Z najnowszych prognoz NBP wynika, że okres rekordowo wysokiej inflacji, który obserwowaliśmy na początku roku, jest już za nami. Możemy zapomnieć o blisko 20-procentowych podwyżkach cen – tak wynika z najnowszych danych Narodowego Banku Centralnego. Pełne dane mają zostać przedstawione w piątek, 10 listopada, ale już teraz znamy podstawowe wskaźniki, które podał prezes Adam Glapiński.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zgodnie z prognozami, inflacja w tym roku ma wynieść 11,4 proc. To znacznie mniej niż prognozował rząd w projekcie ustawy budżetowej, który został skierowany do Sejmu pod koniec września. Wówczas zakładano 12 proc. wzrost cen - przypomina "Fakt".
Jak zauważa dziennik, mniejsza inflacja to zdecydowanie dobra wiadomość, choć ma ona swoje konsekwencje. Wysokość podwyżek świadczeń dla emerytów i rencistów jest bowiem zależna od inflacji. Im szybciej rosną ceny, tym wyższa jest waloryzacja. Waloryzacja ma bowiem na celu rekompensować wzrost cen i kosztów życia. Rząd zakładał, że w przyszłym roku emerytury wzrosną o 12,3 proc.
Jednak te dane, w świetle prognoz NBP, wydają się być nieaktualne. Jak zauważa w rozmowie z "Faktem" dr Antoni Kolek z Instytutu Emerytalnego, niższa inflacja za 2023 r. oznacza niższą waloryzację w 2024 r. Ostateczne dane będą znane dopiero za jakiś czas, ale już teraz prognozy wskazują, że podwyżki mogą być niższe i wyniosą tylko 11,4 proc.
Jak to wpłynie na wysokość świadczeń? Obecnie minimalna emerytura wynosi 1 tys. 588 zł 44 gr brutto. Przy 11,4 proc. waloryzacji wzrosłaby do kwoty 1 tys. 769 zł 52 gr brutto. Tyle samo wyniosłaby trzynastka oraz czternastka – w maksymalnej wysokości.
Drugiej waloryzacji nie będzie?
Z prognoz NBP wynika, że prawdopodobieństwo drugiej waloryzacji emerytur w przyszłym roku maleje. A to obietnica Koalicji Obywatelskiej na pierwsze 100 dni rządu. Plany reformy zakładały, że jeśli inflacja w ciągu pierwszych sześciu miesięcy roku przekroczy 5 proc., wtedy rząd drugi raz musiałby podnieść w ciągu roku renty i emerytury.
Prognozy NBP wskazują bowiem, że inflacja sięgnie 4,7 proc. To za mało, by przeprowadzić drugą waloryzację - informuje "Fakt".