Na początku lutego zapadł wyrok w jednej z najgłośniejszych spraw frankowych w Polsce. Sąd Apelacyjny w Warszawie podtrzymał decyzję sądu okręgowego, który unieważnił umowę frankową zawartą przez Kamila i Justynę Dziubak z bankiem Raiffeisen. Jak pisaliśmy w money.pl, została ona unieważniona w styczniu 2020 r. Sąd uznał wówczas, że bank nie poinformował konsumentów o faktycznym ryzyku. Postanowienie było pokłosiem decyzji Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej z 2019 r., który stwierdził, że unijne prawo nie stoi na przeszkodzie unieważnieniu takich umów.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Frankowicze w sporze z bankami
Wyrok uruchomił lawinę pozwów przeciwko bankom, stawiając je pod ścianą. W ciągu najbliższych miesięcy mamy poznać odpowiedź na pytanie, czy banki mogą żądać od frankowiczów, którym sądy unieważniły umowy kredytowe z powodu ich niezgodności z prawem, opłat za bezumowne korzystanie z przekazanego im kapitału.
16 lutego opinię w tej sprawie wydał Rzecznik Generalny TSUE. Anthony Michael Collins ocenił, że po uznaniu umowy kredytu hipotecznego za nieważną ze względu na nieuczciwe warunki, konsumenci mogą dochodzić względem banków roszczeń wykraczających poza zwrot świadczeń pieniężnych.
Jak wyliczyła Komisja Nadzoru Finansowego, straty sektora bankowego wynikające z niekorzystnego dla nich orzeczenia Trybunału mogą sięgać nawet 234 mld zł. Zaznaczmy, że orzeczenie to jedynie wstęp do wyroku TSUE w tej sprawie, który ma być znany jeszcze w tym roku.
Skrajnie korzystne dla frankowiczów rozstrzygnięcie oznaczałoby dla Polski kryzys finansowy. Rezerwy, jakie musiałyby zawiązać banki na poczet kredytów frankowych, poważnie nadszarpnęłyby kapitał sektora. Zachwiana byłaby stabilność co najmniej jednego banku, a zagrożonych byłoby kilka innych - wskazuje "Puls Biznesu".
Cios w sektor bankowy
O możliwych problemach sektora po czwartkowej opinii rzecznika TSUE mówi też prezes Polskiego Funduszu Rozwoju Paweł Borys. - Interpretacja TSUE grozi poważnym kryzysem makroekonomicznym, ponieważ zgodnie z szacunkami KNF takie rozwiązanie to jest ponad 200 mld zł, które na koniec musieliby zapłacić wszyscy podatnicy - uważa.
Kilka banków znalazłoby się w bardzo trudnej sytuacji i musiałoby być ratowane naszymi pieniędzmi. Dlatego uważam, że nie jest sprawiedliwe społeczne obciążanie kosztami tego rozwiązania wszystkich podatników i traktowanie ich w sposób uprzywilejowany względem kredytobiorców w złotych - dodaje Borys.
Kamil Stolarski z Biura Maklerskiego Santandera ocenia, że opinia rzecznika TSUE w sprawie kredytów frankowych nie mogła być gorsza dla banków. - Wydaje się, że zaczyna się materializować negatywny scenariusz - komentuje i dodaje, że np. dla PKO BP może to oznaczać niższą dywidendę, a bank BNP Paribas Polska może opóźnić powrót do jej wypłaty.
Tymczasem "Puls Biznesu" donosi, że trwają prace nad ustawą frankową, która ma zabezpieczyć sektor bankowy na wypadek niekorzystnego dla banków rozstrzygnięcia TSUE. Zajmować mają się tym "instytucje odpowiedzialne za stabilność sektora finansowego".
Z informacji "PB" wynika, że ustawa miałaby zobowiązać banki do przedstawienia frankowiczom opcji przewalutowania na zasadach określonych trzy lata temu przez KNF. Zakładają one, że kredyt frankowy byłby przewalutowywany i rozliczany w taki sposób, jakby od momentu zaciągnięcia był kredytem złotowym.
Kredytobiorca mógłby ofertę przyjąć, odrzucić i iść do sądu lub zostać przy frankach. I tutaj pojawia się przepis, który miałby uratować sektor.
