Karolina Wysota, money.pl: Banki tracą reputację. Instytucja zaufania publicznego brzmi jak wyświechtany frazes. Czyja to wina?
Krzysztof Pietraszkiewicz, prezes Związku Banków Polskich: To nie jest prawdziwy obraz. Z profesjonalnych badań i analiz, które sektor regularnie przeprowadza, wynika co innego. 81 proc. klientów ma zaufanie do swojego banku, a ponad połowa społeczeństwa ma pozytywną opinię o działających w Polsce bankach w ogóle. Każdego dnia miliony osób bez problemu korzystają z usług bankowych. Klienci bardzo cenią sobie bezpieczeństwo ulokowanych środków i nowoczesność usług płatniczo rozliczeniowych, a także dostęp do kredytów.
Jednak narzekają i to coraz głośniej. Wystarczy poczytać komentarze w internecie.
Narzekanie na banki nie odbiega od hejtu na inne tematy. Nie ignoruję tego, ale muszę zaakceptować to jako coś normalnego w kraju, w którym ludzie nauczyli się czytać i pisać. Przez bank następuje transmisja impulsów monetarnych podejmowanych z konieczności przez bank centralny. Czasami są to obniżki stóp procentowych - wtedy nikt nie narzeka, bo kredyty stają się tańsze.
Podobnie jest z kursem walutowym - gdy frank szwajcarski jest tani nie słychać głosów oburzenia. Aktualnie klienci denerwują się tym, że ceny kredytów rosną, ale to konsekwencja tego, że bank centralny podnosi stopy procentowe w ramach koniecznej walki z inflacją. Myślę też, że niezadowolenie z relatywnie niskiego oprocentowania depozytów będzie ustawać wraz z trwającym uatrakcyjnianiem oferty oszczędnościowej banków.
Pamiętajmy jednak, że sektor, poza podatkiem dochodowym, odprowadza do budżetu państwa oraz na inne ważne cele - takie jak ochrona depozytów i ewentualne stabilizowanie sektora - kilka miliardów złotych rocznie. Te koszty rosną z roku na rok i są przenoszone na klientów, bo nie ma innego wyjścia. Żeby to zrozumieć, należałoby zacząć od wyjaśnienia, czym w ogóle jest bank.
Proszę w takim razie wytłumaczyć, czym jest bank.
Jest częścią dobra wspólnego. Banki i gospodarka to naczynia połączone. Współwłaścicielami ok. 500 banków spółdzielczych jest 950 tys. obywateli mieszkających głównie w małych i średnich miejscowościach. Z kolei współwłaścicielami banków komercyjnych poza Skarbem Państwa są miliony Polaków przede wszystkim poprzez fundusze emerytalne i fundusze inwestycyjne. W związku z tym banki muszą ważyć interesy wszystkich interesariuszy.
Dodam tylko, że w latach 2008-15 rządy: niemiecki, francuski, brytyjski, irlandzki, portugalski musiały przeznaczyć na ratowanie sektorów bankowych setki miliardów euro czy funtów. Polski sektor bankowy nie wymagał ani złotówki wsparcia, wręcz przeciwnie. Przez te wszystkie lata zasilił budżet państwa kilkudziesięcioma miliardami złotych. Co więcej, zgromadził blisko 230 mld zł kapitałów własnych, które decydują o jego sile i bezpieczeństwie depozytów. Ponadto banki zasiliły Bankowy Fundusz Gwarancyjny (BFG) ponad kwotą 20 mld zł.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
A czy aktualnie polski sektor bankowy potrzebuje pomocy?
Od lipca zeszłego roku fundusze własne banków spadły z 229 mld zł do poziomu 191 mld zł. W dużej mierze to skutek aktualizacji wyceny skarbowych papierów wartościowych.
Perspektywa dla naszej gospodarki jest słaba, a więc dla banków również.
