Ani pracodawcy, ani pracownicy nie skorzystają na narzuconych firmom przez rząd wyższych o 200 zł stawkach płacy minimalnej - uważa Sławomir Grzyb, restaurator i sekretarz generalny Izby Gospodarczej Gastronomii Polskiej. Co więcej, wielu przedsiębiorców tego ciężaru po prostu nie udźwignie.
- Te wyższe wynagrodzenia były wprowadzone tylko po to, by pracodawcy odprowadzili do państwowej kasy wyższe podatki – uważa Grzyb i dodaje, że na pracodawców z branży gastronomicznej fiskus liczyć raczej nie może. Wielu z nich stoi już na krawędzi bankructwa.
- Podczas listopadowego spotkania z branżą gastronomiczną wiceminister rozwoju Olga Semeniuk powiedziała nam, że do marca 2021 r. branża pozostanie zamknięta. Z drugiej strony nie objęła nas żadna pomoc państwa. Nasze PKD nie zostało uwzględnione w tarczy 6.0. Mimo zamrożenia musimy normalnie płacić czynsze za zamknięte lokale oraz pensje pracownikom – wylicza Grzyb.
Według restauratora, pracodawcy po nowym roku zachowają się racjonalnie, tj. zwolnią część ludzi. Część firm przejdzie też do podziemia gastronomicznego, które od listopada i tak już w kraju wszędzie kwitnie. Tam część zwolnionych osób znajdzie pracę, ale tylko na czarno.
Ochrona czeka na odbicie gospodarki
Również Tomasz Wojak, prezes zarządu Konsalnet Security oraz szef Polskiego Związku Pracodawców Ochrona, źle ocenia podwyżkę minimalnej płacy w warunkach pandemii. Przypomina, że rozporządzenie podwyższające płacę minimalną o 7,7 proc. w przyszłym roku wyszło we wrześniu 2020 r., kiedy już panował poważny kryzys w wielu branżach.
- Sądziliśmy, że priorytetem rządu będzie utrzymanie miejsc pracy, a nie wzrost obciążenia nowymi kosztami pracodawców. Stało się niestety inaczej – mówi Wojak.
Wojak przypomina, że w branży ochroniarskiej pracuje obecnie ok. 250 tys. pracowników. Większość ma płacę minimalną. Wzrost wynagrodzeń o 200 zł brutto miesięcznie oznacza konieczność podwyższenia cen klientom. Z kolei podwyżki cen usług w dobie kryzysu spowodowanego pandemią budzą sprzeciw klientów branży usługowych takich jak ochrona.
10 proc. z nich już zrezygnowała z ich usług. To bardzo wymierna strata, bo oznacza, że z rynku "wyparował" miliard złotych.
Zdaniem naszego rozmówcy, wymuszone przez rząd wyższe stawki płacy minimalnej najbardziej odbiją się na mniejszych przedsiębiorcach. Podobnie jak w gastronomii: cześć z nich zamknie swój interes, a część przeniesie go do podatkowego podziemia.
Duże firmy będą z kolei próbowały się ratować, zwiększając swoje zadłużenie wobec banków oraz oszczędzając, zamiast reinwestować swoje zyski w nowoczesne technologie.
Przerzucanie kosztów na klienta
O ile na bezpieczeństwie firmowego mienia można oszczędzać, to na zdrowiu i życiu pracowników już nie. W branży usług sprzątających i cateringowych pracuje ok. pół miliona osób. Większość tam zatrudnionych również pracuje na stawkach minimalnych.
Kryzys dał mocno w kość również pracodawcom i z tej branży. Cześć klientów przeszła na pracę zdalną lub całkiem zamknęła zakłady. Umowy na sprzątanie zostały wypowiedziane.
Z kolei w sektorze publicznym, a konkretnie w szapitach, dyrektorzy placówek nie chcieli słyszeć o renegocjowaniu kontraktów w związku z większą liczbą obowiązków personelu sprzątającego i podniesionym reżimem sanitarno-higienicznym.
- O ile na rynku otwartym nastąpiła częściowa utrata klientów, o tyle w sektorze publicznym zapotrzebowanie na usługi czystości w związku z pandemią wzrosło. Wyszliśmy więc na tzw. zero – ocenia Marek Kowalski, przewodniczący Federacji Przedsiębiorców Polskich.
Dodaje, że koszty podniesienia płac minimalnych personelu zostaną przerzucone w całości na klientów firm sprzątających. Przedsiębiorcy nie mają z czego dopłacić pracownikom, a pomocy od państwa nie ma. Marże w branży wynoszą zaledwie 2-3 proc., podczas gdy koszty pracy wzrosną od przyszłego roku o ponad 7 proc.
- Jeśli rosną koszty pracy, Prawo zamówień publicznych daje przedsiębiorcom możliwość renegocjowania umów. I tak też zrobimy - zapowiada Kowalski.
Będą roszady na rynku
Nie wszystkie branże są jednak w tak dobrym położeniu. W Polsce płacę minimalną (obecnie to 2600 zł brutto) otrzymuje ok. 1,5 mln pracowników. Większość zatrudniona jest w sektorze prywatnym, w małych i mikrofirmach.
- To ci przedsiębiorcy oraz firmy z małych miasteczek i Polski Wschodniej najbardziej odczują skutki rządowego rozporządzenia podnoszącego płacę minimalną – przypomina dr Sławomir Dudek, główny ekonomista Pracodawców RP.
Według ekonomisty scenariusze na rynku pracy mogą być bardzo różne. Wiele zależy od tego, jak będzie rozwijała się pandemia, ile osób się zaszczepi przeciwko koronawirusowi i czy będą kolejne pełzające lockdowny.
- Płaca minimalna w ciągu dwóch ostatnich lat wzrosła łącznie aż o ¼. Dla wielu przedsiębiorców to ciężar nie do udźwignięcia – podkreśla ekonomista.
Według dr Dudka szczególnie w szeroko rozumianych usługach należy spodziewać się redukcji zatrudnienia, licznych upadłości, powiększenia się szarej strefy, a także nasilenia się zjawiska wypychania pracowników na samozatrudnienie.
Z kolei dr Kazimierz Sedlak, ekspert rynku pracy i autor Ogólnopolskiego Badania Wynagrodzeń, uważa, że niektórzy pracownicy będą przechodzić na własną działalność, bo będzie to dla nich bardziej opłacalne niż wysoko oskładkowany etat.
Dodaje, że skutki podniesienia płacy minimalnej państwo przerzuciło na sektor prywatny, bo tam najczęściej oszczędza się na podatkach. - W gastronomii czy budownictwie niskie płace to już tradycja. Tam część pieniędzy wypłacana jest pracownikom pod stołem lub w formie napiwków - mówi wprost dr Sedlak.
- Pracodawcy poradzą sobie z podwyżkami płacy minimalnej, a ci, którzy sobie nie poradzą, zamkną interes - mówi krótko dr Sedlak.
Potrzebę podwyżki pensji minimalnej widzą związki zawodowe broniące pracowników, lecz nawet one dostrzegły, że pandemia postawiła firmy w trudnym położeniu. Kilka miesięcy temu w rozmowie z money.pl rzecznik prasowy NSZZ "Solidarność" Marek Lewandowski bronił decyzji rządu i przypominał, że płaca minimalna w przyszłym roku miała wynieść 3 tys zł. brutto, a nie 2800 zł brutto. I jest to wynik społecznego kompromisu i zrozumienia sytuacji przedsiębiorców.
Przekonywał również, że pracodawcy udźwignęli dużo wyższe podwyżki płacy minimalnej w tym kryzysowym roku (o ponad 17 proc.), więc powinni też poradzić sobie z 7-proc. podwyżką w roku przyszłym.
Z pytaniem o przyszłoroczne płace minimalne w sektorach najbardziej zagrożonych kryzysem zwróciliśmy się w środę rano do Ministerstwa Rozwoju Pracy i Technologii, jednak do tej chwili odpowiedź nie nadeszła.