Podczas środowej konferencji rząd zapowiedział kolejne zmiany w harmonogramie luzowania obostrzeń. Jednak pierwsza informacja, którą przekazał premier Mateusz Morawiecki, była skierowana do niemedycznego personelu pracowników ochrony zdrowia.
Szef rządu zapowiedział, że dostaną dodatek w wysokości 5 tys. zł. Kto może liczyć na te pieniądze?
- Dla pań salowych, panów noszowych, kierowców karetek, pracowników transportu medycznego - dla wszystkich, którzy mają przepracowane co najmniej 21 dni w obszarze covidowym, postanowiliśmy przekazać jednorazowy dodatek w wysokości 5 tys. zł. - zapowiedział Morawiecki.
To odpowiedź rządu na krytykę systemu bonifikat dla pracowników ochrony zdrowia, którzy zaangażowali się w walkę z pandemią, ale nie dostali ani grosza, bo są pracownikami niemedycznymi.
"To zespół ludzi"
Jak przekonywali pracownicy niemedyczni i ich przedstawiciele, dodatki ich pomijające są głęboko niesprawiedliwe. Oczywiście podstawę funkcjonowania systemu opieki zdrowotnej stanowią: lekarze, pielęgniarki i położne, ratownicy medyczni. Jednak bez pracy salowej, sanitariusza, opiekuna medycznego, psychologa czy pracownika administracyjnego ochrona zdrowia by nie funkcjonowała. Walka o jakiekolwiek dodatki zajęła ponad rok. O pieniądze dla nich upominał się także Rzecznika Praw Obywatelskich Adam Bodnar.
- Służba zdrowia to zespół ludzi. Jeśli przyznaje się dodatek jednym pracującym przy pandemii w tym samym miejscu i przy jednym pacjencie, to dlaczego nie daje się go np. salowej. Ludziom trudno było to zrozumieć - mówi money.pl Urszula Michalska z Federacji Związków Zawodowych Pracowników Ochrony Zdrowia (FZZPOZ).
Jak dodaje, często przecież ten pomocniczy personel ma większy kontakt z wydzielinami chorych, ścielą łóżka, spędzają z nimi nawet więcej czasu niż np. lekarze.
"To symboliczna kwota"
- Ci pracownicy zupełnie tego nie rozumieli. Pisaliśmy wiele miesięcy, rozmawialiśmy, przekonywaliśmy, no i jest dodatek. To nie jest szczyt marzeń, bo dodatek jest jednorazowy, a pracownicy medyczni dostaje dodatek w wysokości 100 proc. pensji i to od miesięcy. Dlatego ta decyzja wzbudzać będzie kontrowersje, bo za miesiące, rok pracy dostaną 5 tys. zł. To trochę upokarzające, to symboliczna kwota - mówi Michalska.
Nasza rozmówczyni widzi światełko w tunelu, ale nie ma poczucia, że sprawa rzeczywiście została załatwiona. - Zobaczymy, jeszcze jak to będzie wyglądało w praktyce. Nie możemy oczywiście powiedzieć "nie, nie chcemy". Staramy się to uszanować, ale wielkiej satysfakcji z tego nie ma - podsumowuje.
Mateusz Kędzierski, przewodniczący Związku Zawodowego Pracowników Ratownictwa Medycznego Meditrans, też czeka na szczegóły wypłaty dodatku. Nie kryje jednak, że dobrze się stało, że rządzący w końcu zauważyli wysiłek pracowników niemedycznych.
- Kierowcy karetek, którzy nie mają wykształcenia medycznego, są bardzo ważnymi członkami zespołów ratownictwa medycznego, a ich zarobki są - mówiąc delikatnie - bardzo niskie, by nie powiedzieć: uwłaczające. W warszawskim pogotowiu kierowcy zarabiają ok. 2,5 tys. zł netto, więc taki dodatek na pewno będzie ogromnym wsparciem dla nich - mówi Kędzierski.
Stały dodatek?
Jak przekonuje, oni mają taki sam kontakt z pacjentami zakażonymi lub podejrzanymi o zakażenie COVID-19 jak lekarze.
- Ryzykują własnym zdrowiem, jak również zdrowiem swoich bliskich. Warto także pamiętać, jaka odpowiedzialność na nich spoczywa. Prowadzenie auta uprzywilejowanego to odpowiedzialność za siebie, za pacjenta, za członków zespołu, ale także za wszystkich innych uczestników ruchu drogowego.
- W związku z tym, z niecierpliwością czekamy na szczegóły tego projektu i bardzo się cieszymy, że mimo tego, iż z dużym opóźnieniem, to rządzący wysłuchali naszych apeli i chcą wynagrodzić odpowiednio personel pomocniczy za ich ciężką i pełną poświęceń pracę - zapewnia Kędzierski.
Przewodniczący związku ma jednak nadzieję, że mimo zapowiedzi premiera, dodatek nie będzie tylko jednorazowym świadczeniem, ale stanie się stałą częścią wynagrodzenia kierowców karetek. - Przynajmniej tak długo, jak owe dodatki będą otrzymywali medycy - podsumowuje Kędzierski.