Obligacje alternatywą dla lokat bankowych
Jedną z najważniejszych tendencji na krajowym rynku finansowym 2024 roku były masowe wpłaty klientów do funduszy dłużnych, czyli inwestujących w obligacje. Już w listopadzie liczone od początku roku saldo wpłat i umorzeń sięgnęło 32,8 mld zł, czyli sporo więcej niż w całym 2023 roku, o poprzednich latach już nawet nie wspominając. Przyczyna jest prosta – obligacje, czy to skarbowe czy też korporacyjne, oferowały wyraźnie wyższą rentowność niż lokaty bankowe.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wg danych NBP średnie oprocentowanie nowych lokat dla gospodarstw domowych jest o krok od spadku poniżej 4 proc., podczas gdy nawet najprostszy typ obligacji znajdujących się w portfelach funduszy dłużnych jest oprocentowany obecnie na prawie 6 proc. Banki nie chcą płacić więcej na lokatach, bo są mocno nadpłynne (wartość lokat wyraźnie przewyższa wartość udzielonych kredytów) i na razie niewiele wskazuje, by to się miało zasadniczo zmienić w przyszłym roku.
Polski rynek akcji odczuł negatywne zaskoczenia w gospodarce
O ile polskie obligacje wypracowały solidne stopy zwrotu w tym roku, to tego samego nie da się niestety powiedzieć o polskich akcjach. Indeks WIG jest w chwili pisania tego artykułu ledwie na plusie od początku roku. A przecież jeszcze w maju było tak pięknie – po niezwykle udanym 2023 roku WIG zyskiwał wtedy kolejne kilkanaście procent, a w komentarzach powszechnie snuto wizję rychłego dojścia do granicy 100 tys. pkt.
Dlaczego potem rynek zakręcił w dół? Jedna kwestia to typowa dla polskiej giełdy cykliczność – właśnie we wspomnianym maju zwracałem uwagę, że z punktu widzenia historycznych statystyk hossa jest już w mocno zaawansowanej fazie. Druga kwestia to wrażliwość krajowych akcji na wahania koniunktury w polskiej gospodarce. Mniej więcej wtedy, gdy WIG zaczynał zakręcać w dół, rozpoczęło się systematyczne rewidowanie w dół prognoz wzrostu polskiego PKB na kolejne kwartały. Ten proces trwa do tej pory i będzie wymagał obserwacji w 2025 roku.
USA: Fed rozpoczyna obniżki stóp
W największej gospodarce świata wydarzeniem numer jeden 2024 roku było rozpoczęcie obniżek stóp procentowych przez Rezerwę Federalną. Normalizacja inflacji i pewne obawy co do kondycji rynku pracy sprawiły, że po agresywnej serii podwyżek w poprzednich latach Fed w październiku 2024 roku zaczął, dla odmiany, "luzować" politykę monetarną.
Jesienny termin pierwszego cięcia i od razu duża obniżka (o 50 punktów bazowych) na sam początek wywołały niemiłe skojarzenia z analogicznymi wydarzeniami z końcówki 2007 roku, poprzedzającego recesję i kryzys finansowy (tym skojarzeniom sprzyja też zresztą skala wcześniejszych podwyżek). I choć po kolejnych cięciach stóp w listopadzie i grudniu podobieństwo z 2007 rokiem wcale nie znikło, to jednak na grudniowym posiedzeniu szef Fedu Jerome Powell wypowiadał się w raczej "jastrzębim" tonie na temat przyszłego roku.
W przeciwieństwie do przełomu lat 2007/08 recesji na razie ciągle nie widać, zaś zapowiadane przez prezydenta-elekta Donalda Trumpa podwyżki ceł mogą oznaczać podwyższoną inflację.
Niepokojąca drożyzna na Wall Street po kolejnym świetnym roku
Polski rynek akcji w ostatnich kilku miesiącach mógł z zazdrością obserwować wydarzenia na Wall Street. Na ciągle, mimo obaw, mocną kondycję amerykańskiej gospodarki nałożyła się radość z obniżek stóp procentowych, dodatkowo okraszona euforią na punkcie rozwoju sztucznej inteligencji (AI). Dobre nastroje zostały jeszcze na początku listopada wzmocnione przez zniknięcie wyborczej niepewności i ekscytację rzekomo świetlanymi perspektywami dla gospodarki po objęciu rządów przez administrację Trumpa (ta nadzieja na przysłowiową "dobrą zmianę" często pojawia się po wyborach w USA).
Indeks S&P 500, który rok 2024 rozpoczynał w okolicy 4800 pkt., na początku grudnia otarł się o 6100 pkt., bijąc nawet najbardziej optymistyczne prognozy strategów z Wall Street. Po kolejnym bardzo udanym roku pojawia się jednak zasadniczy problem – akcje w USA, szczególnie w przypadku największych spółek, stały się bardzo drogie. Kilka tygodni temu pisałem o przekroczeniu przez wskaźnik ceny do wartości księgowej rekordu z czasów tzw. bańki internetowej. Wygórowany jest też wskaźnik ceny do zysku. Ta drożyzna może sprzyjać negatywnym niespodziankom.
Zakupy złota przez banki centralne pomogły w nowych rekordach cen złota
Złoto okazało się jedną z najlepszych inwestycji 2024 roku. Dolarowa cena szlachetnego metalu rozpoczynała rok w okolicy 2000 dol. za uncję, a w chwili pisania tego komentarza jest w okolicy 2600 dol. Jednym z najważniejszych źródeł popytu po raz kolejny okazały się banki centralne, przede wszystkim z tzw. rynków wschodzących. W czołówce zakupów, obok Turcji, Indii czy Chin, znalazł się też nasz NBP.
Łącznie w pierwszych trzech kwartałach roku banki centralne kupiły netto prawie 800 ton złota, a początek IV kwartału też wyglądał obiecująco – październik przyniósł największy popyt od początku 2024. Możliwe, że w całym pokazanym na wykresie okresie 2014-2024 łączne zakupy netto przekroczą pułap 7000 ton.
Dlaczego banki centralne kupują złoto? W tegorocznej ankiecie World Gold Council wskazały wiele powodów. Najczęściej wymieniane to: brak ryzyka bankructwa (w odróżnieniu np. od emitentów obligacji), korzystne zachowanie ceny w trakcie kryzysów, ugruntowana historycznie pozycja, wysoka płynność obrotu, długoterminowa ochrona wartości nabywczej pieniądza.
Tomasz Hońdo, Starszy Ekonomista Quercus TFI S.A.