Stało się to, przed czym ostrzegali niektórzy eksperci — Bezpieczny Kredyt 2 proc. spowodował wzrost cen mieszkań. Ceny ofertowe w ogłoszeniach rosły liniowo: im bliżej było do startu rządowego programu dopłat do zakupu pierwszego mieszkania (ruszył wraz z początkiem lipca), tym więcej za mieszkanie życzyli sobie sprzedający.
"Ceny wzrosną nie tylko dla tych, którzy mogą uzyskać pomoc. Pójdą w górę dla wszystkich. (...) Nieruchomości zdrożeją również dla tych, którzy będą składać wnioski o kredyt za dwa lub trzy lata. Największą korzyść odniosą więc ci, którzy załapią się na pierwsze transze pomocy" - pisał na money.pl Kamil Fejfer, dziennikarz freelancer, analityk rynku pracy i nierówności społecznych, związany z Fundacją Inicjatyw Społecznko-Ekonomicznych.
Na grupach facebookowych o tematyce kredytowej aż kipi — internauci są oburzeni. W niektórych przypadkach sprzedawcy podnieśli ceny do poziomów 700-800 tys. zł, czyli maksymalnych limitów przewidzianych w rządowym programie dopłat do hipotek.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zjawisko skomentował Tomasz Borejza, dziennikarz naukowy z Krakowa. "Podrożały dokładnie do limitu ceny "z dopłatą". Dokładnie tak, jak ostrzegali specjaliści. Wyjątkowo popularna półka cenowa" — napisał na Twitterze.
Wśród ofert mieszkań na sprzedaż z rynku pierwotnego i wtórnego dostępnych na koniec czerwca 2023 r. w serwisie Otodom ok. 85 proc. spełniało warunki programu "bezpieczny kredyt" dla małżeństwa bądź pary z dzieckiem (maksymalnie 800 tys. zł). Z kolei 77 proc. lokali z rynku pierwotnego oraz 80 proc. z rynku wtórnego, pod względem ceny całkowitej nadawało się do zakupu dla singla chcącego skorzystać z rządowego dofinansowania.
Problem nie zniknie w dwa lata
— Żeby była jasność, nie mamy do czynienia z kosmicznym wzrostem cen rzędu 20-30 proc. Programy wspomagające popyt mieszkaniowy są dobre i potrzebne. Powinny jednak iść w parze ze wsparciem podaży — mówiąc wprost: budownictwa — stwierdza rozmowie z money.pl Marek Zuber z Akademii WSB.
Nie uda się istotnie zwiększyć podaży w rok czy dwa — zmiana trendu wymaga czasu. Jeśli tego nie zrobimy, cały czas będziemy gonić króliczka — dodaje.
Jak wskazuje nasz rozmówca, od dwóch lat liczba budowanych mieszkań spada, szczególnie w dużych miastach. Wynika to przede wszystkim z braku gruntów pod inwestycje oraz wzrostu cen materiałów budowalnych. Zuber zaznacza jednocześnie, że inflacja, podwyżki stóp procentowych i drogie kredyty tylko pogłębiły ten problem, powodując załamanie rynku hipotek.
W podobnym tonie wypowiada się rząd. Na początku lipca w podczas konferencji prasowej zapytano ministra rozwoju i technologii Waldemara Budę, czy przez rządowy program ceny pójdą w górę. Odpowiedział, że ciężko w tym programie upatrywać przyczyny zwiększających się cen.
Ceny nieruchomości wzrosły mniej niż wskaźnik inflacyjny — przekonywał minister.
Buda powiedział, że w ciągu roku wybudowano 240 tys. mieszkań, a w ramach programu będzie można kupić 30-40 tys. lokali, w tym połowę od deweloperów. Podobnie jak wyżej cytowany ekspert, minister wskazał, że sedno problemu leży w podaży gruntów i zaapelował o "uruchomienie w planach zagospodarowania przestrzennego większych zasobów pod budownictwo mieszkaniowe". Według ministra Budy taki scenariusz w samej Warszawie pozwoliłby obniżyć ceny mieszkań o ok. 15 proc.
