Od 1 lipca na osiedlach w całym kraju sukcesywnie mają być ustawiane cztery pojemniki do segregacji śmieci: zielony na szkło, niebieski – papier i tekturę, żółty na metale i plastik oraz brązowy na kuchenne resztki, czyli odpady ulegające biodegradacji.
Skąd ta zmiana? Chodzi o ujednolicenie przepisów w całej Polsce. Na dostosowanie i opisanie pojemników samorządy mają pół roku, a na ich wymianę na te o wskazanych w rozporządzeniu kolorach – pięć lat.
Nie wszyscy będą musieli jednak na te zmiany czekać. Od dłuższego czasu w powyższy sposób segreguje śmieci już 1,4 tys. gmin.
Do odzyskiwania odpadów na większą niż dotychczas skalę zobowiązuje nas również Unia Europejska. W 2020 roku, a więc za niespełna 2,5 roku musimy uzyskać 50-procentowy poziom recyklingu i przygotowania do ponownego użycia: papieru, metali, tworzyw sztucznych i szkła. Obecnie jest to 26 proc., przy rocznej zmianie na poziomie zaledwie 0,7 proc.
Jeden ze światowych liderów, czyli przywoływana już Szwecja, różnym formom recyklingu, także spalaniu, poddaje 99 proc. odpadów z gospodarstw domowych. Dziś władze Szwecji próbują ograniczać spalanie (prawie połowa odpadów) na rzecz ponownego wykorzystania odzyskanych materiałów.
Segreguj i oszczędzaj
– Jeżeli chcemy wyjść z klinczu i przestać płacić więcej za właściwą gospodarkę odpadami, powinniśmy się bardziej zaangażować. Jeśli każdy z nas zajmie się swoimi śmieciami i nie będzie tego musiał za nas robić nikt inny, to siłą rzeczy będzie nas to w przyszłości mniej kosztowało – zwraca uwagę Zygmunt Frankiewicz, prezes Związku Miast Polskich.
To właśnie jakość produktu, czyli śmieci dostarczanych przez każdego mieszkańca, jest dla systemu kluczowa. Zachętą do segregowania odpadów są wprowadzane przez gminy różne opłaty za wywóz odpadów. Ci, którzy je odpowiednio dzielą, płacą mniej, a ci, którzy wrzucają wszystko do jednego worka – więcej. Przykłady?
We Wrocławiu za metr kwadratowy mieszkania (jeśli na osobę przypada do 27 mkw.) przy selektywnej zbiórce odpadów zapłacimy 0,85 zł, a za śmieci niesegregowane – 1,27 mkw. W przypadku, gdy jest to więcej niż 27 mkw na osobę opłata liczona jest od głowy i wynosi 19 zł (przy segregacji) i 28,50 (przy jej braku). W Warszawie ceny kształtują się następująco: pojedyncza osoba mieszkająca w bloku za wywóz śmieci zapłaci 10 zł (przy selektywnej zbiórce) lub 12 zł (przy jej braku); gospodarstwo dwuosobowe – odpowiednio 19 i 23 zł, trzyosobowe – 28 i 34 zł, a czteroosobowe – 37 i 45 zł.
W Krakowie dla zabudowy wielorodzinnej za odpady zbierane selektywnie obowiązują stawki: 15 zł (gospodarstwo jednoosobowe), 29 zł (dwuosobowe), 41 zł (trzyosobowe) i 50 zł (czteroosobowe). Brak segregacji oznacza wyższe stawki, odpowiednio: 22, 41, 60 i 73 zł.
Podwyżek nie będzie?
Mimo że różnice w odbiorze cen śmieci segregowanych i niesegregowanych są niewielkie, samorządy nie planują podwyżki cen dla tych, którzy o ekologię nie dbają. Tym bardziej, że większość już wykorzystuje narzucone przez ustawodawcę maksymalne progi (różnicę między ceną za wywóz i zagospodarowanie śmieci po segregacji i bez).
Sopot i Lublin uzależniają ewentualną podwyżkę dla wszystkich jedynie od wzrostu kosztów wywozu śmieci po zmianie przepisów. Ale już Kielce nie prowadzą żadnych działań w tym kierunku.
– Znaczna liczba mieszkańców Kielc w tej chwili segreguje odpady. Jeśli chcemy przekonać tych, którzy tego nie robią, to nie wyższą ceną, a edukacją i promocją. Podniesienie cen mogłoby sprawić, że część osób próbowałaby oszukać system. Ci, którzy chcą prowadzić selektywną zbiórkę odpadów, robią to i cena jest dla nich sprawą drugorzędną – przekonuje Adam Rogaliński, zastępca dyrektora Wydziału Usług Komunalnych i Zarządzania Środowiskiem kieleckiego magistratu.
Nakło na wzór
Idei selektywnej zbiórki nie pomaga też stereotypowe myślenie „po co mam segregować, skoro to i tak trafia do jednego worka?”
– Takie przypadki mogły się zdarzyć w przeszłości, ale dziś nie powinny już mieć miejsca. Nawet jeśli śmieci lądują w jednym samochodzie, to są rozwożone w odpowiednie miejsca. Wcześniejsze posegregowanie ułatwia odbierającym pracę. Nasz wysiłek naprawdę się opłaca – przekonuje Krzysztof Choromański, ekspert Związku Miast Polskich.
Śmieci z gospodarstw domowych każdorazowo trafiają do Regionalnych Instalacji Przetwarzania Odpadów Komunalnych (RIPOK) lub wspierających je Punktów Selektywnego Zbierania Odpadów Komunalnych (PSZOK). Do RIPOK-u wywożone są śmieci nawet z kilku gmin.
PSZOK-i tworzą lokalne samorządy i gromadzą w nich takie odpady, jak m.in. opakowania z papieru i tektury, tworzyw sztucznych, szkło, tekstylia, zepsuty sprzęt elektryczny i elektroniczny, meble i inne odpady wielkogabarytowe, zużyte baterie i akumulatory, przeterminowane leki i chemikalia czy stare opony. Na składowisko docierają te odpady, których nie da się wykorzystać gospodarczo.
Niektóre gminy idą jeszcze dalej i tworzą tzw. minipszoki. Takie punkty działają na osiedlach w Nakle nad Notecią. Mieszkańcy zanoszą do nich swoje śmieci, a pracujące w nich osoby segregują odpady. I tak do oddzielnych worków trafia szkło przezroczyste i kolorowe, nakrętki od butelek, a także papier i plastik dzielony w zależności od składu chemicznego. Dodatkowe wyposażenie mieszkańców w elektroniczne karty pozwoliło władzom Nakła wyłowić tych, którzy śmieci nie segregują.
Wystarczą proste rozwiązania
Doświadczenie Nakła wpisuje się w koncepcję gospodarki o obiegu zamkniętym, o której w Polsce ostatnio jest coraz głośniej. Zakłada ona, że produkty, materiały oraz surowce powinny pozostawać w gospodarce tak długo, jak to tylko możliwe, a wytwarzanie odpadów powinno być jak najbardziej zminimalizowane. W gospodarce o obiegu zamkniętym odpady traktowane są jak surowce wtórne.
W Ministerstwie Rozwoju powstał specjalny zespół, który pracuje m.in. nad planem szerszego wdrożenia tej koncepcji w Polsce.
Pilotażowe projekty, których celem jest wypracowanie dobrych praktyk w zakresie gospodarki o obiegu zamkniętym realizuje pięć samorządów: Krasnobród (lubelskie), Łukowica (małopolskie), Sokoły (podlaskie), Wieluń (łódzkie) i Tuczno (zachodniopomorskie).
– W ramach tego pilotażu powstają np. punkty odzysku rzeczy używanych, zbierane są m.in. dziecięce zabawki, które po doprowadzeniu do stanu używalności mogą jeszcze posłużyć innym. To są proste pomysły, które – jeśli zostaną wdrożone w innych miejscach – mogą realnie wpłynąć na zmianę sytuacji w kraju. Dziś już naprawdę nie ma innej drogi, segregacja odpadów to konieczność – mówi Krzysztof Choromański.
Partnerem artykułu jest Związek Miast Polskich