Blisko 100 tys. Polaków w ciągu ostatnich dwudziestu lat nie przepracowało ani jednego dnia. Nie odprowadzili żadnej składki emerytalnej. A część z nich stanie w kolejce po emerytury. Zobaczą maksymalnie kilka - kilkadziesiąt złotych. Prof. Gertruda Uścińska proponuje, by wprowadzić w Polsce minimalny staż pracy, który będzie uprawniał do comiesięcznej emerytury.
Pracowałeś za krótko, zebrałeś za mało? Emerytury - w dzisiejszej formie i co miesiąc - nie dostaniesz. Będziesz mógł na przykład wyciągnąć swoje składki z systemu w całości lub ratach. Tak może wyglądać system emerytalny przyszłości w Polsce. Jak zapewnia prezes ZUS, nie chodzi o rewolucję, a ewolucję. Żaden senior nie straci świadczenia ani ubezpieczenia zdrowotnego.
- Czas rozpocząć dyskusję o rozwiązaniach, które w Europie już funkcjonują - zapewnia. - Jaki jest sens wypłaty świadczenia w wysokości 100 zł, kilkudziesięciu złotych, kilku złotych, czy nawet kilku groszy? Nie ma w tym sensu ani dla samego seniora, ani dla państwa jako gwaranta zabezpieczenia na starość - podkreśla. ZUS za część przelewów płaci więcej niż wynosi wartość emerytury dla seniora.
W rozmowie z money.pl prof. Gertruda Uścińska wyjaśnia, ilu w Polsce przybędzie emerytów, czy znosić limit 30-krotności ZUS oraz jak powinno wyglądać "oskładkowanie" umów cywilnoprawnych.
Zobacz także: Kilka lat pracy w jednym państwie UE wystarczy, by otrzymać z niego emeryturę
Mateusz Ratajczak, money.pl: Emeryci drżyjcie, prezes Zakładu Ubezpieczeń Społecznych chce zmieniać zasady przyznawania emerytur. Kto pracował za krótko, nie ma stażu, ten nie dostanie nic. Autorem pomysłu miała być pani. Takie tezy nie tak dawno można było wyczytać w tabloidach.
Prof. Gertruda Uścińska, prezes Zakładu Ubezpieczeń Społecznych: I żadna z tych tez nie jest prawdziwa. Nikt nikomu nie chce i nie będzie nic zabierać.
Chodzi tylko o to, aby zamiast wypłacać do końca życia kilka gorszy, albo kilka złotych miesięcznie, zwrócić osobie, która zgromadziła niewielki kapitał emerytalny jej wkład do systemu. Moim obowiązkiem, jako prezesa ZUS, jest dbałość o zabezpieczenie społeczne klientów Zakładu. Dlatego o żadnym zabieraniu nie może być mowy.
Trzeba jednak rozpocząć dyskusję o pewnych zmianach w systemie emerytalny. Powtórzę jeszcze raz: dyskusję, nie rewolucję.
Czyli jednak jakiś pomysł na ewolucję jest.
Zmiany są potrzebne, ale na innym polu i to staram się od pewnego czasu sygnalizować. Poza dbałością o naszych klientów moim obowiązkiem jako prezesa ZUS jest również dbałość o finanse publiczne. Czuję się w obowiązku podpowiadania pewnych oczywistych rozwiązań. Zwłaszcza wobec rosnącej liczby wyzwań dla systemu ubezpieczeń społecznych. Niewątpliwie takim wyzwaniem jest rosnąca liczba niskich emerytur. Świadczeń jeszcze niższych niż emerytura minimalna, czyli obecnie 1100 zł.
Dziś system emerytalny to bardzo prosta matematyka. Ile wpłacisz składek przez całe swoje zawodowe życie, tyle dostaniesz na starość w postaci emerytury. Tymczasem jak wynika z naszych danych, grupa około 100 tys. osób nie przepracowała - a przynajmniej oficjalnie - w latach 1999 - 2018 ani jednego dnia i nie odprowadziła ani jednej składki emerytalnej.