Musimy wspólnymi siłami dbać o stabilizowanie sytuacji i kierowanie gospodarki kraju na pożądane tory rozwoju; ochronę miejsc pracy połączoną z modernizacją i czasami restrukturyzacją firm. W znaczącym stopniu perspektywy zależą od nas. Groźna byłaby perspektywa grecka. Greckie banki miały problem, bo miały mnóstwo skarbowych papierów wartościowych, a katastrofę wywołała utrata wiarygodności przez państwo na skutek niewłaściwej polityki społeczno-gospodarczej. Do tego doszły jeszcze złe kredyty [czyli takie, których klient prawdopodobnie nie spłaci].
Z nami chyba nie będzie aż tak źle?
Sytuacja Polski jest trudna. Jesteśmy krajem frontowym, który znów znalazł się w koszyku krajów wschodzących obok Turcji, Litwy, Estonii, Ukrainy i Węgier. Przypomnę, że byliśmy już w koszyku krajów rozwiniętych w towarzystwie Niemiec, Francji czy Włoch. Na całe szczęście mamy duże rezerwy dewizowe - w razie czego to dobry stabilizator. Mamy też stosunkowo niski dług publiczny w relacji do PKB i należymy do UE.
Co spowodowało tę degradację?
Wojna za miedzą, silna polaryzacja na scenie politycznej, duża zmienność prawa, mało stabilny grunt pod prowadzenie biznesu. Prof. Jerzy Hausner, prezentując Indeks Wiarygodności Ekonomicznej Polski podczas Europejskiego Kongresu Finansowego (EKF) wskazał, że największy problem nasz kraj ma z wiarygodnością finansów publicznych i stabilnością oraz praworządnością.
Banki zarabiają miliardy. Trudno się dziwić, że rządzący w potrzebie sięgają do waszej kieszeni.
Te pieniądze głównie są przeznaczane na budowanie kapitałów własnych, o których wiele mówiłem wcześniej. W ciągu ostatnich kilku lat banki przeznaczyły na ten cel od 60 do 80 proc. zysków.
Ile obecnie bank zarabia na każdej złotówce?
Zwrot z kapitałów własnych banków w ciągu ostatnich kilku lat spadł z kilkunastu do ok. 4-5 proc. Podczas gdy koszt kapitału szacowany jest na poziomie 12-14 proc. i dopiero przy zbliżeniu się do tego pułapu można liczyć na pozyskanie inwestorów na rynkach finansowych. W przeciwnym wypadku pozostaje nam tylko rozwój organiczny, polegający na przeznaczaniu bieżących zysków na budowę kapitałów. To dlatego banki muszą wybrać taką strategię kształtowania wyników finansowych.
Aby to lepiej wyjaśnić, posłużę się porównaniem. Dla właściciela zakładu produkcyjnego najważniejsi są pracownicy, maszyny oraz materiały produkcyjne. W przypadku banków bardzo ważni są ludzie oraz pieniądze. Kapitał w postaci czystej gotówki jest odpowiednikiem maszyny. Nie zastąpi go budynek czy komputer. Gdyby w banku doszło do znaczącej nieregularnej spłaty kredytów i strat to bank musiałby zasypać tę dziurę. W pierwszej kolejności sięgnąłby właśnie do rezerw, kapitałów własnych, następnie instrumentów podporządkowanych, a w ostateczności używane mogą być środki zgromadzone w BFG, przeznaczone na ratowanie sektora.
Na jakim etapie jesteśmy?
Większość banków ma wystarczają wysokość kapitałów, choć te niestety systematycznie od kilkunastu miesięcy topnieją na skutek aktualizacji wyceny obligacji. Niektóre banki muszą je pilnie uzupełniać lub ograniczać rozmiar własnej działalności. Jakość portfela jest dobra, ale sektor i jego klienci są bardzo mocno obciążani.
Co najbardziej zagraża bankom?
To przede wszystkim obniżanie funduszy własnych na skutek niższej wyceny papierów skarbowych, nadmierne obciążenia zewnętrzne oraz kredyty frankowe. Ale ten problem sektor usiłuje rozwiązać poprzez ugody. Do tego może dojść problem zwiększenia liczby kredytów nieregularnych.
