W ubiegłym tygodniu Sejm uchwalił nowelizację, w myśl której od 2024 r. na emeryturę stażową będzie mogła przejść pierwsza grupa zawodowa - nauczyciele. Rząd jest otwarty na to, by świadczeniem pomostowym objąć wszystkich pracujących w Polsce. Tak wynika z deklaracji, jaką premier Mateusz Morawiecki oraz prezes PiS Jarosław Kaczyński złożyli na niedawnym spotkaniu ze związkowcami z Solidarności.
Miały być podwyżki, są nagrody. "Ochłap plus"
Rząd ma do wyboru dwa projekty, które dotyczą emerytur stażowych. Obywatelski zakłada, że na świadczenie będą mogły przejść kobiety po 35 latach pracy, a mężczyźni - po 40 latach. Drugi projekt, autorstwa prezydenta Andrzej Dudy, mowa o 39-letnim stażu wymaganym w przypadku pań oraz 44-letnim dla panów.
Zakład Ubezpieczeń Społecznych podliczył, jakie będą koszty wprowadzenia obu projektów. "Dziennik Gazeta Prawna" na podstawie danych ZUS-u pisze, że emerytury stażowe wiązać się będą z poważnymi minusa. Zarówno dla systemu emerytalnego, jak i samych świadczeniobiorców.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Oto minusy emerytury stażowej
Z symulacji ZUS wynika, że w ciągu 10 lat od przyjęcia projektu obywatelskiego na szybszą emeryturę będzie mógł przejść ponad 1 mln pracujących. W przypadku prezydenckiego mowa o 270 tys. Zakładając, że połowa uprawnionych skorzysta z opcji przejścia na wcześniejszy odpoczynek, w pierwszym przypadku liczba emerytów w tym okresie wzrośnie o 124 tys., a drugim - o 24 tys.
Więcej osób na szybszej emeryturze to mniejsze wpływy FUS, ale większy wydatki. ZUS wyliczył, że projekt obywatelski podwyższy w ciągu 10 lat deficyt Funduszu Ubezpieczeń Społecznych o 87,2 mld zł, a prezydencki - o 18,6 mld zł.
Przejście na wcześniejszą emeryturę oznacza będzie - o czym należy pamiętać - niższe świadczenie. "DGP" pisze w poniedziałek, że "pomostówka" może być o połowę mniejsza od emerytury przysługującej po osiągnięciu ustawowego wieku emerytalnego.