Coraz wyższe raty kredytów hipotecznych ciążą Polakom do tego stopnia, że ci w niektórych przypadkach ratują się chwilówkami - wynika z informacji money.pl. Na razie nie robią tego nagminnie, ale zwracają na siebie uwagę - liczba osób z kredytem mieszkaniowym wśród klientów firm pożyczkowych z miesiąca na miesiąc rośnie o kilka punktów procentowych.
- Według naszych analiz posiadacze kredytów mieszkaniowych pożyczką krótkoterminową poprawiają sobie płynność, którą tracą przez coraz wyższe raty spowodowane serią podwyżek stóp procentowych - stwierdza w rozmowie z money.pl Ewa Wernerowicz, prezeska Soonly, właściciela marki Vivus. To jedna z największych firm pożyczkowych w Polsce.
Nie ma wątpliwości, że zapotrzebowanie na pożyczki krótkoterminowe dalej będzie rosło. - Obecnie wspomagamy osoby, które czekają na wakacje kredytowe. Za chwilę po pożyczkę przyjdą osoby zaskoczone cenami ogrzewania. Mówię o tym, żeby pokazać, że dostęp do drobnych pożyczek w takich czasach jest niezbędny - przekonuje przedstawicielka branży.
Ważą się losy pożyczek pozabankowych
Resort sprawiedliwości, którego jednym ze sztandarowych celów jest walka z lichwą, konsekwentnie od siedmiu lat usiłuje jeszcze mocniej wyśrubować przepisy Ustawy o kredycie konsumenckim z 2015 r. Pomimo niepowodzeń (kilka prób zakończyło się fiaskiem) ministerstwo nie odpuszcza.
Pod koniec ubiegłego roku do Sejmu wpłynął kolejny rządowy projekt o zmianie niektórych ustaw w celu przeciwdziałania lichwie. Po pierwszym czytaniu dokument utknął w komisjach. Według naszych źródeł boom na pożyczki zmobilizował wiceministra sprawiedliwości Marcina Warchoła, który w rządzie pilotuje prace nad ustawą, do pracy nad przyspieszeniem przyjęcia ustawy w parlamencie.
Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideo
Odpalono lont, który może wysadzić branżę pożyczkową w powietrze
Impuls do działania wiceministrowi dały analizy publikowane przez Biuro Informacji Kredytowej. Dwa tygodnie temu opublikowało wyniki majowe - w porównaniu do maja 2021 r. firmy przyznały więcej pożyczek zarówno w ujęciu liczbowym (o 34,3 proc.), jak i wartościowym (o 41,9 proc.). Wcześniejsze miesiące były niemalże tak samo dobre. W kuluarach rozgorzały dyskusje o tym, że branża pożyczkowa wraca do formy.
- To efekt niskiej bazy. W czasie pandemii, czyli od kwietnia 2020 r. do czerwca 2021 r., obowiązywały istotnie niższe limity kosztów pozaodsetkowych [mowa o źródle przychodów, do którego zalicza się m.in. prowizję za udzielnie pożyczki - przyp. red.]. W tym czasie większość firm bardzo mocno ograniczyła sprzedaż pożyczek, w szczególności długoterminowych, bo przynosiły im straty [koszty przewyższały przychody - red.] - tłumaczy dynamikę sprzedaży Ewa Wernerowicz.
Sugeruje, aby z wysuwaniem zbyt pochopnych wniosków poczekać do czasu publikacji danych sprzedażowych za lipiec tego roku. Podkreśla, że to będzie pierwszy miesiąc, gdy branża działa w normalnym warunkach, czyli w nie aż tak bardzo surowym reżimie prawnym jak w trakcie pandemii, gdy jedną z tarcz antycovidowych tymczasowo zmieniono przepisy Ustawy o kredycie konsumenckim, przykręcając pożyczkodawcom kurek z przychodami. Inicjatorem tej zmiany był, o dziwo, nie ministerstwo, a Tomasz Chróstny, prezes Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów (UOKiK), który chciał w ten sposób zabezpieczyć Polaków przed spiralą zadłużenia.
Władza idzie na zwarcie z sektorem finansowym
Ostatnio politycy obozu rządzącego idą na ostre zwarcie z sektorem finansowym. Słowo "lichwa" pada z ich ust coraz częściej również w kontekście banków. Lepsza okazja do nadania wysokiego priorytetu projektowi ustawy antylichwiarskiej może się szybko nie nadarzyć. Projekt trafił niedawno do Komitetu Stabilności Finansowej, gdzie legislatorzy próbują go doszlifować. Jeśli wiceministrowi Warchołowi uda się zyskać poparcie polityczne, nad czym według naszych źródeł pracuje, dokument ma szansę trafić pod obrady Sejmu jeszcze w tym miesiącu.
- Ustawa w obecnym kształcie zbije rynek pozabankowych pożyczek krótko- i długoterminowych do 5 lat. Jeśli wejdzie w życie, na rynku zostanie oferta banków i SKOK-ów, które na jednej z Komisji Finansów stwierdziły, że nie będą w stanie obsłużyć klientów firm pożyczkowych. Oznacza to, że 3 mln Polaków zostanie odciętych od finansowania z legalnych źródeł - ostrzega prezeska Soonly.
Ryzyko, że coś pójdzie nie tak, jest duże
Uchwalenie ustawy antylichwiarskiej, gdy na horyzoncie widać kryzys - zdaniem naszej rozmówczyni - jest ryzykowne. Zwraca ona uwagę na doświadczenia innych krajów.
- W Danii biznes przeniósł do szarej strefy i kwietnie w mediach społecznościowych. Powstają tam prywatne, zamknięte grupy dyskusyjne, które zrzeszają osobę z kapitałem oraz potrzebujących, a koszty są jeszcze większe niż przed regulacją - mówi.
Znacznie większy problem społeczny powstał na Słowacji. - Popyt na pożyczki nie zniknął. Szybko zaspokoiły go grupy przestępcze. Problem okazał się na tyle duży, że rząd rozmawiał z firmami pożyczkowymi, aby wróciły na rynek, ale nie chciał poluzować regulacji, dlatego spotkał się z odmową - dodaje.
Złote czasy pożyczkodawców dawno się skończyły
Branża pożyczkowa od kilku lat się zwija. Spośród ponad 500 firm wpisanych do specjalnego rejestru, prowadzonego przez nadzorcę rynku finansowego, aktywnie działa zaledwie setka. Powód? Na tym biznesie zarabiają tak naprawdę tylko najwięksi gracze, w tym m.in. Soonly (do niedawna Vivus), Provident, Wonga, Bocian. Branża ogółem kolejny rok z rzędu kończy pod coraz grubszą kreską (zbiorcze wyniki za ubiegły rok zostaną opublikowane na przełomie września i października tego roku).
Dużym wyzwaniem jest zdobycie pieniędzy na udzianie pożyczek. Firmy mogą to zrobić na kilka sposobów. Pożyczają z tego, co same zarobią - ten komfort mają nieliczni gracze. Głównie finansują się obligacjami - na które po aferze GetBack trudno znaleźć chętnych, a ustawa antylichwiarska ma zakazać emisji obligacji firmom pożyczkowym - oraz kapitałem od inwestora, któremu obecnie bardziej opłaca się ulokować pieniądze na 6-procentowej lokacie niż pożyczyć na 10 proc. firmie z branży, nad którą wisi tak duże ryzyko prawne.
Będzie tylko gorzej. Tylko patrzeć jak problem ze spłatą pożyczek za chwilę zaczną mieć pożyczkobiorcy. Obecnie wśród firm z branży strata na portfelu pożyczek krótkoterminowych wynosi średnio 11 proc., a pożyczek długoterminowych - średnio 28 proc. O ile wzrosną te liczby?
- Nie potrafię teraz odpowiedź na to pytanie. W poprzednim kryzysie pracowałam w windykacji i nauczona tym doświadczeniem wiem na pewno, że trzeba przygotować się na tę okoliczność. Branża powinna pracować nad produktami dla klientów, które pomogą im przejść przez ten kryzys i zminimalizować starty portfelowe. Chodzi m.in. o możliwość odroczenia spłaty, rozłożenia jej na raty i indywidualne podejście do sytuacji każdego klienta - stwierdza Ewa Wernerowicz.
Krajobraz branży pożyczkowej i sylwetka typowego klienta
Na rynku pożyczkowym dominują dwa produkty - tzw. chwilówki i ratalki. Jedne firmy specjalizują się w pożyczkach online, inne - w obsłudze domowej. Te pierwsze udzielają przede wszystkim pożyczek na 30 dni, a te drugie - od sześciu tygodni do 5 lat. Podział wynika z kompetencji do oceny sytuacji finansowej pożyczkobiorcy, czyli profilu ryzyka pod kątem spłaty. W internecie klienci oczekują finansowania dostępnego na tzw. jeden klik. To także duży strumień finansowania zakupów w e-commerce, gdzie przebojem są odroczone płatności. W placówkach i obsłudze domowej, gdzie przetwarzane są papierowe dokumenty, procesy trwają o wiele dłużej i łatwiej ocenić ryzyko.
Najczęściej pożyczki zaciągają ludzie młodzi ok. 30. roku życia, a także przedsiębiorcy. - W tym m.in. kosmetyczki, fryzjerzy, influencerzy, fotografowie, którzy w środku miesiąca potrzebują na podatek, ZUS, zatowarowanie itp. Pożyczki pozabankowe już dawno przestały być stygmatyzujące, a stały się zwyczajnym produktem finansowym, niebudzącym większego zdziwienia - mówi Ewa Wernerowicz.
Karolina Wysota, dziennikarka money.pl