusze inwestujące w złoto i na rynkach akcji zagranicznych. Nie jest to jednak duża grupa. Większość tych produktów zanotowała zysk lub stratę na poziomie kilku procent. Są też produkty, które zanotowały 60-80 proc. straty – wylicza Kwiatkowska.
Trzeba też pamiętać, że są to wyniki funduszy inwestycyjnych, z których zbudowane są UFK, a więc należy od nich odjąć jeszcze koszty zarządzania, zakupu jednostek uczestnictwa czy konwersji pomiędzy funduszami.
- Może się okazać, że ostateczny wynik UFK jest niższy niż wynik funduszu, który jest jego główną częścią, bo komuś po drodze jeszcze trzeba zapłacić. A takich opłat jest bardzo dużo, dlatego warto poprosić doradcę, żeby wyliczył nam, ile tak naprawdę z wpłaconych 100 zł trafi do funduszu. Może być tak, że aktywne zarządzane jest tylko 90 zł, więc, żeby zarobić na opłaty, trzeba mieć stopę zwrotu przynajmniej 11 proc. – przestrzega Małgorzata Kwiatkowska.