Rząd przyjął projekt wprowadzający nowe dopłaty do węgla w wysokości 3 tys. zł. - Nie będzie w tym zakresie żadnych kryteriów dochodowych - zapewniła minister klimatu Anna Moskwa na konferencji. To oznacza, że o dofinansowanie będą mogły ubiegać się wszystkie gospodarstwa ogrzewające się węglem; na końcową ocenę wniosku nie będzie wpływać dochód całkowity domostwa, czy też dochód przypadający na pojedynczego domownika.
Do nowego pomysłu rządu na walkę z wysokimi cenami węgla z ostrożnym entuzjazmem podchodzi Izba Gospodarcza Sprzedawców Polskiego Węgla, choć zaznacza, że jak zawsze diabeł tkwi w szczegółach. Prezes izby Łukasz Horbacz przyznaje, że ta koncepcja, w przeciwieństwie do tej pierwszej, idzie w dobrą stronę.
Eksperci wskazują, gdzie rząd popełnił błąd
- Nie ukrywam, że byłem jednocześnie zdziwiony i oburzony słowami premiera, który przekonywał ostatnio, że w składach węgla nie ma woli współpracy. Dla nas od początku było to oczywiste i sugerowaliśmy to zarówno panu ministrowi Jackowi Sasinowi oraz pani minister Annie Moskwie, że to rozwiązanie nie ma prawa zadziałać - przekonuje Łukasz Horbacz.
Przypomnijmy - obecnie obowiązujące przepisy zakładają, że maksymalna cena za jedną tonę węgla sprzedawanego gospodarstwom domowym ma wynieść nie więcej niż 996,60 zł. Ustawa przewiduje rekompensatę dla przedsiębiorców w wysokości nie wyższej niż 1073,13 zł brutto za sprzedaż jednej tony paliwa stałego dla jednego gospodarstwa domowego.
Łukasz Horbacz nie ma wątpliwości, że w przypadku węgla importowanego takie rozwiązanie nie mogło odnieść sukcesu. Podkreśla, że ustalenie dla osoby kupującej ceny węgla po niecałe tysiąc złotych za tonę na tym etapie wydawało się abstrakcyjnie niskie, ze względu m.in. na wysoką inflację.
Jeżeli tona węgla importowanego kosztuje już ok. 3 tys. zł, a sprzedawca dostanie niecały tysiąc od kupującego i kolejny tysiąc rekompensaty, to jaki ma w tym interes? Będzie po prostu stratny tysiąc złotych na tonie — mówi money.pl prezes Izby Gospodarczej Sprzedawców Polskiego Węgla.
W przypadku węgla krajowego model dystrybucji idzie w taką stronę, że mogą wystąpić problemy dla małych sprzedawców, bo wszystko będzie sprzedawane za pośrednictwem dużych, państwowych spółek.
Robert Tomaszewski, starszy analityk ds. energetycznych związany z Polityką Insight, nie ma wątpliwości, że przedstawione nowe rozwiązanie tydzień po tym, kiedy prezydent podpisał ustawę ws. maksymalnej ceny za tonę węgla, to nic innego jak przyznanie się do błędu. - Źle ocenili sytuację w rządzie. Wiedzą już o tym, stąd próba jej naprawy - ocenia w rozmowie z money.pl ekspert.
Dodatek węglowy będzie lekiem na całe zło?
Łukasz Horbacz wylicza, że według szacunków przeciętne gospodarstwo domowe zużywa średnio w okresie zimowym nieco poniżej 3 ton węgla, średnia ta wynosi około 2,6 tony, choć wiadomo, to zależy od tego, jak sroga jest zima i od wielkości domu czy mieszkania.
Rząd obiecuje aktualnie tysiąc złotych dopłaty do tony węgla. Jeżeli weźmiemy pod uwagę średnią z zakupów na składach przez polskie rodziny, oznacza to, że za importowany surowiec zapłacimy już nie 3, a 2 tys. zł. To może być znacząca pomoc dla rodzin — ocenia ekspert.
W czerwcu 2022 r. zarejestrowanych było w samych domach jednorodzinnych ponad 1,7 mln kotłów na węgiel i paliwa węglopochodne. Zgodnie z szacunkami resortu klimatu, w 2021 r. liczba gospodarstw domowych wykorzystujących węgiel kamienny w celu grzewczym wynosiła 4,3 mln, a w 3,8 mln był to podstawowy nośnik ogrzewania pomieszczeń. Zużycie węgla kamiennego w gospodarstwach domowych ministerstwo szacuje na ok. 7,4 mln ton.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Węgla może zimą brakować
Robert Tomaszewski potwierdza opinię, która coraz częściej jest powtarzana w ostatnim czasie — węgla może zimą w Polsce brakować.
Jaka będzie skala tego problemu? Na to pytanie ostatnio odpowiedział sam rząd. Premier Mateusz Morawiecki nakazał spółkom skarbu państwa pilny zakup węgla. Chodzi w sumie o 4,5 mln ton, które mają być wykorzystywane przez indywidualnych odbiorców gospodarstw domowych. PGE Paliwa oraz Węglokoks mają nabyć surowiec i sprowadzić go do Polski do końca października.
Analityk ds. energetycznych mówi w rozmowie z money.pl, że nieoficjalnie w samych spółkach słyszy, że może być z tym problem.
Premier nakazał kupno 4,5 mln ton, ale warto wiedzieć, że to nie będzie takie proste. Już teraz mamy małą przepustowość w portach, dochodzi jeszcze kwestia dystrybucji. Być może różnymi drogami sprowadzimy ponad milion ton, ale to nie pozwoli na załatanie luki na rynku. Dalej może brakować ok. 3 mln ton — ocenia Robert Tomaszewski.
Ekspert widzi także kolejne niebezpieczeństwo na horyzoncie. — Jeżeli węgla na rynku będzie brakowało, a popyt będzie rosnąć, to ceny u sprzedawców znów mogą pójść w górę. Rząd za sprawą dodatku węglowego "wleje w rynek" kolejną ogromną transzę pieniędzy. Efekt może być taki, że węgla i tak może brakować, a surowiec będzie jeszcze droższy niż teraz. Kolejne pieniądze nie pomogą też w walce z wysoką inflacją — ocenia analityk.
Robert Tomaszewski nie ma też złudzeń: szykuje nam się zimą ogromny problem, na skalę, jakiej jeszcze nie widzieliśmy.
— Rząd już o tym wie, stąd ta nerwowość w jego szeregach. Czuć wysokie napięcie, które może tylko rosnąć, jeżeli problemu nie uda się rozwiązać. Kwestia wysokich kosztów energii to może być za chwilę kluczowy problem dla partii rządzącej — ocenia ekspert Polityki Insight.
Dodatek węglowy — jak otrzymać 3 tys. zł?
Projekt przyjęty we wtorek przez rząd zakłada wprowadzenie jednorazowego dodatku węglowego w wysokości 3 tys. zł. Dodatek przysługiwać będzie gospodarstwu domowemu, gdzie głównym źródłem ogrzewania jest kocioł na paliwo stałe, kominek, koza, ogrzewacz powietrza, trzon kuchenny, piecokuchnia, kuchnia węglowa lub piec kaflowy na paliwo stałe. Wszystkie te urządzenia muszą być zasilane węglem kamiennym, brykietem lub peletem, ale co ważne w składzie musi być co najmniej 85 proc. węgla kamiennego.
Warunkiem koniecznym do uzyskania dodatku węglowego jest uzyskanie wpisu lub zgłoszenie źródła ogrzewania do centralnej ewidencji emisyjności budynków (CEEB).
Zgodnie z projektem, termin na składanie wniosków o wypłatę tego dodatku upływa 30 listopada 2022 r., a gmina ma maksymalnie miesiąc na wypłatę przyznanego dodatku. Pieniądze będą pochodziły z budżetu państwa.
Prezydent Wałbrzycha Roman Szełemej mówi money.pl, że podobny model już był testowany w przypadku wypłat pieniędzy w ramach programu 500 plus. Dodaje też, że w sumie nie dziwi go, że rząd chce te rozliczania również przeprowadzić za pośrednictwem samorządów.
— Udowodniliśmy już, że najlepiej załatwiamy takie sprawy. Teraz będziemy czekać na szczegóły, bo to, o czym mówimy w tym momencie, jest na razie projektem. Mam nadzieję, że rząd będzie pamiętał, że samorządy już mają wiele obciążeń, m.in. związanych z uchodźcami czy właśnie rosnącymi kosztami energii — dodaje prezydent Wałbrzycha.