Kupujący pod ścianą
Skoro piłka jest po stronie włodarzy, to co w tej sytuacji mogą kupujący? — Niewiele. Jeśli jest bardzo duży popyt w krótkim czasie, to sprzedający wykorzystują takie okazje i trudno się im dziwić. Ostatecznie jednak o cenie mieszkania decyduje kupujący: albo się godzi na to, co oferuje druga strona, albo usiłuje zbić cenę. Dlatego warto negocjować — radzi w rozmowie z money.pl Jarosław Sadowski, główny analityk Expander Advisors.
Zaznacza, że byłoby to zdecydowanie łatwiejsze, gdyby na rynku nieruchomości był względny spokój. Mimo wszystko radzi próbować, najlepiej sięgając po konkretne argumenty.
Z obserwacji naszego rozmówcy wynika, że ceny ofertowe rosną od maja. Expander nie ma jeszcze zbiorczych dany o średnich cenach ofertowych za czerwiec i lipiec. Sadowski spodziewa się jednak dalszych wzrostów.
Oczywiście zawsze można wstrzymać się z zakupem mieszkania do czasu, aż przejdzie pierwsza, duża fala wniosków o preferencyjny kredyt mieszkaniowy. Pytamy eksperta, czy warto to robić.
— Duży popyt nie będzie trwał wiecznie. Pewnie spowolni za kilka miesięcy, gdy wszyscy ci, którzy wstrzymywali się z zakupem mieszkania do momentu startu programu, zrealizują swoje potrzeby mieszkaniowe. Wraz z biegiem czasu będzie też coraz mniej osób młodych, kwalifikujących się do Bezpiecznego Kredytu 2 proc. — mówi Sadowski.
Zaznacza ponadto, że odkładając zakup na później, trzeba liczyć się z tym, że może nie być w czym wybierać. — Dlatego rozglądałbym się po rynku i kupił w momencie, gdybym znalazł mieszkanie, które spełnia moje oczekiwania — dodaje Sadowski.
Powstanie rządowy serwis cenowy
Ma powstać bezpłatny Portal Cen Mieszkań. Będzie to oficjalna strona, na której będą ukazywały się na bieżąco ceny transakcyjne, czyli te z aktów notarialnych. Statystyki mają obejmować ceny mieszkań i domów w każdym miejscu w Polsce. O sprawie pisał ekspert w zakresie nieruchomości Tomasz Narkun.
"Będzie można filtrować piętrami, metrażem, rodzajem rynku (pierwotny, wtórny), rokiem budowy itd. Będą też wykresy dla każdego miasta, dzielnicy, ulicy. W końcu doczekamy się w Polsce fajnego portalu śledzącego ceny transakcyjne live!" — tweetował.
Pytanie, czy to rozwiąże problem. — Będzie łatwiej pod warunkiem, że ktoś będzie wiedział o istnieniu takiego portalu. Ludzie z reguły kupują mieszkanie raz czy dwa razy w życiu i nie wiedzą, jak sprawdzić, czy sprzedający oferuje cenę rynkową, czy nie. Sami też często nakręcamy się cenami ofertowymi. Sprzedający o tym wiedzą i wykorzystują tę sytuację, wystawiając ogłoszenia z wysokimi cenami — uważa Sadowski.
Wnioski o "bezpieczny kredyt" można składać w bankach od 3 lipca. Do tej pory złożono 4 tys. wniosków — poinformował w środę w Radiu ZET minister Buda. 12 tys. osób pobrało formularze, pytało o kredyt czy też konsultowało się z doradcą.
Szef resortu rozwoju przypomniał, że w tym roku nie ma limitów, jeśli chodzi o wsparcie w ramach programu. — Jak się zgłosi 50-60 tys. osób, wszyscy otrzymają to wsparcie — zadeklarował.
Karolina Wysota, dziennikarka money.pl