Pogarsza się perspektywa dla Polski. Scenariusze makroekonomiczne zakładają recesję, a w najgorszym w przypadku stagflację (hamowanie gospodarcze przy jednoczesnym wzrośnie inflacji). Jak to może wpłynąć na sytuację finansową kredytobiorców? Oto zapytaliśmy kilku ekspertów.
Chłodna ocena sytuacji
Jak na razie sytuacja jest pod kontrolą.
– Tak wysokiej inflacji nie było od 20 lat. Jednoczenie dynamicznie rozwija się gospodarka i rosną płace. Dzięki temu jeszcze nie widać, żeby Polacy gorzej spłacali swoje długi – mówi Maciej Szymański, prezes firmy windykacyjnej Kredyt Inkaso.
– Na razie nic złego z kredytami się nie dzieje. Zgodnie z danymi banku centralnego za marzec tego roku wartość tzw. kredytów zepsutych miesiąc do miesiąca spadła – zwraca uwagę Michał Konarski, analityk bura maklerskiego mBanku.
A jak będzie dalej?
– Makroekonomiści twierdzą, że otrzemy się o recesję – przyszłoroczny wzrost szacują na ok. 1 pkt proc. Najczarniejszy scenariusz dotyczy stagflacji – spodziewamy się spadków PKB kwartał do kwartału. Najtrudniejszy będzie przełom roku. Optymizmem napawa niskie bezrobocie. W 2023 roku wzrośnie o 0,5 pkt proc., więc prawie go nie odczujemy. Dopóki istotnie nie wzrośnie, nie powinniśmy mieć problemów ze spłacalnością – analizuje Michał Konarski.
Szef Kredyt Inkaso przewiduje, że wydolność kredytobiorców może się pogorszyć w drugiej połowie tego roku. Obecnie sytuacja w branży zarządzania wierzytelnościami jest dobra m.in. dzięki wzrostom płac, stosunkowo niskiemu bezrobociu oraz zajęciom komorniczym na zwrotach z podatków.
Szczególnie zagrożone są kredyty udzielone w latach 2020-21. Sytuacje ratują wakacje kredytowe wprowadzone przez rząd – ich koszt to około 20 mld zł przy pełnej partycypacji kredytobiorców. Mają one pomóc Polakom przetrwać najtrudniejszy okres, czyli dynamiczne podwyżki stóp procentowych w tym i kolejnym roku — zgodnie z zapowiedziami, te zaczną spadać dopiero pod koniec 2023 roku. Gorzej może być z kredytami biznesowymi – firmy nie otrzymały żadnego wsparcia rządowego.
Dalsza część tekstu pod materiałem wideo
Kapryśne hipoteki
Prawie cały portfel złotowych kredytów mieszkaniowych (415 mld zł) wypełniają hipoteki zmiennoprocentowe. Są one najbardziej wrażliwe na podwyżki stóp. Jak dotąd Polacy pilnowali regularnych spłat jak oka w głowie – ich szkodowość jest najmniejsza w całej palecie produktów i wynosi tylko ok. 2 proc. Czy nadal tak będzie?
Obecnie nie widzimy żadnych sygnałów świadczących o wzroście ryzyka kredytowego w przypadku kredytów mieszkaniowych. Jakość spłaty tych kredytów utrzymuje się na dobrym, stabilnym poziomie – uspokaja dr hab. Waldemar Rogowski, główny analityk Biura Informacji Kredytowej (BIK) i profesor Szkoły Głównej Handlowej (SGH).
Kredytobiorca kredytobiorcy jednak nierówny. Istotne znaczenie ma data zaciągnięcia hipoteki.
– Ok. 20 proc. spłacanych obecnie kredytów mieszkaniowych pochodzi sprzed 2010 r. W ich przypadku kwota, która pozostała do spłaty jest dużo niższa niż kredytów zaciąganych w ostatnich dwóch latach. Ponadto osoby, które zaciągnęły kredyty ponad 10 lat temu miały już oprocentowanie na obecnym poziomie. W najgorszej sytuacji są osoby, które zaciągały zobowiązanie od maja 2020 r. do września 2021 r., czyli w okresie ultraniskich stóp procentowych – podkreśla przedstawiciel BIK-u.
Grupa wysokiego ryzyka
Najbardziej ryzykowne są te hipoteki, których udzielono w latach 2020-21 osobom mającym również inne zobowiązanie finansowe. Według danych BIK-u mowa o 89 tys. klientów banków, którzy zaciągnęli 91 tys. kredytów mieszkaniowych na łączną kwotę 25,6 mld zł. Jeszcze wyższym ryzykiem w tej grupie są obarczone hipoteki powyżej 1 mln zł oraz kredyty mieszkaniowe zaciągnięte przez te osoby, których zobowiązania finansowe w momencie badania zdolności pożerały połowę domowego budżetu.
W obecnych warunkach gospodarczych popularność hipotek leci na łeb na szyję. W kwietniu popyt był niższy o 38,8 proc. niż rok wcześniej. To najgorszy wynik od 13 lat. W ciągu czterech pierwszych miesięcy tego roku udzielono o 15,5 proc. mniej kredytów mieszkaniowych pod względem wartości niż w 2021 r. W całym 2022 roku rynek oczekuje spadków rzędu 20-30 proc. Ubiegły rok był rekordowy – udzielono hipotek o łącznej wartości 88,7 mld zł.
Czyszczenie portfeli
Szef firmy windykacyjnej Kredyt Inkaso spodziewa się, że tym roku banki będą chciały się pozbyć tylu samo złych długów co zwykle. Szacuje, że rynek wierzytelności urośnie o 11-17 mld zł.
W 2019 r. banki wystawiły na sprzedaż portfele o nominale 14 mld zł, w 2020 ok. 8,5 mld zł, w 2021 r. wróciły znów do kilkunastu mld zł. W związku z tym można powiedzieć, że wartość portfeli wierzytelności powróciła do poziomów sprzed pandemii. Nie stało się jednak to, czego windykatorzy się spodziewali, a mianowicie, że banki wystawią na sprzedaż brakującą część wierzytelności z 2020 r. Według Macieja Szymańskiego przyczyną była dobra płynność i sytuacja finansowa w gospodarstwach domowych. Dzięki temu po prostu psuło się mniej kredytów.
Pod względem spłacalności kredytów Polska nie odbiega znacząco od średniej unijnej – wskaźnik NPL, który pokazuje poziom kredytów zagrożonych w stosunku do całego portfela, w ostatnim kwartale 2021 roku wyniósł 4,5 proc. Najsłabiej wypada Grecja (7 proc.), a najlepiej Szwecja (0,3 proc.). Pogarszająca się sytuacja finansowa wielu obywateli krajów Unii Europejskiej może mieć jednak istotny wpływ na spłacalność zobowiązań w ciągu nadchodzących miesięcy.