Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
W piątek amerykańska firma Hindenburg Research opublikowała raport dotyczący tego, jak polski gigant LPP, który stoi za takimi markami, jak Reserved, Mohito i Sinsay, wychodził z rosyjskiego rynku po rozpoczęciu inwazji Putina na Ukrainę. Według Hindenburga LPP formalnie sprzedał swój biznes, ale w praktyce nadal go kontroluje przez inne spółki.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Akcje zanurkowały
Na skutek tych doniesień akcje LPP na warszawskiej giełdzie zaczęły gwałtownie tanieć. W najgorszym momencie spadek sięgał prawie 40 procent, na koniec sesji akcje były natomiast o 35 proc. tańsze niż podczas otwarcia.
Firma LPP stanowczo zaprzecza tezom stawianym przez Hindenburg Research i złożyła do prokuratury zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa na szkodę spółki, jej akcjonariuszy i inwestorów.
Hindenburg Research to firma zajmująca się ujawnianiem nieprawidłowości w spółkach, ale też inwestuje w podmioty, w które uderza. Specjalizuje się w tzw. "shortowaniu" akcji firm - to znaczy, upraszczając, gra na ich obniżki. Gdy kurs spółek spada, Hindenburg na swojej krótkiej pozycji zyskuje. Przy wielu raportach Hindenburg - i podobnie jest w przypadku LPP - podkreśla, że zajął krótką pozycję na akcjach danej spółki. Jest to więc mechanizm, w którym Hindenburg wykonuje pracę analityczno-śledczą, zajmuje krótką pozycję, po czym publikuje raport, który powoduje spadki kursu.
Reuters w lutym 2023 r. podawał, że prawdopodobnie tylko dwie z około dwudziestu firm, zaatakowanych przez Hindenburg od 2017 r., zdecydowało się pozwać amerykańską spółkę za zniesławienie. Oba te pozwy - jeden od chińskiego dewelopera Yangtze River Port and Logistics, drugi od producenta z Bollywood Eros International - zostały oddalone w 2019 r.
Jak opisywała agencja, pozwy zostały oddalone, bo Hindenburg stosował w swoich raportach tryb przypuszczający i bazował na publicznie dostępnych informacjach. To zaś zostało uznane za mieszczące się w ramach "opinii dotyczącej spółki". Żaden z dwóch pozywających nie był zaś w stanie wykazać konkretnych kłamstw w raportach Hindenburg.
Ekonomista Piotr Kuczyński z firmy Xelion zwraca uwagę w komentarzu dla money.pl na problem, który rodzi fakt atakowania danej spółki i grania na jej obniżki. Poniżej publikujemy opinię Kuczyńskiego.
Piotr Kuczyński: "Nie podobało mi się to, nawet jeśli nie jest karalne"
Dzisiejsza informacja o raporcie Hindenburg Research (HR) wstrząsnęła GPW. HR to spółka, która specjalizuje się w śledztwach przeprowadzanych w sektorze finansowym i zarabianiu na wynikach tych śledztw przez zajmowanie krótkiej pozycji. Tym razem firma zajęła się LPP, spółką, która odpowiadała za 7 proc. wartości indeksu WIG20. Raport zarzuca LPP, że ukryła swoją działalność w Rosji za pomocą innych spółek (typu spółki-słupy?), którymi de facto kierowała. Nie wchodzę w meritum zarzutu, bo nie to mnie zaniepokoiło i nie jestem w stanie zweryfikować zarzutów.
Dla mnie problemem natury raczej etycznej niż prawnej jest zajmowanie krótkiej pozycji, czyli gra na spadki, na akcjach spółki, którą pognębi się potem swoim raportem. Nie wygląda to dobrze. Uważam jednak, że od strony prawnej jedynie KNF może się wypowiedzieć i stwierdzić, czy takie działanie nie jest manipulowaniem rynkiem. A to jest karalne. Mnie się to nie podobało nawet jeśli karalne nie jest.
Szczególnie źle wyglądała prezentacja tego raportu tuż przed sesją, na której wygasają marcowe kontrakty na WIG20. Jeśli ktoś wiedział, że taki raport się pojawi, to spokojnie mógł albo otworzyć krótką pozycję na kontraktach, albo ją utrzymać bez rolowania (czyli przedłużenia ważności okresu wygasania - przyp. red.) na czerwiec. Przecież 40-procentowy spadek ceny akcji LPP odpowiadał za około 2,8 punktów procentowych spadku WIG20. Zaznaczam, że nie zajmuję pozycji na rynku, która mogłaby prowadzić do konfliktu interesów.
Osobną sprawą jest, to jak rynek zareagował. Zarzuty jednej firmy, niepotwierdzone przez niezależnych audytorów, spotykające się z zaprzeczeniami LPP, przeceniają akcje o nawet 40 procent? Przecież to jest reakcja przesadna, nawet jeśli część zarzutów się potwierdzi. Prawdziwy problem i kryminał miałyby miejsce, gdyby spółce udało się obronić i obalić większość tez raportu. Większość, bo zakładam, że przynajmniej część powinna się potwierdzić. Wtedy ci, którzy dzisiaj stracili, mogliby (podkreślam tryb przypuszczający) wystąpić do Hindenburg Research z roszczeniami.
Piotr Kuczyński, analityk domu inwestycyjnego Xelion