Tylko że ugody z frankowiczami idą jak po grudzie.
Toczą się. Zmiany oprocentowania kredytów raz przyspieszają ten proces, a raz go opóźniają. Niemniej postęp jest wyraźny.
Obecnie w sądach wygrywają frankowicze, ale nie zawsze tak było. Czy języczek u wagi ma szansę przechylić się na stronę banków?
Sukcesywnie pojawiają się kolejne orzeczenia Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, które rozwiewają wątpliwości związane z interpretacją prawa i wpływają na kształt linii orzeczniczej. Przykładowo: przez pewien czas lansowano pomysł zamiany kredytu frankowego na złotowy z utrzymaniem stawki LIBOR [właściwej dla kredytu walutowego, niedawno wskaźnik ten zmieniono na SARON].
Zakwestionowano to i tematu nie ma. Później pojawił się nurt głoszący, że bankom nie należy się wynagrodzenie za korzystanie z kapitału. Prezes NBP, przewodniczący Komitetu Stabilności Finansowej w zakresie makroostrożnosciowym jednoznacznie wypowiedział się w tej sprawie, że wynagrodzenie się bankom należy, bo pieniądz ma swoją wartość w czasie.
Czy w przypadku wakacji kredytowych też jest pan optymistą? Apel banków do polityków o zmiany w tym rządowym programie jest wołaniem na puszczy.
Pod wpływem walki politycznej wielu polityków ze wszystkich frakcji zatraciło instynkt samozachowawczy. Niektórzy z nich nie zdają sobie sprawy lub udają, że nie rozumieją powagi sytuacji. Mamy wysoką inflację i wojnę tuż za miedzą, a ponadto kłopoty budżetowe i trudności z absorpcją środków unijnych. Kolejnymi atakami na krajowy system finansowy nie budujemy jego siły tak potrzebnej dla gospodarki i rozwoju w tempie nawet takim samym jak wzrost PKB.
Załóżmy, że parlamentarzyści utrzymają ustawę w takim kształcie jak obecnie i podpisze ją prezydent.
Pomysł powszechnych wakacji kredytowych jest niesprawiedliwy i szkodliwy. Premiuje osoby najbogatsze. Tymczasem, w sytuacji gwałtownego wzrostu obciążeń rat kredytów, chodzi o pomoc najbardziej potrzebującym. Takiego zdania jest też polskie społeczeństwo. Jak wynika z badania przeprowadzonego przez Warszawski Instytut Bankowości, 66 proc. Polaków uważa, że w ustawie potrzebne jest kryterium dochodowe, a pomysł, aby pomagać zarówno osobom dobrze sytuowanym, jak i niezamożnym ma więcej przeciwników niż zwolenników. Paradoks polega na tym, że najwięcej za wakacje kredytowe zapłacą miliony drobnych ciułaczy - deponentów ze swoich oszczędności, a najwięcej na tym zyskają osoby, które były w stanie zaciągać największe kredyty. To rażące nadużycie idei wspierania słabszych, do którego nie powinno dojść.
Załóżmy, że wszyscy uprawnieni skorzystaliby z wakacji kredytowych w obecnej formie. Do czego to może doprowadzić banki?
W sytuacji skumulowania wszystkich negatywnych czynników, jaką mamy w tej chwili (obciążenia zewnętrzne, kredyty frankowe, obniżenie poziomu kapitałów własnych), doszłoby do istotnego osłabienia sektora finansowego, strat i pewnie programów naprawczych w niektórych bankach oraz przerzucania kosztów na deponentów. Doprowadzenie do tego stanu byłoby poważnym błędem. Pragnę podkreślić, przy słabym systemie bankowym źle się rządzi, bo nie można realizować wielu potrzebnych programów rozwojowych. Społeczeństwo i polskie firmy nie będą w stanie wybaczyć tego żadnemu politykowi.