Chcąc otrzymać emeryturę minimalną, niezależnie od kwoty odprowadzonych składek, kobieta powinna przepracować 20 lat, a mężczyzna 25. Tymczasem mamy już około 230 tys. osób, które tego stażu nie mają i w rezultacie pobierają świadczenia - wyliczone wyłącznie ze zgromadzonych składek - które są niższe niż 1100 zł. W 2018 roku co szósty nowy emeryt nie otrzymał nawet tej gwarantowanej kwoty. W ciągu nieco ponad 7 lat grupa osób z emeryturą poniżej minimalnej wzrosła blisko dziesięciokrotnie. Nie możemy tego tak po prostu obserwować i nie reagować.
Zakład Ubezpieczeń Społecznych nikogo do pracy nie zmusi. I do płacenia składek również.
I nie próbuje. Jako Zakład z jednej strony analizujemy, co się w tej materii dzieje: skąd te niskie świadczenia i co robili ci ludzie przez dwie dekady. Z drugiej strony chcemy zaproponować rozwiązania, które zracjonalizowałyby ten system.
Jaki jest sens wypłaty świadczenia w wysokości 100 zł, kilkudziesięciu złotych, kilku złotych, czy nawet kilku groszy? Nie ma w tym sensu ani dla samego seniora, ani dla państwa jako gwaranta zabezpieczenia na starość. Musimy zacząć poważnie rozmawiać o minimalnym stażu pracy, który będzie uprawniał do pobierania świadczenia. Może to być np. 10 czy 15 lat, podobnie jak dzieje się to w innych państwach. Inne kraje Europy już wprowadziły takie zapisy w życie.
Jak nie będę miał odpowiedniego stażu pracy, to nie zostanę emerytem? To nie rozwiąże problemu.
A problem rozwiązuje wypłata 4 grosze czy 4 złote? Z pewnością trzeba w jakiś sposób otoczyć tych ludzi opieką państwa, ale już raczej poza systemem emerytalnym.
Jako senior bałbym się jednak, że na takim rozwiązaniu po prostu stracę pieniądze.
Na wprowadzeniu minimalnego stażu z pewnością nikt nie straci. Senior, który na koncie w ZUS nie uzbierał istotnej kwoty i nie będzie miał minimalnego stażu uprawniającego do świadczenia gwarantowanego, może otrzymać zwrot wpłaconych składek. Albo jednorazowo, albo też w ratach. To jest kwestia do ustalenia.
Obsługa wniosku o przyznanie świadczenia w wysokości 5 tys. zł, 2 tys. zł i 4 groszy miesięcznie kosztuje tyle samo, czyli około 100–150 zł. Nikt takich szacunków wcześniej nie przeprowadzał, ale po przyjściu do ZUS w 2016 roku doprowadziłam do policzenia tego.
Za przelew bankowy rzeczywiście nie płacimy, ale już za przekaz pocztowy jak najbardziej. Jednorazowo kosztuje nas 7,12 zł. Wciąż około jedna czwarta emerytów preferuje tę metodę wypłaty. Są więc emerytury, które więcej kosztują państwo, niż wynosi ich wartość. Rocznie wydajemy więc kilkadziesiąt milionów złotych na obsługę świadczeń, których wartość wynosi mniej niż koszty administracyjne.
Z drugiej strony status emeryta i rencisty to coś więcej niż samo świadczenie. To ubezpieczenie zdrowotne to uprawnienia do tańszego podróżowania.
I te uprawnienia powinny pozostać. Tylko że one nie są i nie muszą być związane z systemem emerytalnym. Możemy mieć wszak status zarówno emeryta, jak i seniora. Oba mogą dawać podobne uprawnienia w zakresie ubezpieczenia zdrowotnego, ulg w odpłatności za korzystanie ze środków transportu publicznego, czy korzystanie z instytucji kultury.
Jeszcze raz podkreślam, że jest to dyskusja o przyszłości i przyszłych uprawnieniach, a nie o teraźniejszości i świadczeniach już wypłacanych. Nie ma mowy, by ktoś stracił świadczenie. Nic takiego nie może mieć miejsca.
W Europie minimum stażowe uprawniające do gwarantowanego świadczenia nie jest niczym nowym, bo funkcjonuje od lat. W niektórych krajach to 5 lat, w innych 10, w jeszcze innych 15 lat. Tak funkcjonuje Francja, Niemcy czy Belgia.
Czas na Polskę?
W Polsce też taki warunek stażowy istnieje – w stosunku do osób urodzonych przed 1949 rokiem, czyli pobierających emeryturę na tak zwanych starych zasadach. Wprowadzając nowy system, oparty na zdefiniowanej składce, nie wprowadzono już takiego kryterium. Myślę, że czas na otwartą dyskusję, co robić dalej. ZUS dostarcza tu szereg danych do różnego rodzaju analiz.
I jaki próg wchodzi w grę?
Nie chcę proponować szczegółowych rozwiązań, bo te są do ustalenia przy uwzględnieniu różnych okoliczności. W przeglądzie emerytalnym z 2016 roku pojawiało się 15 lat lub kryterium uzbierania odpowiedniego kapitału. Widziałam też projekty przewidujące 10 lat. Dokładny parametr jest do ustalenia.
Emeryci z groszami na koncie
Jakim cudem 100 tys. osób nigdy nie odprowadziło żadnej składki? Jakim cudem przez 20 lat nikt się nimi nie interesował?
Gdy spojrzymy na statystyki, a konkretnie na stopę zatrudnienia, to znajdziemy odpowiedź. Praca, zwłaszcza wśród osób w wieku przedemerytalnym, wciąż nie jest w Polsce oczywistością. Większość z tej grupy to osoby zdolne do pracy, ale niestety nieaktywne zawodowo. I dlatego pozostają poza systemem ubezpieczeń społecznych. Mogą też oczywiście pracować w szarej strefie lub pozostawać na utrzymaniu członków rodziny.
Polski świadczeniobiorca wciąż nie jest takim klasycznym, systemowym emerytem. Ma krótki staż, przechodzi na emeryturę po okresie nieaktywności zawodowej. To są konsekwencje ogromnych przemian, które Polska przechodziła. Zmierzamy dopiero do sytuacji, gdy emeryt po 35, 40 latach po prostu kończy pracę i idzie ze spokojem do ZUS po świadczenie.
Zaglądając w statystyki ZUS, widzimy, że przybywa emerytów. Po obniżeniu wieku emerytalnego do ZUS przyszło w ciągu roku ponad 750 tys. osób. To już szturm na ZUS?
Nie stało się w tym aspekcie nic, czego byśmy nie przewidywali. Wraz z obniżeniem wieku emerytalnego liczebność grup przechodzących na emeryturę przesunęła nam się trochę w dół, co w dłuższym okresie jednak się zrównoważy.
Cieszę się, że dzięki pracy naszych doradców emerytalnych, których wprowadziliśmy przy okazji reformy obniżającej wiek emerytalny, grupa kilku milionów osób mogła podjąć świadomą decyzję o momencie zakończenia aktywności zawodowej. Nikogo do niczego w tym aspekcie nie zachęcaliśmy. Pokazywaliśmy jedynie konsekwencje konkretnych decyzji.
ZUS nie odciągał i nie będzie odciągał nikogo od jak najszybszego przejścia na emeryturę?
Odciągał, czyli co robił?
Mówił, że lepiej pracować dłużej.
Emerytura to prawo, a nie obowiązek, a decyzja o momencie zakończenia aktywności zawodowej jest jedną z ważniejszych w życiu. Dlatego naszą rolą jest przygotować Polaków do racjonalnego i w pełni świadomego podjęcia tej decyzji. Można to zrobić m.in. w oparciu o obliczenia wykonane w kalkulatorze emerytalnym. Nikogo nie zachęcamy i nikogo nie zniechęcamy od podjęcia takiej, a nie innej decyzji. Dlaczego mielibyśmy postępować inaczej?
Żeby senior nie miał tzw. głodowej emerytury. Tej, od której zaczęliśmy rozmowę.
Każdy sam powinien zdecydować o momencie zakończenia pracy i rozpoczęcia pobierania świadczenia, tym samym decydując o jego wysokości. My naszemu klientowi możemy natomiast powiedzieć, ile wyniesie jego świadczenie, jeżeli z wnioskiem o emeryturę zgłosi się rok lub dwa lata później. A po roku świadczenie może wzrosnąć nawet o 8 - 10 procent. I nie widzę powodu, by to ukrywać. Jasna, czytelna informacja.
I żadnej sugestii?
Tylko życzliwy uśmiech.
30-krotność ZUS i ozusowanie umów cywilnoprawnych
ZUS w ostatnim czasie jest pod ostrzałem pomysłów. Właśnie skończyła się wypłata 13. emerytury, a już Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej mówi o pełnym "ozusowaniu" umów cywilnoprawnych.
Pomysł objęcia umów zlecenia obowiązkiem ubezpieczeń społecznych również ponad próg stanowiący minimalne wynagrodzenie pojawił się w Wieloletnim Planie Finansowym. Dla Zakładu istotne są przede wszystkim obecnie obowiązujące przepisy i dopóki nie pojawi się nowa ustawa, stosujemy dotychczasowe zasady.
To zmienię pytanie. To dobry pomysł?
W wyniku takiej zmiany wzrosłyby wpływy do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych. Rodzi ona jednak również konsekwencje w postaci wyższych wydatków na emerytury, renty i zasiłki. Na dziś nie ma jednak żadnych konkretów. W razie potrzeby będziemy precyzyjnie szacować jej wpływ na system i świadczenia. Wszystko w tej sprawie jest w rękach Ministerstwa Finansów oraz Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej.
Jest też inny pomysł resortu, czyli zniesienie limitu 30-krotności składek ZUS.
W Europie w tej kwestii są różne szkoły: część krajów decyduje się na limitowanie wysokości odprowadzanych składek, inne zaś tego nie robią.
A do której szkoły chodziła prezes ZUS?
My zgodnie z naszymi ustawowymi zadaniami opiniujemy projekty aktów prawnych z zakresu zabezpieczenia społecznego. To znaczy pokazujemy konsekwencje rozwiązań dla ubezpieczeń społecznych pod względem prawnym, finansowym.
Jeżeli nie będzie limitu składek na ubezpieczenia społeczne, to biorąc pod uwagę, że obecnie w polskim systemie emerytalnym nie istnieje ograniczenie wysokości wypłacanych emerytur, w przyszłości pojawią się wypłaty wysokich emerytur, obliczonych na podstawie składek opłaconych od bardzo wysokich wynagrodzeń.
I przed tym będzie pani ostrzegać?
Cały czas informuję i przedstawiam analizy. ZUS to kopalnia wiedzy, która zawsze służy decydentom i społeczeństwu.
Rozumiem takie akademickie spojrzenie, ale…
To rzetelne i racjonalne spojrzenie.
Ale w świecie polityki coś innego decyduje o wprowadzeniu lub niepewnych rozwiązań. Twardy język, upór, interesy, socjotechnika.
Ale na razie rozmawiamy w siedzibie ZUS. Jeżeli otrzymamy projekt w ramach uzgodnień, to będziemy liczyć skutki finansowe dla FUS. Świat Zakładu Ubezpieczeń Społecznych to świat przepisów, liczb i kwot. Uważam, że nimi najlepiej się posługiwać. Politykę zostawmy politykom.
A pomysły wielkiej abolicji składek dla przedsiębiorców oraz ich dobrowolnego oskładkowania?
Premier Mateusz Morawiecki jasno już przekazał w mediach, że takich rozmów w rządzie na dziś nie ma. Więc tym bardziej i ZUS się nimi nie zajmuje.
Czerwcowe emerytury to kolejna kwestia funkcjonująca w Polsce od lat i dotąd nierozwiązana.
Faktycznie, ten kto odejdzie na emeryturę w czerwcu, uzyska nieco niższą emeryturę niż odchodzący na emeryturę w każdym innym miesiącu. Wszystko przez obowiązujące przepisy dotyczące waloryzacji składek i kapitału początkowego oraz subkonta. Waloryzacja roczna ma miejsce w czerwcu i obejmuje składki wpłacone do stycznia.
Ten, kto złoży wniosek między styczniem a majem, lub lipcem a grudniem skorzysta oprócz waloryzacji rocznej również z waloryzacji kwartalnej. Natomiast dla wniosków o emeryturę składanych w czerwcu nie stosuje się waloryzacji kwartalnej, a jedynie roczną. Nasi doradcy informują klientów, żeby raczej wystrzegali się przechodzenia na emeryturę w czerwcu.
Wydaje się jednak, że w tej kwestii powinna pojawić się zmiana legislacyjna. Sami w Zakładzie prowadzimy analizy, w jaki sposób najlepiej rozwiązać ten problem.