Banki i frankowicze czekają na wyrok Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. TSUE ma rozwiać wątpliwości, czy w przypadku unieważnienia umowy kredytowej z powodu nadużyć – o co w sądach krajowych walczą dziesiątki tysięcy klientów i w zdecydowanej większości wygrywają – bankowi należy się wynagrodzenie za to, że klient przez lata korzystał z jego pieniędzy (nawet 2/3 kwoty kredytu).
Trybunał wskaże także czy wynagrodzenie należy się frankowiczowi w sytuacji, gdy spłacił bankowi więcej niż pożyczony kapitał na zakup mieszkania. W końcu w takiej sytuacji bank też korzystał z pieniędzy klienta.
Bój toczy się o wielkie pieniądze.
– Zakładając, że każdy kredytobiorca frankowy wygrałaby z bankiem w sądzie, kosztowałoby to banki w sumie 100 mld zł. Wiemy jednak, że tak się nie stanie, bo część osób pójdzie z bankiem na ugodę, a część po prostu spłaci kredyt. Dlatego szacuję, że spory z frankowiczami będą kosztować sektor między 70 a 80 mld zł – mówi money.pl Michał Sobolewski, analityk Domu Maklerskiego BOŚ.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Banki łącznie udzieliły ok. 750 tys. kredytów frankowych, z czego ponad 400 tys. kredytów już spłacono. W sądach toczy się 130 tys. spraw przeciwko bankom.
Ponad 60 tys. klientów poszło na ugodę i przewalutowało kredyt na złotowy. Oznacza to, że wciąż 160 tys. kredytów frankowych jest obsługiwanych przez banki bez udziału sądu i mogą one dopiero trafić na wokandę po orzeczeniu TSUE.
Banki frankowe
Każdy z banków frankowych jest w innej sytuacji. Negatywny scenariusz dla całego sektora jest mało prawdopodobny, ale też nie niemożliwy, gdyby zapadł bardzo negatywny wyrok. O ile nikt nie ma złudzeń co do tego, że Trybunał utrzyma dotychczasową linię orzeczniczą w zakresie darmowego kredytu, o tyle otwarta pozostaje kwestia zadośćuczynienia dla kredytobiorców od banków.
Kamil Stolarski, kierownik zespołu analiz giełdowych w Santander BM, sądzi, że w tej kwestii TSUE pozostawi pole do interpretacji sądom krajowym. A to by oznaczało, że spory o kredyty walutowe jeszcze przez długie lata paraliżowałby działalność części polskiego sektora bankowego.
Zdaniem analityka najrozsądniejszym rozwiązaniem byłaby ustawa frankowa – ochroniłaby banki przed wysokimi kosztami procesowymi. Ale przed wyborami nie ma co na nią liczyć. Powstaje więc szacowanie potencjalnych kosztów.
– Jeśli Trybunał orzeknie, że bankom nie należy się wynagrodzenie za udzielony kredyt, ale należy się ono kredytobiorcom za nadpłacony kapitał, to koszty spornych kredytów znacznie przekroczą szacowane przez KNF 100 mld zł – mówi w rozmowie z money.pl Kamil Stolarski.
Analityk bankowy oszacował koszty skrajnie niekorzystnego scenariusza dla banków. Rachunek opiewa na 209,5 mld zł.
Anulowanie kredytów frankowych kosztowałoby 120 mld zł, a roszczenia dla tych kredytobiorców dodatkowe 75 mld zł. Gdyby śladem frankowiczów poszli kredytobiorcy z hipotekami eurowymi i osiągnęli podobny sukces w sądach, to banki musiałby wygospodarować kolejne 14,5 mld zł – wylicza nasz rozmówca.
Czy banki obawiają się pozwów ze strony osób, które wzięły kredyt w euro? Pytamy o to Tadeusza Białka, prezesa Związku Banków Polskich.
– Kredytów eurowych udzielano w latach 2010-2012. W sumie banki udzieliły ich ok. 100 tys. Na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat było niewiele sądowych prób podważania tych hipotek. Nie było też znaczącego wzrostu kursu euro w stosunku do złotego, a przez całe lata kurs euro był na niższym poziomie niż z lat zaciągnięcia tych kredytów, co oznacza, że kredytobiorcy eurowi w porównaniu ze złotowymi wypadają korzystniej – odpowiada money.pl przedstawiciel sektora.
Kosztowne spory o franki
Szacuje się, że banki odłożyły na sporne kredyty między 40 a 50 mld zł. Oznacza to, że do szacowanych 70-80 mld zł wciąż brakuje im około 30 mld zł.
– Jeśli Trybunał podtrzyma dotychczasową linię orzeczniczą w czwartkowym wyroku – a zakładam, że tak właśnie się stanie – to banki będą musiały zjeść tę żabę – stwierdza Michał Sobolewski.
Pytanie: czy podołają?
