Artyści to wyjątkowa grupa naszego społeczeństwa. Lubimy ich i szanujemy za ich pracę, ale czy to jest powód, by nadawać im przywileje emerytalne? – pyta retorycznie Jeremi Mordasewicz, doradca zarządu Konfederacji Lewiatan i były członek rady nadzorczej ZUS.
Według Mordasewicza system dopłat do emerytur dla ludzi kultury i sztuki jest głęboko niesprawiedliwy i społecznie szkodliwy. A raz nadane jednej grupie społecznej przywileje emerytalne trudno jest później cofnąć. - Przykładem są chociażby górnicy, którym dopłacamy do emerytur aż 50 proc., czy rolnicy, którzy płacą za siebie tylko 1/5 ubezpieczenia, resztę tj. 4/5 dorzucają pozostali ubezpieczeni – wylicza Mordasewicz.
Dlaczego artyści, a nie sołtysowie?
Podobnego zdania jest również dr Wojciech Nagel, ekspert ubezpieczeń społecznych w BCC. – Jestem przeciwny kolejnemu wyłomowi w systemie emerytalnym. Miał być od 1999 r. powszechny i jednolity dla wszystkich – przypomina dr Nagel. Jego zdaniem jeśli nada się przywileje artystom, to w kolejkę ustawią się następne grupy zawodowe. Powiedzą: czy my jesteśmy gorsi? Zaś - jak podejrzewa - grupa "artystów" powiększy się wielokrotnie.
Przypomnijmy krótko, o co chodzi z emeryturami artystów. Na liście prac rządowych przewidzianych na II kwartał 2021 r. znalazł się projekt ustawy o uprawnieniach artysty zawodowego. Przygotowało go Ministerstwo Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu.
Zakłada objęcie ubezpieczeniem społecznym zawodowych i certyfikowanych artystów. Jak policzył resort kultury, jest ich w kraju 67 tys.
W uzasadnieniu do projektu czytamy, że sytuacja materialna tej grupy zawodowej jest zła lub bardzo zła. 1/3 nie zarabia nawet najniższej krajowej (2800 zł brutto obecnie). 60 proc. zarabia natomiast średnią krajową (GUS podaje, że w marcu wynosiło ono 5929,05 zł brutto).
Większość wynagrodzeń artystów nie jest jednak oskładkowana. Tylko niecałe 14 proc. tej grupy zawodowej pracuje na etatach, duża część artystów albo w ogóle nie jest ubezpieczona, albo korzysta z ubezpieczenia przez pracodawcę członka rodziny, albo jest w szarej strefie.
Ma to przełożenie na ich bardzo niskie emerytury. Sławomir Świerzyński z Bayer Full narzekał kiedyś publicznie, że Zakład Ubezpieczeń Społecznych wyliczył mu emeryturę na poziomie niespełna 400 zł. Jak wówczas tłumaczył, najniższa emerytura w kraju wynosiła wtedy około 700 zł i właśnie taką by pobierał (w 2021 roku od 1 marca najniższa emerytura wynosi 1250,88 zł).
Ryszard Rynkowski ma świadczenie w wysokości 1160 zł, Rudi Schuberth dostaje 1200 zł, a Maryla Rodowicz - 1600 zł.
Dorzucimy się artystom do emerytur?
By pomóc najbiedniejszym artystom, państwo będzie dokładało do ich emerytur. Tym, których przeciętny miesięczny dochód (ze wszystkich źródeł, nie tylko działalności artystycznej) będzie niższy niż 80 proc. przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce narodowej w poprzednim roku kalendarzowym (w 2020 r. wynagrodzenie to wynosiło 5167,47 zł) będzie na ich wniosek przyznawana dopłata.
Ile? Od 20 do 80 proc. obowiązkowych składek na ubezpieczenia społeczne i zdrowotne, liczonych od podstawy ich wymiaru nie wyższej niż minimalne wynagrodzenie.
Konkretna wysokość dopłaty byłaby uzależniona od uzyskiwanego w poprzednim roku przeciętnego miesięcznego przychodu i byłaby wpłacana bezpośrednio na numer rachunek składkowy płatnika. Pozostałą część składki obowiązany będzie opłacać artysta zawodowy.
Jak podkreśla resort kultury, uprawnienia artysty zawodowego (bo tylko takich obejmie pomoc państwa i dopłaty do składek) nie są obowiązkowe.
"Wg projektu ustawy przysługują z urzędu każdemu, kto prowadzi profesjonalną działalność artystyczną. Ich potwierdzenie nie jest jednak konieczne, aby wykonywać zawód artysty - czy to w sposób profesjonalny, czy amatorski. W związku z powyższym artysta będzie sam podejmować decyzję, czy chce skorzystać z uprawnień i czy będzie to dla niego korzystne" – tłumaczy w komunikacie biuro prasowe resortu.
Urzędnicy twierdzą, że dopłaty do składek dla artystów będą neutralne dla budżetu, gdyż zostaną one pokryte z opłaty reprograficznej (czyli od nośników, ma ona zostać rozszerzona m.in. o smartfony i telewizory). Gdyby jednak to nie wystarczyło, zostanie utworzony specjalny fundusz zasilany środkami budżetowymi.
Co ta ustawa da?
Prof. Paweł Wojciechowski, główny ekonomista Pracodawców RP, były minister finansów, obliczył, że operacja ta będzie kosztowała podatnika 100 mln zł tylko w pierwszym roku. – Docelowo, po kilku latach (od wejścia ustawy w życie-red.) koszty te mogą wzrosnąć dwukrotnie, ponieważ w przyszłości mogą pojawić się nowe osoby, które z powodu dopłat będą pozorować działalność artystyczną – uważa profesor.
Jak podkreśla ekspert, emerytury artystów będą wyższe niż obecnie, ale nadal niskie, tj. na poziomie najniższych emerytur, czyli dwukrotnie niższe niż wynosi średnia emerytura. Podkreśla przy tym, że każde rozwiązanie, które mobilizuje społeczeństwo do gromadzenia kapitału, jest zdecydowanie lepszym rozwiązaniem niż zwiększona redystrybucja pieniędzy poprzez jakieś systemy państwowe.