Pod koniec ubiegłego roku Ryszard Petru ostatecznie zostawił politykę i wrócił do biznesu. Ekonomista tłumaczył, że m.in. będzie pomagał spółkom szukać finansowania oraz doradzał właścicielom w sprawie sukcesji. Teraz Petru postanowił rozszerzyć profil działalności. Na swoim profilu w mediach społecznościowych ogłosił, że jest zainteresowany inwestowaniem w startupy.
Jakie kryteria mają spełniać? Spółki powinny móc pochwalić się przychodami i pozytywną EBITD-ą (czyli zyskiem operacyjnym przed potrąceniem odsetek, podatków i amortyzacji – red.). Do tego powinny działać od co najmniej roku. Wskazane by było, aby nie korzystały wcześniej z finansowania państwowego, np. Polskiego Funduszu Rozwoju. Kluczowe też jest, aby była to działalność w sektorach, które mają niskie ryzyko regulacyjne.
- Wbrew temu, co się mówi, są startupy, które szybko osiągnęły próg rentowności - mówi money.pl Ryszard Petru. - Nas interesują właśnie takie firmy, które już generują wyniki. Jeśli potrzebny jest kapitał do 1 mln zł, to jesteśmy w stanie pomóc. Sam jestem udziałowcem w jednej z takich firm, która działa w branży VR i robi szkolenia z zakresu BHP. Od roku firma zarabia sama na siebie – dodaje.
Ekonomista tłumaczy, że od momentu opublikowania ogłoszenia zgłosiło się 50 firm, które są teraz szczegółowo analizowane. I - jak zaznacza - zgłaszają się kolejne startupy.
- To nie muszą być tylko firmy technologiczne. Nie zamykamy się na żadne branże. Ważne jest, aby nie były to firmy z branż, które są podatne na zmiany regulacyjne - wyjaśnia Petru.
"Przypomina to poszukiwanie Yeti"
Eksperci związani z polskim rynkiem kapitałowym przyznają, że Ryszardowi Petru może być niezwykle ciężko znaleźć firmy, które będą spełniały ustalone przez niego kryteria. Startupy nie mają na początku określonego modelu biznesowego, dopracowują technologię, rekrutują zespoły i zanim zaczną zarabiać, mija sporo czasu. Takie są realia inwestycji wysokiego ryzyka.
- Jeśli firma ma EBITD-ę, to znaczy, że ma na tyle wysokie przychody, że może pokryć swoje koszty. Ciężko znaleźć startup, który generuje po roku takie wyniki. To musiałaby być jakaś nisza w niszy - komentuje Kinga Stanisławska, założycielka funduszu Experior Venture Fund.
O tym, jakie firma ma wyniki, decyduje m.in. to, w jakiej branży działa oraz to, jaki ma model biznesowy. Stanisławska tłumaczy, że najszybciej na zieloną stronę wyników finansowych przechodzą firmy, które tworzą oprogramowania.
- Przykładem może być firma Zoom, która robi narzędzia do komunikacji. Ta firma szybko rośnie i sprzedaje produkty z wysoką marżą. Ale z drugiej strony sama musi dużo inwestować w technologie, co oznacza, że nie musi mieć pozytywnej EBITD-y. Więc szukanie takiej firmy przypomina trochę poszukiwanie yeti – przyznaje Stanisławska.
Druga sprawa dotyczy tego, skąd startupy pozyskują finansowanie. W Polsce działa ponad 130 funduszy wysokiego ryzyka. Zdecydowana większość z nich (ok. 80 proc.) działa we współpracy prywatno-publicznej, obracając środkami z takich instytucji, jak PARP, NCBR czy PFR. Oznacza to, że jest niewiele funduszy, które inwestują prywatne środki, a zarazem znikomą część rynku stanowią firmy, przez które nie przewinęła się ani jedna złotówka z państwowej kasy.
- Jesteśmy młodym rynkiem startupowym. Dzięki pomocy publicznej aktywizowana jest cała scena innowacyjności. To jest proces, który przed laty był realizowany w Izraelu. Jednocześnie, za publicznymi pieniędzmi stoją wysokie restrykcje - wyjaśnia Szymon Janiak, dyrektor zarządzający w funduszu czysta3. - Jednak w tym momencie ciężko jest znaleźć spółki o charakterystyce, której poszukuje Ryszard Petru - podkreśla.
Z drugiej strony to, czego szuka Ryszard Petru, może być pewnym pomysłem na kierunek zmian dla polskiego rynki inwestycji wysokiego ryzyka. W branży obserwuje się nowy trend. Pod wpływem pandemii inwestorzy przestali szukać sexy technologii, ale projektów trochę nudnych, przewidywalnych, ale dających gwarancję rentowności.