Dokładnie nie wiadomo, kto odpowiada za wprowadzenie w medialny obieg tego fake newsa, ale pierwsze publikacje powołują się na "New Europe" - anglojęzyczny tygodnik wydawany w Belgii. Informacja o odważnej pani premier zrobiła prawdziwą furorę. Pojawiła się m.in w "Daily Mail", "The Telegraph" czy "The Independent". Przytoczyły ją również polskie media, a w portalach społecznościowych rozbudziła nadzieje zmęczonych pracowników.
Zgodnie z "informacją" Sanna Marin zatwierdziła testowe skrócenie tygodnia pracy z 5 do 4 dni i czasu pracy z 8 do 6 godzin. W mediach pojawił się również cytat z rzekomego wywiadu, w którym premier miała powiedzieć: "wierzę, że ludzie zasługują na to, aby mieć więcej czasu dla rodziny i bliskich, na swoje hobby i inne aspekty życia, takie jak kultura. To może być dla nas kolejny krok w rozwoju naszego życia zawodowego".
Jak się jednak okazało, co potwierdziliśmy również w fińskiej ambasadzie, to zwykły fake news. Wypowiedź pochodzi z dyskusji na jednym z paneli gospodarczych, który odbył się w Finlandii w sierpniu. Wtedy Sanna Marin była ministrem transportu i rzeczywiście użyła słów z powielanego cytatu, ale po pierwsze nie mówiła o rządowych planach, ale o rozważaniach.
Po drugie nigdy nie była zwolenniczką łączenia 4 dni z 6 godzinami. Jako socjaldemokratka opowiadała się jedynie za skróceniem czasu pracy w ogóle. Pytanie tylko na ile 24 godziny w tygodniu to realny pomysł na życiowy balans.
My nie
- Istnieje pewne optimum czasu pracy z punktu widzenia produktywności i komfortu życia. Jeżeli pracuje się ponad miarę, to radykalnie spada wydajności i rezultat będzie gorszy, niż byśmy pracowali mniej. Każde społeczeństwo musi samo sobie odpowiedzieć, ile chce pracować. Społeczeństwa na dorobku, jak polskie, które gonią bogatsze i pragną wyższego standardu życia, nie mogą jednak jeszcze pracować krócej - mówi Jeremi Mordasewicz, ekonomista i doradca zarządu Konfederacji Lewiatan.
W jego ocenie Finowie mogą to rozważać. Jednak z całą pewnością Polaków na to nie stać.
- Nie mamy kopalni diamentów, złota, innych cennych surowców i kapitału. Jedynym źródłem dobrobytu jest praca. Nie jesteśmy Arabią Saudyjską z jej ropą czy Francją z jej kumulowanym przez całe pokolenia kapitałem. To prawda, że pracujemy więcej niż np. Niemcy, ale mamy zaledwie 2/3 ich produktywności, więc musimy pracować więcej - dodaje Mordasewicz.
Mamy jeszcze jeden problem. Od bogatszych krajów odstajemy jeszcze w innym kluczowym wskaźniku - aktywności zawodowej. We wspomnianych już Niemczech tylko 18 proc. osób w wieku produkcyjnym nie pracuje. W Polsce jest to 28 proc. Oznacza to, że ci pracujący mają na barkach ciężar tych, którzy nie pracują, ale korzystają z usług publicznych, jak szkoły czy szpitale.
Zjeść ciastko i mieć ciastko
- W szybko starzejącym się społeczeństwie jak nasze, musimy pamiętać, że usługi publiczne są finansowane z tego, co wypracujemy razem. Nie da się z tych samych albo mniejszych środków uzyskać znaczącej poprawy tylko lepszą organizacją. Jeśli chcemy lepszej opieki, trzeba łożyć na służbę zdrowia 10 proc. PKB, a nie tak jak my - 5 proc. - mówi Mordasewicz.
W jego ocenie, politycy i związkowcy mówiący, że jak będziemy pracować krócej, to będziemy to robić wydajniej, mogą mijać się z prawdą. - Jako przedsiębiorca mogę tylko powiedzieć, że gdybyśmy mogli pracować wydajniej, to już byśmy to robili - dodaje doradca zarządu Lewiatana.
Nie zgadza się z nim Piotr Szumlewicz ze Związkowej Alternatywy. - Większe pieniądze za mniejszy czas pracy, jakkolwiek drażniąco nie brzmi to dla neoliberalnych ekonomistów, jest realne i już się dzieje. Przykładem są tu właśnie kraje skandynawskie, gdzie bliżej im już do 35 godzin tygodniowo niż 40, a wydajność i zarobki rosną - mówi związkowiec.
W jego ocenie skracanie czasu pracy jest trendem cywilizacyjnym, od którego nie ma odwrotu. - Badania psychologiczne w licznych krajach pokazują, że czas pracy jest skorelowany z wydajnością. Okazuje się, że 6 godzin pracy jest tu najwłaściwszym rozwiązaniem. Pracownik jest mniej zestresowany, bardziej wypoczęty. Myślę, że ten wzrost wydajności mógłby pokryć brakujące godziny - mówi Szumlewicz.
Jednak i on zauważa, że konieczny jest wzrost naszej aktywności zawodowej. - Dlatego jesteśmy realistami i jesteśmy za tym, by skracanie czasu pracy zacząć od 38 godzin tygodniowo i iść stopniowo do 35 - dodaje Szumlewicz.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl