- Nic o tym nie wiem - mówi money.pl Stanisław Szwed, wiceminister rodziny, pracy i polityki społecznej. W ten sposób komentuje doniesienia, że w jego ministerstwie trwają prace nad wprowadzeniem w Polsce stażu emerytalnego.
O co chodzi? Mężczyźni po 40 latach pracy, a kobiety po 35 latach pracy mieliby nabywać uprawnienia do świadczenia. I to bez znaczenia, w jakim byliby akurat wieku. Dziś na emeryturę muszą czekać do 65. roku życia (mężczyźni) i 60. roku życia (kobiety). W takim układzie mężczyźni mogliby mieć emeryturę nawet w wieku 58 lat, czyli o 7 wcześniej niż dziś. Warunek? Po osiągnięciu pełnoletności od razu poszli do pracy. I bez przerwy ją kontynuowali.
Jak donosi dziennik "Rzeczpospolita", dwa związki zawodowe: czyli NSZZ "Solidarność" oraz OPZZ tuż przed wyborami prezydenckimi chcą wrócić z tematem zmian w systemie emerytalnym.
"Rzeczpospolita" sugeruje, że zainteresowany takim projektem ma być sam prezydent. Tym bardziej, że Andrzej Duda - jeszcze jako kandydat - zgłaszał takie pomysły. Z informacji dziennika wynika, że projekt jest w trakcie opracowania. O sprawie pisaliśmy tutaj.
Tyle że - jak już wspomnieliśmy - Stanisław Szwed, wiceminister w resorcie, który ma odpowiadać za pomysł, ani o pracach, ani o projekcie nie słyszał.
Nie jest tajemnicą, że Zakład Ubezpieczeń Społecznych już dawno analizował propozycje dotyczące nabywania prawa do emerytury - a dokładnie uzależnienia prawa do emerytur od określonego stażu.
Jak wynika z informacji money.pl, były to jednak tylko szacunki, a nie analizy na rzecz konkretnego, rodzącego się projektu. Takiego polecenia z Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej nie było. W ZUS można za to usłyszeć, że takie rozwiązanie nie ma wciąż poparcia politycznego, więc to w zasadzie liczenie dla liczenia.
Co ciekawe ani w Ministerstwie Finansów, ani w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych nikt nie chce komentować propozycji. Biuro Prasowe Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej również nie odpowiedziało na pytania money.pl w tej sprawie.