To był "gamechanger" - jeden z tych elementów, które miały wpływ na zwycięstwo Prawa i Sprawiedliwości. Gdy PiS w 2015 roku zaproponowało wypłacanie 500 złotych na dziecko, Polacy uwierzyli. I pokazali to przy urnach wyborczych, głosując na partię Jarosława Kaczyńskiego.
1 kwietnia minie 5 lat od momentu, gdy program zaczął funkcjonować. W analizie money.pl postanowiliśmy sprawdzić, czy władzy udało się zrealizować to, co obiecywała 5 lat temu. I czy 500+ rzeczywiście przyczyniło się do wzrostu liczby urodzeń w Polsce.
Bo - wbrew późniejszym wypowiedziom wielu polityków - taki był właśnie główny cel programu. Słowo "pronatalistyczny" było 5 lat temu odmieniane przez wszystkie przypadki.
- Realizacji programu Rodzina 500+ przyświecały trzy podstawowe cele. Pierwszy cel, pronatalistyczny, przewiduje, że program wiązać się będzie ze wzrostem liczby urodzeń - mówiła ówczesna minister rodziny Elżbieta Rafalska. Drugim celem była "inwestycja w kapitał ludzki", a trzecim - redukcja ubóstwa.
Na początek jeszcze szybkie szacunki dotyczące kosztów programu. Aktualnych danych jeszcze nie ma, ale rząd chwalił się, że na koniec 2019 roku do polskich rodzin popłynęło 95 mld zł. W połowie 2020 roku było to ok. 115 mld zł, więc dziś można oszacować, że łączny koszt programu to około 140-145 mld zł. Przypomnijmy, że od lipca 2019 roku program obowiązuje również na pierwsze dziecko bez progu dochodowego.
Jak sprinter w maratonie
W 2015 roku w Polsce urodziło się 369 tys. dzieci. Rząd za punkt honoru postawił sobie zwiększenie tej liczby przez pierwsze 5 lat działania programu. Później 500+ miało pomóc w spowolnieniu spadków, które były nieuniknione choćby z powodu zmniejszającej się liczby kobiet w wieku rozrodczym.
Po 5 latach mówimy "sprawdzam". Jak poszło? Zacznijmy od trzech elementów, które rząd przedstawił w projekcie ustawy wprowadzającej 500+. To je będziemy ze sobą porównywać.
Pierwszy dotyczy szacunków GUS-u. Urząd jeszcze przed wprowadzeniem programu przewidywał, ile dzieci urodzi się w latach 2016-2026. Wziął pod uwagę różne warianty - optymistyczny (wysoki), pesymistyczny (niski) i średni.
Drugi element to prognozy resortu rodziny. Szacował on, ile urodzeń rocznie uda się osiągnąć dzięki wprowadzeniu programu 500+. Trzeci zaś to faktyczna liczba urodzeń. Czyli zderzenie planów z prognozami.
Wnioski? Na pewno po wprowadzeniu programu liczba urodzeń była większa niż nawet najbardziej optymistyczne prognozy GUS-u. Tu wątpliwości nie ma. Rząd liczył, że przez 10 lat uda się doprowadzić do dodatkowych 278 tys. urodzeń właśnie względem najbardziej optymistycznego scenariusza.
Z danych wynika, że 85 tys. dodatkowych urodzeń to pierwsze trzy lata funkcjonowania programu, ale od 2019 roku impet zdecydowanie wyhamował i dane studzą entuzjazm rządzących. Po 5 latach ledwo udało się przekroczyć 100 tysięcy dodatkowych urodzeń, czyli około 37 proc. realizacji celu.
Czas na liczby. W 2016 roku urodziło się 382,3 tys. dzieci, w 2017 - ponad 401 tys., a w 2018 - 388 tys. Później liczba ta zaczęła spadać. Do 375 tys. w 2019 i ledwie 355 tys. w 2020 roku. Rząd zakładał, że te spadki rozpoczną się dopiero od 2021 roku.
A pierwsze dane z tego roku nie napawają optymizmem. Jak informowaliśmy w money.pl, w styczniu GUS odnotował ledwie 25 tys. urodzeń. To o jedną czwartą mniej niż rok temu. Gdyby takie liczby utrzymały się w kolejnych miesiącach, to mielibyśmy rok gorszy od nawet najczarniejszych scenariuszy GUS-u.
Wróćmy jeszcze do tych 100 tysięcy dodatkowych dzieci, których - załóżmy - nie byłoby, gdyby nie program 500+. Łatwo policzyć więc, że jeden "nadprogramowy" obywatel Polski kosztował wszystkich podatników średnio około 1,4 mln zł.
Gdybyśmy rzeczywiste dane porównywali z wariantem pesymistycznym, to mielibyśmy prawie 250 tys. dzieci więcej. Wówczas jedno dodatkowe urodzenie kosztowałoby ok. 570 tys. zł.
Ministerstwo się broni
Resort rodziny zwraca jednak uwagę, że mimo wyhamowania efektów programu, wciąż jest lepiej niż przed jego wprowadzeniem.
"W latach 2015-2017 współczynnik ten wzrastał z poziomu 1,289 do poziomu 1,453. W 2018 r. współczynnik dzietności wyniósł 1,435 i był wyższy niż w 2015 roku" - tłumaczyło ministerstwo w 2019 roku.
Najnowsze dane mówią o spadku współczynnika dzietności do 1,41. Czyli na 100 kobiet w wieku rozrodczym przypadało 141 dzieci. Demografowie nie mają wątpliwości - o zastępowalności pokoleń można mówić, gdy współczynnik sięgnie 2,10-2,15.
W Polsce nam do niego daleko, dlatego liczba mieszkańców naszego kraju systematycznie spada, a społeczeństwo się starzeje.
Redukcja ubóstwa się udała
Jest jednak cel, który zdecydowanie udało się zrealizować dzięki programowi 500+. I choć nie o to w pierwszej kolejności chodziło autorom, to na pewno spadek ubóstwa jest zauważalny. I to przede wszystkim wśród dzieci.
"W 2019 roku zasięg ubóstwa skrajnego wśród dzieci (w wieku 0-17 lat) wyniósł 4,5 proc. Przed 2016 rokiem wskaźnik ten kształtował się na poziomie około 9-10 proc., a po wprowadzeniu świadczenia wychowawczego w 2016 roku odnotowano jego istotny spadek. Aktualnie zasięg ubóstwa skrajnego wśród dzieci jest w Polsce zbliżony do zasięgu tego ubóstwa wśród osób w wieku produkcyjnym czy osób starszych" - tłumaczył resort w ostatnim podsumowaniu programu.
Takimi efektami programu nie jest zdziwiona dr hab. Agnieszka Chłoń Domińczak, dyrektor Instytutu Statystyki i Demografii SGH. - 500+ na pewno przyczyniło się do poprawy sytuacji dochodowej rodzin, szczególnie wielodzietnych, do ograniczenia ubóstwa. Te efekty programu są warte docenienia - mówiła w programie "Money. To się liczy". Jednocześnie podkreśliła, że demografowie od początku byli zdania, że nie wpłynie znacząco na wzrost liczby dzieci.