Dlatego też będziemy zwracać się do wszystkich ugrupowań politycznych o dokonanie korekt - przede wszystkim w postaci wprowadzenia kryterium dochodowego uprawniającego do wakacji oraz każdorazowo odrębnego wnioskowania o możliwość skorzystania z wakacji po to, aby nie następowało jednorazowe skumulowanie strat banków.
Banki straszą, że nie będą udzielać kredytów, więc gospodarka wyhamuje. Kiedy?
Różne są powody niskiego poziomu inwestycji w Polsce, trzeba je solidnie przeanalizować i podjąć odpowiednie działania. Pomimo starań, finansowanie mikro, małych i średnich firm oraz rolnictwa - mowa o ponad dwóch milionach podmiotów gospodarczych - nie wygląda dobrze. Sytuacja jest trochę lepsza w przypadku dużych firm, których mamy zaledwie kilka tysięcy. Generalnie musimy zadbać o lepszy ekosystem dla przedsiębiorczości i podejmowania ryzyka.
Lista waszych problemów się piętrzy. Zostało wam zaledwie kilka miesięcy na wdrożenie następcy WIBOR-u. Dacie radę zrobić to końca roku?
Prace koordynowane są przez specjalny podmiot: GPW benchmark. Sprawa tempa budzi powszechne zdziwienie. Od międzynarodowych instytucji, które monitorują kształtowanie się wskaźników referencyjnych, otrzymaliśmy opinie: pospiesznie przygotowane rozwiązanie będzie rzutować na wiarygodność polskich instytucji finansowych oraz obniży gotowość zawierania kontraktów. Musimy tego uniknąć.
Ile czasu zatem potrzebujecie?
Nie da się tego zrobić do końca tego roku. Doświadczenia Szwajcarii, Wielkiej Brytanii, Kanady itd. pokazują, że takie prace zajmują 2-3 lata. Jesteśmy na dość zaawansowanym etapie, więc ten czas da się nieco skrócić.
Co ta reforma oznacza dla klientów?
Na wskaźniku WIBOR "zawieszone" są miliony umów pomiędzy bankami a klientami indywidualnymi oraz podmiotami gospodarczymi i partnerami zagranicznymi. Chodzi o to, aby ktoś na skutek tej zmiany nie został postawiony w trudnej sytuacji ekonomicznej lub nie utracił zaufania do stabilności w relacjach gospodarczych z polskimi podmiotami.
Dlaczego więc jest takie parcie ze strony rządu?
Niestety, zbyt mocne podporządkowanie trudnych kwestii kalkulacjom przedwyborczym wszystkich ugrupowań politycznych prowadzi czasami do działań groźnych i niebezpiecznych. Znamy cenę destabilizacji systemu finansowego i nie chcemy iść drogą turecką, brazylijską, argentyńską czy wenezuelską. Jestem jednak przekonany, że uda się osiągnąć porozumienie i wypracować dobre rozwiązanie.
Bankowiec rządzi krajem i tego nie rozumie?
Rządy w naszym kraju są demokratyczne, a ta ma swoje mocne i słabe strony. Te drugie ujawniają się wtedy, kiedy chodzi o zdobycie głosów. Są instytucje, które konstytucyjnie odpowiadają za bezpieczeństwo kraju i nie powinny dopuścić do niebezpiecznych rozwiązań. To właśnie dlatego takie znaczenie mają instytucje w demokratycznym państwie prawa wchodzące w skład Komitetu Stabilności Finansowej.
Wierzę jednak, że przy naszych polskich bogatych doświadczeniach, wszystkie siły parlamentarne będą starały się znaleźć najlepsze rozwiązanie służące zarówno udzielaniu wsparcia osobom potrzebującym, ale także stabilizacji, jak i umacnianiu polskiego sektora bankowego, a poprzez to także pozwalające na zwiększenie możliwości realizacji modernizacyjnych programów rozwojowych gospodarki oraz realizacji aspiracji naszych rodaków w dłuższej perspektywie.
Karolina Wysota, dziennikarka money.pl