W piątek GUS znowu niemiło zaskoczył. Zrewidował swoje wcześniejsze wyliczenia dotyczące wzrostu cen w kwietniu (12,3 proc.). Inflacja ostatecznie wyniosła 12,4 proc. Takiej drożyzny w Polsce nie było w XXI wieku. Z podobnym problemem inflacji mierzyliśmy się w 1998 roku.
Ekonomiści zauważają, że kwietniowy wzrost inflacji to nie tylko "zasługa" żywności. Wzrost cen w polskiej gospodarce ma szeroko zakrojony charakter i rozlewa się na inne kategorie. Co ważne, wysoką dynamikę utrzymuje inflacja bazowa, na którą wpływ ma m.in. polityka Narodowego Banku Polskiego (NBP).
"W oparciu o dostępne dane szacujemy, że inflacja bazowa z wyłączeniem cen żywności i energii wzrosła w kwietniu do 7,7 proc. z 6,9 proc. r/r w marcu, a kolejne miesiące przyniosą jej dalszy wzrost i lokalne szczyty na przełomie 2022/23" - czytamy w komentarzu ING Banku Śląskiego.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Obraz wyłaniający się z dzisiejszych danych wskazuje na rosnące ryzyko nakręcania pętli inflacyjnej i odkotwiczenia oczekiwań inflacyjnych" - podkreślają ekonomiści ING.
Ich zdaniem tzw. efekty drugiej rundy występują w bardzo dużym nasileniu, bo w warunkach szybkiego wzrostu płac i ekspansywnej polityki fiskalnej rządu (obniżki podatków, rosnące wydatki) firmy nie mają problemów z przekładaniem rosnących kosztów surowców i płac na ceny swoich produktów.
"Tendencja rozlewania się inflacji (na inne kategorie niż żywność, paliwa i energia) będzie kontynuowana. Nasze szacunki wskazują, że nowa wojenna fala wzrostów cen energii i innych surowców jeszcze nie w pełni przełożyła się na ceny detaliczne. Ten proces potrwa przynajmniej do końca tego roku" - przewidują eksperci ING.
Konieczne podwyżki stóp procentowych
Zauważają, że zacieśnieniu polityki pieniężnej (podwyżkom stóp procentowych) towarzyszy ekspansja fiskalna rządu, co sprawia, że łączna restrykcyjność polityki gospodarczej jest wciąż niewielka. W związku z tym oczekują kolejnych zdecydowanych działań po stronie NBP i dalszych podwyżek stóp.
"W czerwcu RPP może podnieść stopy procentowe o 0,75 pkt proc., a przed końcem roku główna stopa NBP wzrośnie do 7,5 proc. Docelowy poziom stóp widzimy na 8,5 proc., z ryzykiem w górę, gdyby okres wysokiej inflacji się wydłużał" - zapowiadają ekonomiści ING.
Oceniają też, że ewentualne obniżki stóp procentowych przed końcem 2023 roku są mało prawdopodobne. A takie sugestie dawał ostatnio prezes NBP Adam Glapiński.
Także ekonomiści Santandera w najnowszym raporcie analitycznym wskazali, że na najbliższym czerwcowym posiedzeniu RPP można oczekiwać kolejnej podwyżki stóp procentowych o 0,75 pkt proc.
Raty kredytów w górę
Koszty dalszej walki z inflacją wezmą na swoje barki m.in. kredytobiorcy. Konsekwencją kolejnej mocnej podwyżki stóp procentowych w NBP będzie wzrost stawek WIBOR, które decydują o oprocentowaniu kredytów.
Obecnie najczęściej stosowana w bankach stawka WIBOR 3M jest na poziomie 6,40 proc. Gdyby do niej doliczyć zapowiadaną przez część ekonomistów podwyżkę o 0,75 pkt proc., osiągnęłaby poziom 7,15 proc.
W przypadku kredytu na 25 lat na kwotę 300 tys. zł taka zwyżka oprocentowania może skutkować wzrostem raty o około 150 zł. Przy aktualnej wysokości WIBOR-u miesięczna płatność to około 2400 zł, więc za miesiąc może to być już około 2650 zł.
Im większy kredyt, tym bardziej bolesne skutki podwyżek oprocentowania. Przy kredycie na 500 tys. zł kolejny wzrost stawki WIBOR o 0,75 pkt proc. może oznaczać konieczność płacenia miesięcznych rat na poziomie ponad 4200 zł. Dla kredytu opiewającego na 700 tys. zł miesięczne obciążenie będzie powoli zbliżać się do okrągłych 6 tys. zł.
Damian Słomski, dziennikarz money.pl