"Fakt" przypomina, że pytanie: "Czy popierasz podniesienie wieku emerytalnego, w tym przywrócenie podwyższonego do 67 lat wieku emerytalnego dla kobiet i mężczyzn?", jest jednym z czterech, na które Polacy będą odpowiadali w referendum, które odbędzie się 15 października.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wywoływanie przez PiS tematu emerytur nie jest przypadkowe. Rządzący wykorzystują go jako narzędzie do punktowania swojego głównego konkurenta w wyborach, czyli Platformy Obywatelskiej, która wprowadziła reformę emerytalną. Zakładała ona stopniowe podnoszenie wieku emerytalnego dla kobiet i mężczyzn do 67. roku życia - przypomina dziennik.
Premier Morawiecki niemal na każdym spotkaniu podkreśla, że to PiS zdecydował się zablokować reformę PO i przywrócić wiek emerytalny - 60 lat dla kobiet i 65 dla mężczyzn. Teraz Prawo i Sprawiedliwość chce pójść jeszcze dalej. Planuje jeszcze skrócić ten wiek za sprawą wprowadzenia emerytur stażowych.
Stanisław Szwed, wiceszef resortu rodziny zapewnił, że jeśli PiS wygra wybory, to emerytury stażowe będą jednym z rozwiązań, które "zostaną bardzo szybko wprowadzone". Zaznaczył, że o tym, czy skorzystać z tego rozwiązania, zdecydują sami pracownicy.
"Fakt" przypomina jednak, że premier Morawiecki nie zawsze miał takie stanowisko w kwestii emerytur. W 2010 roku publicznie wyrażał swoje poparcie dla planu reformy emerytalnej, zapowiedzianej przez Donalda Tuska.
Mam nadzieję, że rząd będzie z determinacją działał w celu podniesienia i zrównania wieku emerytalnego, wprowadzenia kryterium dochodowego w KRUS i likwidacji przywilejów służb mundurowych - to słowa Mateusza Morawieckiego, wówczas prezesa BZ WBK, ze stycznia 2010 roku. Wypowiedź była komentarzem do planu reformy, który zakładał między innymi podniesienie wieku emerytalnego.
Morawiecki: Tusk może sobie pluć w brodę
"Fakt" zauważa, że niedługo po tym komentarzu Mateusz Morawiecki został członkiem Rady Gospodarczej przy premierze Donaldzie Tusku. Dziś niechętnie opowiada o tej współpracy.
- Mogłem dobrze doradzić w prowadzeniu gospodarki ekipie, na czele której stał Donald Tusk. To on może sobie pluć w brodę, że z dobrych rad dotyczących uszczelnienia systemu budżetowego wtedy nie skorzystał - podkreśla szef rządu.
Tusk nie pozostaje dłużny Morawieckiemu - czytamy w "Fakcie".
- Podziękowałem mu za funkcję doradcy w Radzie Gospodarczej, kiedy zorientowałem się, że nie jest mu łatwo rozróżnić, co jest własnym interesem, a co interesem państwowym - przyznał były premier.