Podatek dla frankowiczów
"Gdyby frankowicz zdecydował się pójść do sądu, pozwać bank i zawalczyć o darmowy kredyt, mógłby to zrobić. Jednak w razie wygranej musiałby zapłacić 100 proc. podatku od kwoty, o którą się wzbogacił, czyli w uproszczeniu różnicy między wyrokiem sądu a ofertą banku" - pisze "PB". Według doniesień dziennika ustawę do Sejmu mógłby skierować prezydent Andrzej Duda. Biuro Prasowe Kancelarii Prezydenta jak dotąd nie odpowiedziało na prośbę money.pl o komentarz w tej sprawie.
- Jeśli ktoś chce nałożyć podatek na jakiekolwiek wyroki, to przepis ten musiałby objąć je wszystkie. Proszę sobie wyobrazić, że np. ubezpieczenie komunikacyjne, czyli wypłata odszkodowania, byłoby obciążone podatkiem. Trudno jest mi komentować te doniesienia, skoro nie znamy konkretów, ale taki projekt nie ma szans na funkcjonowanie w polskim prawie - twierdzi Arkadiusz Szcześniak, prezes Stowarzyszenia Stop Bankowemu Bezprawiu (SBB).
Według niego założenia pomysłu dotyczącego nałożenia podatku na frankowiczów są niezgodne z prawem.
Tarcza dla banków
Marek Rzewuski, wiceprezes SBB, ocenia sprawę jednoznacznie. - Wydaje się, że generalnie bankom chodzi o to, żeby zniechęcić frankowiczów do składania pozwów i wprowadzić atmosferę chaosu. Banki mają bardzo dobre wyniki finansowe, mimo że zawiązały mnóstwo rezerw na poczet nowych wyroków w sprawach frankowych, które wkrótce mają się pojawić - komentuje Rzewuski.
Krytycznie o pomyśle nowej daniny wypowiada się również Kamil Chwiedosik, ekspert ds. frankowych, założyciel społeczności "Życie bez Kredytu" pomagającej frankowiczom w sporach z bankami.
Nie ma takiej możliwości, żeby jakikolwiek przedsiębiorca mógł dochodzić wstecznie roszczeń, które nie znajdują swojego odzwierciedlenia w przepisach prawa w dniu podpisania umowy. Podatek, o którym mówimy, byłby niezgodny z dyrektywą 93/13/EWG (chroniącej konsumentów przed nieuczciwymi warunkami w standardowych umowach dotyczących zakupu towarów i usług - przyp. red.) - twierdzi ekspert.
Chwiedosik zwraca uwagę, że prawo w przypadku konsumentów nie może działać wstecz. - Nie może być tak, że w sytuacji, w której konsument nabył prawa wynikające z dyrektywy 93/13/EWG nagle te prawa traci z mocą wsteczną i nie ma możliwości dochodzenia roszczeń - podkreśla.
Jeżeli zakładamy, że za korzystanie z kapitału należy się komukolwiek wynagrodzenie, czy w formie podatku, czy jakiejkolwiek innej, to tak samo może się go domagać bank, jak i konsument. Równowaga nie mogłaby być zachwiana na niekorzyść konsumenta - przekonuje nasz rozmówca.
"Pomysł abstrakcyjny"
Chwiedosik uważa, że ewentualne sankcje powinny być skierowane wobec banków, bo to one zawarły z klientami nieuczciwą umowę. - W przypadku stwierdzenia przez sąd nieważności umowy kredytowej nie może być tak, że doprowadza to do wyższych kosztów po stronie konsumenta - twierdzi.
Jak mówi, nie bez znaczenia w całym zamieszaniu jest również odpowiedzialność aparatu państwa.
Nieuczciwe kredyty w ogóle nie byłyby udzielane, gdyby państwo zadziałało odpowiednio, co potwierdziła Najwyższa Izba Kontroli. Pomysł, o którym rozmawiamy, zakłada, że państwo doprowadziłoby do tego, że banki otrzymywałyby daninę od osób, które mogą czuć się oszukane przez te instytucje. Umowy frankowe posiadały bowiem klauzule rażąco naruszające zasady współżycia społecznego. Dlatego nastąpił upadek tych umów - zauważa nasz rozmówca.
- Ten pomysł jest abstrakcyjny i nieprzemyślany. W końcu dojdzie do tego, że klienci będą bali się podpisywać z bankami jakiekolwiek umowy - podsumowuje Chwiedosik.