Jeśli audytorzy nie zmuszą banków, aby wysupłały brakujące miliardy złotych na rezerwy frankowe do końca tego roku, to w ciągu najbliższych trzech lat banki będą w stanie wygospodarować te pieniądze z bieżących zysków – odpowiada analityk DM BOŚ.
– Mało prawdopodobne wydaje się utworzenie całości brakujących rezerw do końca tego roku – mówi prezes ZBP.
Rekordowe zyski banków
Na razie banki są w dobrej sytuacji. W tym roku, na co wskazują prognozy, zyski sektora wyniosą ok. 30 mld zł. Jak długo wyniki banków będą tak dobre, będzie zależeć od wielu czynników. W szczególności od inflacji i decyzji Rady Polityki Pieniężnej (RPP) dotyczącej stóp procentowych, którymi decydenci banku centralnego walczą ze wzrostem cen.
Relatywnie wysokie stopy procentowe są wodą na młyn bieżących zysków banków. Główna stopa Narodowego Banku Polskiego (NBP), czyli referencyjna, wynosi nadal 6,75 proc. Czerwcowe posiedzenie było dziewiątym z rzędu, kiedy Rada nie zmieniła kosztu pieniądza. Sęk w tym, że mówi się o obniżkach stóp. Niewykluczone, że pierwszych decydenci dokonają przed październikowymi wyborami parlamentarnymi.
Stopy procentowe raczej nie spadną gwałtownie. Gdyby jednak nagle znalazły się na poziomie bliskim zera, co miało miejsce w pandemii, to sektor bankowy nie poradziłby sobie z problemem frankowym samodzielnie. Najpewniej nie obyłoby się bez interwencji legislacyjnej – ocenia Sobolewski.
Zgodnie z tym, co przewiduje rynek, w ciągu najbliższych trzech lat stopy procentowe banku centralnego powinny spaść do poziomu ok. 5 proc. Nasz rozmówca nie spodziewa się podwyżek opłat i prowizji w bankach, czyli sięgnięcia do kieszeni klientów. Ale też nie wyklucza tego w sytuacji, gdyby stopy jednak spadłyby o wiele bardziej, niż przewiduje rynek.
Wszyscy zapłacą za frankowiczów
Tak wysokich stóp procentowych, jak obecnie, nie będzie w nieskończoność. Nie ulega jednak wątpliwości, że utrata koła zamachowego zysków banków komercyjnych w postaci odsetek oznaczałoby zmiany w cennikach. Zdaniem analityka możliwy jest scenariusz, w którym część banków nie udźwignie rosnących kosztów i koniec końców zostaną przejęte przez konkurentów. Wówczas ceny usług i produktów finansowych pójdą w górę, bo mniejsza konkurencyjność sprzyja wyższym cenom.
– Przypomnijmy, że wprowadzenie podatku bankowego spowodowało wzrost cen hipotek. Również w czasie niskich stóp procentowych banki podniosły opłaty i prowizje. Dziś na bankach spoczywa coraz większe ryzyko kosztowe, które trzeba uwzględniać w cenach. Spory frankowe to jeden z czynników podwyżek w bankach, ale nie jedyny. Kredyty mieszkaniowe coraz częściej są udzielane głównie na okresowo stałą stopę, a ta jest droższa od stopy zmiennej – tłumaczy Kamil Stolarski.
Istnieje ryzyko, że z powodu wysokich kosztów działalności sektor bankowy będzie się dalej kurczyć, jeśli chodzi o posiadane kapitały, a to z kolei obniży jego zdolności do finansowania i spowoduje wzrost cen kredytów oraz usług bankowych.
W aktualnych warunkach inwestorzy nie są zainteresowani polskim rynkiem bankowym, a sprzedaż banku z portfelem kredytów frankowych jest niemożliwa. Co więcej, w porównaniu z innymi sektorami gospodarki zwrot na kapitale zainwestowanym w banki jest obecnie rekordowo niski.
Patrząc z tej perspektywy, nie widzę też pola do konsolidacji sektora bankowego. A co ciekawe, sektor bankowy w Polsce należy do najbardziej konkurencyjnych w Europie – mówi money.pl prezes Białek.
Uspokaja, że nawet jeśli orzeczenie Trybunału będzie kalką skrajnie niekorzystnej dla banków opinii rzecznika generalnego TSUE, nie spowoduje niewypłacalności żadnego z banków. Natomiast bez wątpienia osłabi zdolność banków do finansowania gospodarki.
To narracja diametralnie różna od tej, którą słyszeliśmy jesienią. Jeszcze kilka miesięcy temu straszono armagedonem gospodarczym i upadkiem kilku banków. Dziś mówi się, że bankom nic nie zagraża, zagrożona jest natomiast zdolność finansowania klientów i gospodarki. Bankom nic innego nie zostało, jak uspokoić nastroje społeczne. Wiedzą, że przed wyborami nikt nie stanie w ich obronie.
Karolina Wysota, dziennikarka money.pl