Od piątku premier Morawiecki w asyście szefowej resortu rodziny Marleny Maląg chwali się dosypaniem kilku miliardów złotych do sztandarowego programu PiS — nisko oprocentowanego kredytu na zakup pierwszego mieszkania, na które jest olbrzymi popyt.
— Zdecydowaliśmy o zwiększeniu finansowania projektu Bezpieczny kredyt 2 proc. — poinformował w piątek premier Mateusz Morawiecki, jednocześnie podkreślając, że mieszkanie powinno być takim towarem, na który stać każdego uczciwie pracującego Polaka.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Z zapowiedzi Morawieckiego wynika, że łączna kwota dofinansowania Bezpiecznego kredytu z budżetu państwa miałaby wzrosnąć o blisko 5 mld zł. Obecnie wynosi ok. 11,3 mld zł i dotyczy całego okresu obowiązywania programu mieszkaniowego Pierwsze mieszkanie, przewidzianego na lata 2024-32.
Problem w tym, że to wyłącznie obietnica, bez pokrycia. W ostatni piątek rząd, który lada dzień przestanie istnieć, przyjął dopiero projekt ustawy zwiększający pulę pieniędzy na dopłaty do kredytu 2 proc. Teraz dokument powinien trafić do Sejmu, gdzie większość ma przecież Koalicja Obywatelska, Trzecia Droga i Lewica.
Niecierpliwie czekamy, bo panu Morawieckiemu zostało niewiele czasu. Raczej postrzegam tę zapowiedź jako działanie pod publikę. Jest to klasyczny i tani populizm ze strony pana Morawieckiego — powiedział w rozmowie z money.pl Krzysztof Hetman, poseł PSL oraz kandydat na ministra rozwoju i technologii w rządzie Donalda Tuska.
Pogoń za bezpiecznym kredytem
Faktem jest, że bezpieczny kredyt bije rekordy popularności, czego nie przewidzieli nawet autorzy programu. Od startu w lipcu do 23 listopada 2023 r. klienci banków złożyli ok. 90,3 tys. wniosków, z czego ponad 69,3 tys. już zweryfikowano. Podpisano ponad 40,8 tys. umów, a łączna kwota bezpiecznych kredytów przekracza 16,5 mld zł.
Pula publicznych pieniędzy przewidziana na dopłaty do rat w przyszłym roku, z której wyjątkowo korzystamy już w tym, miałaby wzrosnąć z przewidzianych w ustawie 941 mln zł do 1,8 mld zł. Uchwalenie ustawy rządu Morawieckiego graniczy jednak z cudem, bo nowa większość sejmowa na sztandarach wyborczych niosła własne programy mieszkaniowe.
Przypomnijmy: Koalicja Obywatelska walczyła o głosy młodych Polaków kredytem 0 proc. i dofinansowaniem najmu mieszkania w kwocie 600 zł. PSL szedł do wyborów z kredytem 1,5 proc. w ramach programu Własny kąt. Lewica z kolei mówiła o kredycie 3 proc. i budowie miliona mieszkań na wynajem na terenach należących do Skarbu Państwa.
Ulepszanie sprawdzonych rozwiązań
PiS przez osiem lat rządów nie potrafił zrobić nic sensownego w mieszkalnictwie. Na koniec podwójnej kadencji tuż przed wyborami sięgnął po pomysły, które w pewnym zakresie są rozwiązaniem skopiowanym z czasów rządów PO-PSL — mówi money.pl Jacek Tomczak, poseł Polskiego Stronnictwa Ludowego, które szło do wyborów w koalicyjnym komitecie wyborczym z Polską 2050 Szymona Hołowni.
Naszemu rozmówcy chodzi o program Mieszkanie dla młodych. Tomczak uważa, że rząd Morawieckiego nie jest w stanie przeprowadzić żadnej ustawy efektywnie, często składa obietnice na wyrost.
— Program Pierwsze mieszkanie, w ramach którego działa Bezpieczny kredyt, jest do przemyślenia przez nowy rząd. Przypominam, że Platforma mówiła o kredycie 0 proc., my z kolei o kredycie 1,5 proc., swój pomysł ma też Lewica. Rynek potrzebuje takich programów, przedsiębiorcy też sygnalizują taką potrzebę — mówi money.pl poseł PSL.
I dodaje:
Przy tak wysokiej inflacji, za którą w znacznym stopniu odpowiada PiS, muszą działać programy mieszkaniowe, które umożliwiają zakup mieszania. Sytuacja kredytobiorców jest bardzo trudna. Niewielu jest w stanie dostać finansowanie bankowe, a szansę za kupno mieszkania takim osobom daje kredyt regulowany.
Koło ratunkowe dla młodych
Przed startem Bezpiecznego kredytu klienci do 30. roku życia byli grupą najbardziej wykluczoną z rynku mieszkaniowego ze względu na brak odpowiedniej zdolności kredytowej — wynika z obserwacji pośrednika kredytowego Credipass. Firma podaje, że obecnie odsetek takich klientów wynosi 17 proc. (wcześniej było to 8 proc. ).
Jak szacuje Marek Jackiewicz, ekspert finansowy Credipass, jeżeli małżeństwo bez dzieci chce ubiegać się o maksymalny bezpieczny kredyt w wysokości 500 tys. zł, musi dysponować dochodem netto wynoszącym co najmniej 7000 zł. Gdyby korzystali z tradycyjnego kredytu, ich łączne zarobki musiałyby wynosić minimum 8000 zł netto.
Sytuacja wygląda podobnie, gdy o kredyt ubiega się singiel — aby dostać 0,5 mln zł bezpiecznego kredytu, jego minimalne zarobki netto muszą wynosić 6350 zł. W przypadku standardowego kredytu — liczy Jackiewicz — dochody te musiałyby wynieść aż 7700 zł.
Natomiast małżeństwo z dwójką dzieci, uwzględniając pieniądze z programu 500 plus, musi mieć comiesięczne dochody w ramach wspólnego budżetu domowego wynoszące co najmniej 9900 zł, aby ubiegać się o maksymalną wartość kredytu dla tej grupy, czyli 600 000 zł. Przy zwykłym kredycie dochody muszą wynieść 11 100 zł.
Sprytne zagranie Morawieckiego
Zdaniem Konrada Płochockiego, wiceprezesa Polskiego Związku Firm Deweloperskich (PZFD), to że istotnie więcej młodych ludzi może pozwolić sobie na własne mieszkanie, to sukces PiS. Co więcej, uważa on, że partia miałaby lepszy wynik w wyborach parlamentarnych, gdyby wprowadziła ten program wcześniej niż w lipcu.
Chcąc teraz dofinansować Bezpieczny kredyt, mimo marginalnych szans na to, że przejdzie on przez Sejm, premier Morawiecki usiłuje zbić punkty przed przyszłorocznymi wyborami — samorządowymi i do europarlamentu. A tym samym uderzyć w koalicję, jeśli ta ukróci program PiS-u.
Bezpieczny kredyt - konsekwencje tego rozwiązania
Karolina Wysota, dziennikarka money.pl