W ubiegłym tygodniu Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE) wydał wyrok w trzech połączonych sprawach dotyczących kredytów frankowych (dwóch denominowanych: C-81/21 i C-82/21 oraz indeksowanego: C-80/21). Orzeczenie jest odpowiedzią na pytanie prejudycjalne warszawskiego sądu, które ma rozwiać wątpliwości sędziego w tych konkretnych sprawach, ale również może być punktem odniesienia dla innych sędziów mających podobne wątpliwości.
Od ogółu do szczegółu. Czego dotyczyły sprawy?
Upraszczając, w sprawie C-80/21 sąd krajowy pyta sąd unijny o to, czy może usunąć z umowy kredytu tylko część nieuczciwego paragrafu, czy musi usunąć całość. Sąd zastanawia się też nad tym, co w sytuacji, gdy usunięcie takiego zapisu z umowy powoduje, że nie może ona dalej funkcjonować: czy sąd może ratować taką umowę, zastępując klauzule abuzywne nowymi? Przechodząc dalej, przedmiot sprawy C-81/21 jest zbliżony do wcześniejszej kwestii. Z kolei sprawa C-82/21 dotyczy kwestii przedawnienia roszczeń konsumentów i ustalenia momentu, od kiedy należy liczyć rozpoczęcie jego biegu (sprawa przedawnia się po 10 latach).
O komentarz do wyroku Trybunału poprosiliśmy adwokata z kancelarii specjalizującej się w prowadzeniu sporów frankowych.
Z orzeczenia TSUE wynika, że co do zasady nie można usuwać fragmentu postanowienia umowy. Innymi słowy: nie można dzielić paragrafu na dobry i zły. Trzeba usunąć cały zapis, gdy jest wadliwy. Jeśli bez niego umowa nie może dalej funkcjonować, to należy stwierdzić jej nieważność – wyjaśnia adwokat Nicholas Cieslewicz z Kancelarii SCBP Cieslewicz i Partnerzy, która reprezentuje frankowiczów w ponad 300 sprawach przeciwko bankom.
Nasz rozmówca jako przykład podaje kredyt indeksowany kursem franka szwajcarskiego, udzielanego przez bank BPH (GE Money Bank). Zgodnie z treścią umowy, do wyliczenia kursów kupna/sprzedaży zastosowano kurs złotego w relacji do waluty obcej, ogłoszony w tabeli kursów średnich NBP w danym dniu roboczym i skorygowany o marże kupna/sprzedaży banku. Pytanie brzmi: czy można usunąć z umowy tylko część dotyczącą marży banku, zostawiając zapis o kursie średnim NBP?
– Z orzeczenia TSUE wynika, że nie można tego zrobić. Należy usunąć cały zapis, bez którego de facto umowa nie może funkcjonować. Sąd może zbadać, czy dany zapis jest ważny, ale nie jest uprawniony do tego, żeby ratować lub naprawiać umowę – mówi Nicholas Cieslewicz.
Wyjątek od reguły
Od zasady bywają jednak wyjątki. TSUE taki dopuszcza. – Wyjątkiem od tej zasady jest krzywda konsumenta spowodowana unieważnieniem umowy kredytu. Wyjaśnię to na przykładzie. Załóżmy czysto hipotetycznie, że kredytobiorca spłacił 50 z 300 tys. zł kredytu. Jego umowa spełnia przesłanki do unieważnienia, ale nie stać go na spłatę pozostałych 250 tys. zł bankowi. Grozi mu utrata domu. W tej wyjątkowej sytuacji sąd może ratować umowę kredytu, zastępując nieważne postanowienia nowymi pod warunkiem, że kredytobiorca nie wyrazi zgody na stwierdzenie nieważności umowy kredytowej. Natomiast jeśli zgodę wyrazi, to bezwarunkowo należy stwierdzić nieważność takiej umowy – wyjaśnia adw. Cieslewicz.
Dodaje, że większość kredytobiorców frankowych godzi się na stwierdzenie nieważności umowy z prostego powodu. Kredyty spłacają od wielu lat i w większości przypadków zobowiązania w większej części spłacili. Procesy w niektórych przypadkach mogą ciągnąć się latami, co przybliża ich do końca spłaty kredytu.
Gra na czas
Z obserwacji naszego rozmówcy wynika, że najgorzej pod względem przeładowania sprawami frankowymi wypadają sądy warszawskie, gdzie sprawy mogą trwać nawet do ośmiu lat. Jego zdaniem najszybsze są sądy w Bydgoszczy (sądy pierwszoinstancyjne potrafią uporać się ze sprawą w kilka miesięcy).
Z perspektywy mecenasa najtrudniej jest we Wrocławiu, gdzie szanse frankowiczów na uzyskanie korzystnego wyroku (wyroku stwierdzającego nieważność umowy kredytowej) są najmniejsze w pierwszej instancji. Warto dodać, że kredytobiorca może wybrać, gdzie będzie toczyła się jego sprawa (po miejscu siedziby banku albo miejscu zamieszkania).
Pozostał nam wątek przedawnienia. Według adw. Cieslewicza Trybunał wypowiedział się w tej kwestii jasno.
Dziesięcioletni okres przedawnienia należy liczyć od chwili, w której kredytobiorca dowiedział się o skutkach prawnych stwierdzenia nieważności umowy. Sądy krajowe ustalają ten moment we własnym zakresie. Przyjmują datę wysłania bankowi wezwania do zapłaty, datę złożenia pozwu lub datę doręczenia kredytobiorcy informacji dotyczącej konsekwencji stwierdzenia nieważności umowy wysłanej kredytobiorcy przez sąd już po złożeniu pozwu przeciwko bankowi. Nie ma jednolitego stanowiska – wyjaśnia Nicholas Cieslewicz.
Orzeczenia TSUE – kamienie milowe w sprawach frankowych
Jak dotąd, tysiące frankowiczów zdecydowało się na batalię z bankami przed wymiarem sprawiedliwości — przed rokiem 2015, czyli przed umocnieniem się kursu franka szwajcarskiego względem złotego, na ten krok wykonała zaledwie garstka kredytobiorców walutowych. Szacuje się, że z ok. 750 tys. wszystkich udzielonych kredytów frankowych swój finał w sądzie miało jak dotąd ponad 120 tys.
Dotychczasowe orzecznictwo nie postawia złudzeń: banki przegrywają z klientami. Na orzeczenie TSUE, które jest drogowskazem dla sądów powszechnych, czekają jak na zbawienie, licząc, że języczek u wagi przechyli się na ich stronę. Jak zapatrują się na opisywane przez nas orzeczenie TSUE?
Według Związku Banków Polskich (ZBP), wyrok jest neutralny i potwierdza dotychczasowe orzecznictwo Trybunału. W oficjalnym komentarzu ZBP pisze, że sektor bankowy spodziewał się takiego orzeczenia, nie stanowi ono przełomu. Zaznacza, że orzeczenie zawiera także fragmenty, które pozwalają liczyć na sprawiedliwe rozstrzygnięcie w kluczowej dla sektora bankowego sprawie toczącej się obecnie przed Trybunałem, dotyczącej zapłaty za bezumowne korzystanie z kapitału.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Innego zdania jest Wojciech Bochenek, radca prawny z kancelarii Bochenek i Wspólnicy, działającej w interesie frankowiczów.
TSUE ponownie opowiedział się po stronie polskich frankowiczów, definitywnie przesądzając kwestię braku możliwości ingerowania w treść umowy kredytowej przez sąd krajowy – ocenia w rozmowie z money.pl
Podkreśla, że Trybunał po raz pierwszy w polskiej sprawie frankowej jednoznacznie wskazał, że w polskim porządku prawnym nie występuje żaden przepis o charakterze dyspozytywnym (czyli dopuszczający inne uregulowanie na mocy umowy stron), który dawałby możliwość zamiany kursu banku np. na kurs średni NBP.
– Z pewnością takim przepisem nie będzie forsowany przez banki art. 358 k.c. W ocenie Trybunału, sąd krajowy nie ma także możliwości częściowego modyfikowania treści umowy, co jednoznacznie przekreśla szanse banków na wprowadzenie do umowy kursu średniego NBP. W zakresie tych zagadnień Trybunał podtrzymał swoje dotychczasowe stanowisko przedstawione np. w wyrokach C-70/17 i C-179/17 oraz C-618/10 – komentuje mec. Bochenek.