Po kilku godzinach handlu (wznowionego po 15-minutowej przerwie) spadki nadal się utrzymują, ale przestały się pogłębiać. Najważniejsze indeksy tracą, ale sytuacja już się odrobinę unormowała.
Sytuacja wciąż jest jednak daleka od spokojnej. O godzinie 19 polskiego czasu Dow Jones tracił prawie 8 proc. względem otwarcia. S&P500 wciąż spada o prawie 7 proc., czyli tak jak tuż po otwarciu. Nasdaq natomiast jest 6,5 proc. na minusie. Sytuacja jest jednak bardzo dynamiczna.
Na początku notowań (a więc wczesnym popołudniem czasu polskiego) sytuacja wyglądała dramatycznie. I wydawało się, że z czasem będzie tylko gorzej. Po godzinie spadki wyhamowały do 5 proc., by teraz znowu przyspieszyć.
Indeks S&P500, grupujący pół tysiąca największych spółek z USA, po otwarciu błyskawicznie poleciał w dół. Gdy był 7 proc. pod kreską władze giełdy zadecydowały o wstrzymaniu handlu. Ma to na celu danie czasu inwestorom, by ochłonęli.
W ten sposób też giełda nie chciała dopuścić do utraty kontroli nad sytuacją, która jest bardzo poważna.
Indeks S&P500 na starcie poniedziałkowej sesji miał wartość o blisko 200 pkt mniejszą niż na zamknięciu piątkowej sesji giełdowej. W tym samym czasie Dow Jones poleciał w dół blisko 2000 pkt. Agencja Reuters wskazuje, że to największy zjazd w historii indeksu.
Jeszcze nie dawno amerykańskie indeksy biły rekordy wszech czasów. To już jednak przeszłość. Tylko w ciągu ostatniego tygodnia Dow Jones stracił na wartości blisko 9 proc. W skali miesiąca mowa o około 17 proc.
Przekłada się to na ogromny spadek nie tylko wartości rynkowej spółek, ale i gigantyczne straty dla inwestorów. W krótkim czasie z kont maklerskich wyparowały miliardy dolarów.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl