Przywódca Rosji ponownie zaskoczył swoją wizją gazowego porządku świata. Na forum energetycznym Russian Energy Week w Moskwie zapowiedział, że Rosja jest gotowa stworzyć nowy szlak gazowy do Europy przez Morze Czarne. Propozycja budowy dużego hubu gazowego w Turcji zaskoczyła wówczas nawet Ankarę, ale kilka dni później w Astanie Putin przedstawił tę ideę prezydentowi Recepowi Tayyipowi Erdoganowi.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Putin chce budowy gazowego hubu w Turcji
Jak utrzymywał, Rosja jest gotowa przekierować utracone przepływy gazu ze szlaków Nord Stream i Nord Stream 2 na korytarz południowy, czyniąc go - jak to określił Putin podczas spotkania z tureckim prezydentem - "najbardziej niezawodną drogą" transportu surowca z Rosji do Unii Europejskiej.
Prezydent Francji Emmanuel Macron wprost odpowiedział Putinowi, że jego wizja pozbawiona jest sensu. "Tworzenie nowej infrastruktury, która pozwoliłaby nam importować więcej rosyjskiego gazu, nie ma dla nas sensu" – poinformował Pałac Elizejski w dyplomatycznej nocie. Jak podkreślono, 40-procentowy udział rosyjskiego paliwa w imporcie UE to już przeszłość. Dziś ten udział wynosi tylko 7,5 proc. i będzie zmniejszany.
Czyżby prezydent Rosji wciąż nie przyjął do wiadomości, że Europa nie chce rosyjskiego gazu? Zdaniem dr. Szymona Kardasia z Ośrodka Studiów Wschodnich, może to świadczyć o tym, że na Kreml przebija się świadomość, że Rosja długofalowo potrzebuje europejskiego rynku i nie powetuje sobie jego utraty na Wschodzie.
Sądzę, że w końcu również do kręgów zbliżonych do samego Władimira Putina zaczyna dochodzić, że alternatywy dla europejskiego wolumenu gazu Rosja nie znajdzie. Po wielkiej awanturze, prężeniu muskułów i drastycznej eskalacji urażona Rosja wysyła nieśmiały sygnał, że powrót do normalizacji stosunków i dalszej współpracy gazowej jest potencjalnie możliwy. Jeśli nie przez Nord Stream 2, to przez dostarczanie gazu do granic UE na południu. Rosja szuka drogi wyjścia, puszcza oko do Europy - analizuje dr Kardaś.
Plan kreślony palcem po wodzie
Ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich wątpi jednak, aby ten projekt miał w ogóle szansę powstać. - Na razie to czysta idea. Plan kreślony palcem na wodzie - zaznacza. Jak podkreśla, właściwie nie przedstawiono żadnych konkretów, a podstawy ekonomiczne i logistyczne tego projektu są wątłe.
- Już istnieją dwie nitki eksportowe TurkStream. Nie ma zapotrzebowania w tej części na dodatkowe wolumeny gazu, nie mówiąc już o woli politycznej - podkreśla.
TurkStream transportuje 14 mld metrów sześciennych gazu do Europy. Po uszkodzeniu gazociągu Nord Stream rosyjski gaz dostarczany jest do Europy już tylko przez Ukrainę i właśnie przez ten rurociąg.
Zdaniem dr. Kardasia Putin stara się powtórzyć manewr z 2014 r., kiedy to po aneksji Krymu i ochłodzeniu stosunków z Europą anulowano projekt South Stream. Gazociąg ten miał z Rosji przez Morze Czarne do Bułgarii i dalej do Europy Środkowej dostarczać do 64 mld m sześc. gazu rocznie. Zamiast niego Gazprom zaproponował TurkStream o podobnej przepustowości bezpośrednio do Turcji. Jednak już pół roku później Rosja i Niemcy porozumiały się ws. budowy Nord Stream 2 kosztem korytarza południowego, którego możliwości zmniejszone zostały o połowę - do obecnych 32 miliardów metrów sześciennych.
Dziś jednak Rosja jest w daleko gorszej sytuacji niż te 8 lat temu. Wówczas kartą było podpisane memorandum ze stroną turecką, dziś nie ma nic poza deklaracjami. Do tego dochodzą sankcje i ograniczone możliwości Rosji. Europa mimo propagandowych haseł wymyka się Putinowi z rąk - zaznacza dr Kardaś.
Kto miałby zbudować Putinowi hub?
Nawet gdyby Władimir Putin zdecydował się - wbrew tym wszystkim uwarunkowaniom - realizować plan tworzenia hubu gazowego na Morzu Czarnym, natrafiłby na problemy techniczne ułożenia takich gazociągów.
Sankcje dyskwalifikują zachodnie firmy z udziału w takim przedsięwzięciu, skutecznie zniechęcają również wykonawców z innych części świata. Przykład obłożenia sankcjami firmy Swiss Allseas, która układała Nord Stream 2 na dnie Morza Bałtyckiego, skutecznie odstrasza.
Gazprom zmuszony był dokończyć inwestycję, wykorzystując rosyjskie statki Akademik Chersky i Fortuna. - Prace prowadzone przez Rosjan postępowały znacznie wolniej. Poza tym Morze Czarne to nie Bałtyk, rury trzeba by układać na znacznie większej głębokości - zaznacza ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich.
"Putin się przeliczył"
Hub gazowy na Morzu Czarnym to jednak niejedyna inicjatywa gazowa, o której w ostatnich dniach mówił przywódca Rosji. Na początku tygodnia Władimir Putin ogłosił nowe dyspozycje dla Gazpromu i Novateku, które mają na Kamczatce stworzyć zagłębie gazu skroplonego Rosji.
Polecił opracować i wdrożyć plan zgazowania tego terytorium do 2025 r. Na Kamczatce ma powstać infrastruktura do odbioru skroplonego gazu ziemnego w Zatoce Awaczyńskiej. Infrastrukturę przybrzeżną ma sfinansować budżet federalny, a Novatek ma zapewnić budowę części morskiej kompleksu, w tym pływającej jednostki regazyfikacyjnej oraz gazowców-wahadłowców - o czym informowaliśmy w poniedziałek.
Zdaniem Janusza Steinhoffa - byłego wicepremiera i ministra gospodarki w rządzie Jerzego Buzka, a dziś eksperta ds. energetycznych BCC - te kolejne gazowe zapowiedzi pokazują, że Władimir Putin się przeliczył.
- Inwestycja w LNG to dla Rosji konieczność. Putin nie ma wyjścia, aby sprzedawać gaz na rynki Wschodnie, musi rozbudować infrastrukturę, która da mu większą elastyczność. Obecny rynek jest usztywniony poprzez sieci rurociągowe - zaznacza Steinhoff.
Rosja musi się ratować. Przez lata gaz traktowali jako narzędzie imperialnej polityki, ale inwazją na Ukrainę i wojną energetyczną z UE na wiele lat strzelili sobie w stopę. Ich dominująca pozycja przechodzi do historii - dodaje był wicepremier i minister gospodarki.
Problem w tym, że gazyfikacja Kamczatki to kolejny z kosztownych projektów, które Rosja zamierza realizować w trudnej sytuacji ekonomicznej. Sankcje ograniczają jej możliwości wykorzystania europejskich technologii, z jakich do tej pory korzystały Gazporm i Novatek.
"Obski LNG", który w całości był oparty na rodzimej technologii, musiał zostać przekształcony w zakład przetwórstwa gazu, gdyż rosyjska technologia okazała się nieefektywna. Przypomnijmy, że Novatek zastosował ostatecznie technologię niemieckiej firmy Linde w swoim projekcie Arktyczny LNG 2 rozwijanym obecnie na wschodnich brzegach Zatoki Obskiej przy Półwyspie Jamalskim. Po sankcjach rozbudowa linii LNG musiała zostać zamrożona.
Na Kamczatce te problemy znów dadzą o sobie znać? Zdaniem dr. Kardasia niebezpośrednio. Projekt dotyczy bowiem jedynie infrastruktury odbioru i przeładunku skroplonego gazu ziemnego, a nie - produkcji LNG.
- Koncepcja zakłada optymalizację kosz dostarczania LNG na rynki zagraniczne z wykorzystywaniem północnej drogi. Rosja musi wykorzystywać tam drogie jednostki klasy lodołamaczy o wzmocnionym kadłubie, który w zimie potrafi przebić się przez arktyczny lód. Te po przybyciu na Kamczatkę mogłyby być przeładowywane na tańsze jednostki transportujące LNG na dalsze rynki - wyjaśnia ekspert OSW.
Jak zaznacza, trzeba oddzielić te projekty od inwestycji rozwijających produkcję gazu skroplonego. - Jednak jeśli stają pod znakiem zapytania duże projekty produkcyjne, to pozostaje kwestia tego, co z inwestycjami je obsługującymi. Mówiąc wprost: czy będzie na tyle surowca, aby opłacało się utrzymywać tak dużą infrastrukturę - tłumaczy dr Kardaś.
Rosja miała bardzo ambitne plany rozwoju gałęzi gazu skroplonego, o czym pisaliśmy w money.pl. Jak zakładano w zatwierdzonej 9 czerwca 2020 r. Strategii Energetycznej Federacji Rosyjskiej, do 2035 r. Federacja Rosyjska miała produkować od 80 do nawet 140 mln ton LNG rocznie, z czego tylko w Arktyce do 91 mln ton.
Według planu moce produkcji LNG miały sukcesywnie rosnąć (46-65 mln ton do 2024 r., 63-102,5 mln ton w latach 2025-2030 oraz 80-140 mln ton w latach 2031-2035). Dziś Rosja nie jest już w stanie zbudować takiego potencjału.
Przemysław Ciszak, dziennikarz money.pl