Bezpłatne konto bankowe to przeszłość. Wprawdzie zdarzają się oferty, które wyglądają na bezpłatne, ale obwarowane są tak wieloma warunkami i zastrzeżeniami, że łatwo popełnić błąd, zapomnieć o obowiązkowej transakcji czy wykonaniu przelewu – i za niby bezpłatne konto przejdzie nam zapłacić nawet 15 czy 20 zł miesięcznie.
"Gazeta Wyborcza" zauważa, że okres bezpłatnych kont definitywnie zakończyła pandemia. Trochę usprawiedliwiając bankowców zauważa, że oni też nie znajdują się w łatwym położeniu.
Stopy procentowe są na historycznych minimach, przez co na odsetkach od kredytów mogą zarabiać maksymalnie 7,2 proc. w skali roku. Odprowadzają podatek bankowy i zrzucają się na Bankowy Fundusz Gwarancyjny i inne państwowe instytucje.
Gdzieś kasy trzeba szukać. I wiadomo, że znajdzie się ją u klientów.
"Gazeta" zauważa, że klienci nadal mają możliwość powiadania bezpłatnego konta, ale muszą pamiętać o spełnieniu warunków, które ową bezpłatność gwarantują. Przykładowo, 20 sierpnia City Bank będzie nakładał na posiadaczy kont Citi Priority konieczność utrzymywania 30 tys. zł na koncie lub zapewnienia comiesięcznych wpływów na konto w wysokości 5 tys. zł.
Jest też drugi warunek: klienci muszą wydać przy użyciu swojej karty debetowej 500 zł. Jeśli oba warunki nie zostaną spełnione łącznie, klient zapłaci za prowadzenie konta blisko 50 zł miesięcznie.
Już parę tygodni temu City Bank przedstawił nowe warunki "bezpłatności" również posiadaczom innych typów kont.
Konieczność zasilenia konta określoną kwotą, utrzymanie salda i płatność kartą na jakimś minimalnym poziomie to właściwie standardy we wszystkich bankach. Klienci nie powinni ignorować listów z banków z nowymi tabelami opłat, bo łatwo się pomylić i trzeba będzie płacić za głupi błąd.
Tym bardziej, że niektóre "warunki konta za 0 zł" są co najmniej zaskakujące. Jeden z banków prześwietlonych przez "GW" oferuje niby darmowe konto, w którym zapłacimy za tak nieoczywiste operacje jak zmianę lub odwołanie polecenia zapłaty.
Klientów uczulamy również na takie "kwiatki" jak opłata za połączenie z infolinią. To wprawdzie rzadkość, ale są banki, które tak bardzo przedkładają kontakt mailowy nad inne formy porozumiewania, że nie tylko likwidują placówki, ale też wprowadzają bardzo wysokie opłaty za samo połączenie z konsultantem. Wyczuleni na tym punkcie niech będą np. klienci Citi.
Podsumowując: trzeba czytać regulaminy, nie ignorować nowych tabeli prowizji i pamiętać, że w kontaktach z bankami nic, ale to nic nie jest za darmo. A jeśli się wydaje, że jest – to patrz: podpunkt pierwszy i drugi.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl