– Mój tweet to apel o klientów. Ja nie chcę pomocy, nie wierzę w rządowe wsparcie. Po prostu chcę uczciwą pracą zarobić na siebie. Ale potrzebuję klientów. Dam radę, wszystko wyprostuję – mówi w rozmowie z money.pl.
Pandemia bardzo mocno uderzyła w jego firmę. Do wiosny 2020 roku zajmował się organizacją niewielkich eventów, był też podwykonawcą dużych firm. Konferencje, targi, imprezy, wypady warsztaty taneczne, szkoleniowe wypady pod żagle. Nadejście wirusa SARS-CoV-2 zbiegło się w jego przypadku z terminem płatności podatku dochodowego. A jego obroty przez lockdown spadły do zera.
– I to mnie pogrążyło, bo nie byłem w stanie zapłacić. Pojawiły się zaległości, egzekucja, zablokowane konto i tak dalej. Przepadły zadatki wpłacone na wyjazdy wiosną i latem, a klientom trzeba przecież zwrócić pieniądze – mówi.
Prowadzi jednoosobową działalność, nie zatrudniał nikogo na stałe. Latem 2020 roku postanowił przebranżowić się po raz pierwszy. Został kierowcą Ubera. Praca jednak nie przynosiła wystarczających dochodów, aby pokryć miesięczne zobowiązania.
Jesienią postawił więc na wesela – zaczął organizować na nich mobilny bar do serwowania drinków. Działał tak dwa miesiące, bo rząd zakazał organizowania imprez weselnych.
– Wszystko znowu się ucięło, cała inwestycja. Po raz kolejny nie miałem co robić, a sprzęt kosztował kilka tysięcy, pożyczonych tysięcy. Nawet się nie zwrócił. Znowu w plecy – mówi Jarek w rozmowie z money.pl.
Sprzątanie na ratunek
Przed pandemią przez 5 lat działał też w innej branży, ale raczej dorywczo. Jego firma przyjmowała czasem zlecenia na sprzątanie.
– Teraz te usługi wskoczyły na pierwsze miejsce w moich źródłach utrzymania. Chcąc nie chcąc, zainwestowałem w sprzęt, chemię i powolutku w pranie tapicerki meblowej, samochodowej, dywanów. Z kolegami zaczęliśmy sprzątać mieszkania poremontowe – opowiada. – Trudno nazwać to zresztą źródłem utrzymania, bo wszystko i tak praktycznie idzie na spłatę zobowiązań – dodaje.
Pomocy nie dostał. Do jednych programów się kwalifikował, wymaganiem innych był brak zaległości w skarbówce i ZUS-ie. A on ma zaległości.
– Sytuacja spowodowana pandemią uniemożliwia mi staranie się o pomoc dla poszkodowanych przez COVID. To zamknięte koło – mówi.
Podwyżka składek ZUS. Firmy chcą negocjować z rządem
Tłumaczy też, że wszystkie przebranżowienia są rozwiązaniem tymczasowym, bo nie likwidują jego problemu. Jako firma sprzątająca jest zbyt mało znany na rynku, nie ma referencji, poleceń. Bez tego nie dostanie żadnego większego zlecenia, takiego na kilka dni pracy. Owszem, zdarzają się jakieś złote strzały, ale to rzadkość. W stosunku do sytuacji przedcovidowej jego obroty spadły o prawie 95 procent.
– Pracuję na raty, na kredyty, resztki zostawiam na to, żeby zatankować samochód, kupić chemię i tyle. Czekam na lepsze czasy. Mój tweet to apel o klientów. Znam setki osób w podobnej sytuacji, pomagamy sobie, jak możemy. A odzew z Twittera bardzo pozytywnie mnie zaskoczył, odezwało się kilka osób – mówi. Dzięki temu zdobył kilka (jak na razie) zleceń.
Znajomi mówią mu: "Jaro, wytrzymaj"
Próbuje wytrwać, wierzy, że wszystko wróci na dobre tory. Jest pewien, że branża eventowa szybko odbije się od dna.
– Ona wystrzeli, wszyscy na to czekają. Wyjazdy pod żagle, warsztaty taneczne, panele szkoleniowe – mam grupę klientów, którzy czekają. "Jaro, wytrzymaj, jak się skończy, to jedziemy, trzymaj dla nas miejsce" – mówią. W ludziach jest wielkie pragnienie powrotu do normalności, do wyjazdów, kontaktów z innymi. Branża się odrodzi i to bardzo szybko – podkreśla.
Ale z tyłu posiwiałej w ciągu jednego roku głowy ma los innych przedsiębiorców. – Jest wielka liczba osób, które się poddały. O dwóch samobójstwach wiem na pewno. Nie mówię już o bankructwach, rozpadach małżeństw i związków – mówi cicho.
Poturbowana branża
Sektor eventowy według danych GUS obejmuje 38,3 tys. firm. Sama branża i organizatorzy imprez nauczyli się już radzić sobie z nową rzeczywistością. Od początku pandemii 1816 firm eventowych zamknęło się lub zawiesiło swoją działalność.
Cała branża to głównie małe, zatrudniające od 1 do 9 pracowników firmy z polskim kapitałem. Ich udział to aż 94 proc. całej branży. Dalej w kolejności są firmy od 9 do 49 osób pracujących (2,5 proc.) oraz 50-249 pracowników (0,5 proc.). W 3 proc. przypadków liczba zatrudnionych nie jest podawana. Sektor ma wpływ na około 220 tys. miejsc pracy. To oznacza, że mniej więcej tyle osób jest związanych zawodowo bezpośrednio lub pośrednio z tą branżą.
Firmy zlokalizowane są głównie w województwie mazowieckim (35 proc.), choć w wielkopolskim, a także śląskim i dolnośląskim też jest ich więcej niż w pozostałych regionach. Tu odsetek ten wynosi odpowiednio 10 proc., 7,3 proc. i 7,3 proc..
- Od marca 2020 roku Polacy są świadkami karuzeli decyzji, które są niespójne, często sprzeczne i niepoparte jakimikolwiek danymi czy badaniami, a co najgorsze – zamiast pomagać, doprowadzają do sytuacji, w której by przetrwać przedsiębiorcy są zmuszeni do poszukiwania rozwiązań na własną rękę - mówi Juliusz Bolek, przewodniczący rady dyrektorów Instytutu Biznesu.
Przebranżowienie sugerował przedsiębiorcom wiceminister finansów Piotr Patkowski, musiał się potem zmierzyć z falą krytyki. Jego słowa tłumaczył minister Kościński.
- To nie chodzi o 100 proc. rynku, tylko na przykład niektóre restauracje czy sklepy, które nie były w internecie, trzeba im pomóc, żeby poszerzyły kanał dystrybucji. Jak również branża eventowa, są tam doskonali fachowcy. Osobiście znam takich, którzy poszerzyli swoją branżę i weszli na przykład w fotowoltaikę - powiedział w programie "Money. To się liczy" Tadeusz Kościński, minister finansów.